Jest jeszcze jeden fragment książki Tomberga (piszę o niej tutaj), który zrobił na mnie duże wrażenie. To rozważania na temat tego, czego:
»ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało,
ani serce człowieka nie zdołało pojąć,
jak wielkie rzeczy przygotował Bóg tym, którzy Go miłują.« (1 Kor, 2)
Tomberg próbuje dociec, jaką naturę będzie miało nasze zmartwychwstałe ciało. Szuka wpierw opisów ciała zmarwychwstałego Chrystusa, potem próbuje odnieść to do swojego systemu metafizycznego opisanego w Medytacjach... A mnie przypominają się opisy Nieba u C. S. Lewisa (np. w Ostatecznym rozwodzie) albo opis fanar ('manifestacji') Valarów u Tolkiena – oto opis ze str. 647:
Ciało zmartwychwstania jest ciałem doskonałej wolności, czyli doskonałą manifestacją samej indywidualności, bez utrudnień ze strony dziedziczenia. Nie jest więc tylko "narzędziem", jakim dusza się posługuje, zupełnie tak samo jak dusza nie jest tylko narzędziem, jakim posługuje się duch. Sam bowiem termin "narzędzie" zakłada quasi-mechaniczny związek między mistrzem a jego przyrządem. (...) Związek między duszą a ciałem zmartwychwstania jest odmienny. Należy pojmować związek między duchem, duszą i ciałem w zmartwychwstaniu jako odzwierciedlenie Trójcy Świętej, czyli jako przywrócenie obrazu i podobieństwa do Boga. (...) Człowiek będzie trój-jedyny, jak trój-jedyny jest Bóg. (...).I jeszcze na str. 644:
Ciało zmartwychwstania nie będzie więc mieć w sobie nic mechanicznego, nic automatycznego. W żadnym razie nie będzie zespołem przyrządów sfabrykowanych raz na zawsze, do użytku woli. Innymi słowy, nie będzie mieć "narządów" gotowych i niezmiennych. Nie, ciało zmartwychwstania będzie absolutnie plastyczne i do każdego działania będzie tworzyć odpowiednie "narządy". Raz będzie to promieniejące światło – jakiego doświadczył Paweł w drodze do Damaszku – raz prąd ciepła, raz tchnienie ożywczej świeżości, raz świetlista ludzka postać, raz cielesna postać ludzka. Albowiem ciało zmartwychwstania będzie magiczną wolą kondensującą i rozprzestrzeniającą. Będzie – powtórzmy – syntezą życia i śmierci, czyli czymś zdolnym do działania tu na dole jak życie, a zarazem cieszącym się wolnością wobec więzów ziemskich jak śmierć (...).
Ale jest pewna rzecz, pewna szczególna cecha, o której ewangeliczna opowieść wielokrotnie wspomina: otóż zmartwychwstały Chrystus był trudny do rozpoznania, wcale nie przypominał Mistrza, którego uczniowie i kobiety znali tak dobrze. Dlatego Maria z Magdali wzięła go za ogrodnika; dwóch uczniów z Emaus rozpoznało go dopiero w chwili, gdy rozłamał chleb; uczniowie nie rozpoznali jego postaci nad Morzem Tyberiadzkim i dopiero, gdy rozmawiał z Janem, najpierw sam na sam, ten poznał go i rzekł do Piotra: "»To jest Pan!« Szymon Piotr usłyszawszy, że to jest Pan (...) rzucił się w morze" (J 21,7).
Dlaczego? Albowiem zmartwychwstały Jezus był bez wieku; nie wyglądał na Jezusa z przedednia Kalwarii ani z czasu chrztu w wodach Jordanu. Tak samo jak pojawił się przemieniony na wysokiej górze, gdzie rozmawiał z Mojżeszem i Eliaszem, tak samo przemienił się po swym zmartwychwstaniu. Zmartwychwstały był nie tylko syntezą życia i śmierci, ale także syntezą młodości i starości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz