wtorek, 21 maja 2019

The London Tolkiens
Even more information!

St Paul, Covent Garden. I have indicated the north side of its churchyard
where at No. 60 there was John Benjamin Tolkien's shop
–Engraving by Thomas Girtin 1775–1802

I have bought new service on Ancestry.co.uk (where you can find The Tolkien Family Tree made by me with 1028 persons included) and I could find our "Dantzick-Brothers-In-London" in the archival The Times magazines from the 18th and 19th centuries. I love this advertisement from 21 June 1813:
"ALL the remaining elegant STOCK in TRADE of Mr. J[ohn] B[enjamin] Tolkein [should be Tolkien], glass and china manufacturer, a bankrupt, on the premises, No. 60, the north side of St. Paul's Church-yard. The stock is extensive, and consists of very rich china, in the greatest variety, and of elegant patterns; an amount of very rich cut glass, in a profusion of useful articles, a variety of table and desert services of china, an infinity of ornamental and useful articles, together with a large quantity of earthenware. May be viewed on the sale; and catalogues had on the premises, and in Covent-garden."
We can find here rich and beautiful assortment of Tolkien's shop, all these china, glass, services, patterns etc. J. R. R. Tolkien's great-great-grandfather born in Danzig/Gdańsk in 1752 was in London first a watch- and clockmaker (see here), but from 1809 he became a china and glass-seller and manufacturer. His first business of this kind was in 1809 at 111 Guilford Street, Bloomsbury ("J. B. Tolkien, Dealer in China and Glass" – there is a nice Starbucks there now) then he moved to 60 (or 3) St Paul's Churchyard, Covent Garden ("China and Glass Seller") and in from 1814 we can find his shop at 21 Skinner Street, Snow Hill ("J. B. Tolkien & G[eorge] Tolkien, China & Glass Man", "Cut-glass and China Manufacturers"). As we can see first profession of George Tolkien, J. R. R. Tolkien's great-grandfather, after his unfinished furrier apprentice, was manufacturing and selling china and glass with his father.

About Tolkien's bankrupcy we can also read in the newspaper The News (from 9 May 1813). Tolkien bankrupted in May 1813 after his older brother, Daniel, died:


Another interesting fragment of the The Times comes from 31 October 1794, just after Daniel Gottlieb Tolkien received his act of naturalization (see here):
 

This text reads:
TOLKIEN, SKINNER and FURRIER, No. 60, Chaepside, second house from the corner of Bow-lane.

TOLKIEN thankfully acknowledges the favours he has received from his friends, at his original Shop, No. 28, Bedford-street, Covent Garden, and most respectfully acquaints the Ladies and his Customers in general, of his having opened another large, commodious, wholesale and retail Warehouse, for the accomodation of the Public, at No. 60 Cheapside; and the encouragement he has met with [...] his first commencement in business, has induced him to enlarge his Stock very considerably, and conceives himself absolutely obliged to thus express his gratitude for past favours, and hoping for the continuance of future.

Tolkien has just manufactured an extensive assortment of the most fashonable Muffs, Tippets, Trimmings, and ready-made Cloaks for the present season.

The above articles for goodness may challange competition, as being manufactured out of the most valuable and beautiful Furs that the universe can produce, and is enabled to do the article as low as any other Manufacturer in London.

Country dealers may be supplied with the above articles on the lowest and most reasonable terms.
I would like to remind that Daniel's uncle, Michael Tolkien (his father's, Christian, brother) was a furrier master in Danzig (Gdańsk) from 1742 to 1795.

Daniel Tolkien's house at 60 Cheapside, City of London according to
John Tallis' street views produced in 1838-1847 - read about it here

The same house on the picture from the 19th century

środa, 8 maja 2019

Więcej informacji o gdańskich Tolkienach!

Po powrocie z pięknej pielgrzymki alpejskiej (Mariazell, Zell am See, Lugano, Locarno, Mediolan, Trydent), a przed pogrzebem mojej kochanej Mamy "uciekłem" na dwa dni do Gdańska. W dniach 5-6 maja odetchnąłem świeżym powietrzem Prus Zachodnich i królewskiego portowego i handlowego Miasta. Trafiłem do Twierdzy Wisłoujście, gdzie mogłem nie tylko wziąć udział w pokazach związanych z mijającą majówką, ale także także przyjrzałem się domom żołnierzy Wisłoujścia, które mogą przypominać dom Christiana Tolkiena, który stał przy wałach miejskich przy Letzte Gaße nr 12 (inaczej An der Radaune nr 28). Spałem w moim ulubionym hotelu z dobrym internetem, kolacją i śniadaniem (Via Steso przy Wyczółkowskiego czyli na Kleine Molde), rano obejrzałem z wypiekami kolejny odcinek Gry o tron, a o 9.00 siedziałem już w Archiwum Państwowym i zacząłem odkrywać kolejne dokumenty z gdańskimi Tolkienami...

Jeden z domów w Twierdzy Wisłoujście. Kto wie, czy dom Christiana Tolkiena
nie wyglądał podobnie. Są dwa piętra, dwoje drzwi prowadzących do oddzielnych mieszkań.
Brakuje tylko przedproża, które chroniło wejście przed wodą spływającą z Biskupiej Górki
Największe odkrycie tego dnia to APG 353/23 czyli Grabsteinbuch (spis płyt grobowych) z kościoła św. Katarzyny. Już dawno temu odkryłem, że kuśnierska rodzina Michaela Tolkiena (1708–1795) spoczywa w tym starym gdańskim kościele (w którym znajdowała się Kaplica Kuśnierzy) pod płytami nr 37 (Michael Tolkien), 48 (jego żona Euphrosina) oraz 84 (dzieci Michaela i Euphrosiny). Teraz mam dokładną ewidencję, jaka była własność i historia tych miejsc pochówku. Mam też w końcu ostateczny dowód, że większość dzieci Michaela Tolkiena zmarła we wczesnym dzieciństwie:

Płyta grobowa nr 37, pod którą w 1795 pochowano Michaela Tolkiena (o tej płycie szczegółowo pisałem tutaj):


No. 37
[1730] 1. Daniel Jantzen "daß gantzen Begrabniß" (całe miejsce pochówku)
1748, D. 24 July "Jantzen sein Kindt" (dziecko Jantzena)
1759, D. 3 December "Carlina Friderica Jantzen ein Kindt" (dziecko)

Ciekawsza jest płyta nagrobna nr 84, gdzie spoczywają kuśnierskie rodziny Matthies i Tolkien:


Z zapisu dowiadujemy się, że płyta należała w połowie do panny Euphrosiny Matthies, a w połowie do jej brata (?), Daniela Matthies. W 1742 pochowano tam dwoje dzieci rodziny Matthiesów, w 1748 dziecko kuśnierskiej rodziny Rohnów (?), później także przedstawicieli rodziny Jantzen.

Z rodziny Tolkienów znajdujemy tu pochówki sześciorga dzieci, których dokumenty chrzcielne znamy w Kościoła Mariackiego (patrz tutaj):
  • "1750 D. 14 Septhember, Euphrosiena Regiena Tolkienen" (Euphrosina Regina Tolkien, 1746–1750)
  • "1750 D. 3 October, Anna Elisabet Tolkinnen ein Kindt" (Anna Elisabeth Tolkien, 1744–1750)
  • "1751 D. 6 September, Jan Friderich Tolkihn ein Kindt" (Johann Gottfried [?] Tolkien, 1750–1751)
  • "1755 D. 10 December, Johan Danil Tolkin ein Kindt" (Johann Daniel Tolkien, 1752–1755)
  • "1758 D. 27 Johanuary, Tolkin sein [...]" (Michael Tolkien [?], 1757–1758)
  • "1761 D. 14 Maye, Benjamin Tolkin ein Kindt" (Benjamin Tolkien, 1760–1761)

Z ośmiorga dzieci Michaela i Euphrosiny Tolkienów (Anna Elisabeth, Euphrosina Regina, Dorothea Constantia, Johann Gottfried, Johann Daniel, Michael, Benjamin i Christian) dorosłego życia dożyło tylko dwoje: Dorothea Constantia (ur. 1748), która w 1766 wyszła za mąż za kuśnierza i ewangelika reformowanego, Andreasa Uebelina oraz Christian Tolkien II (1762–1821), który w XIX wieku był gdańskim antykwariuszem, ale nie pozostawił po sobie żadnego męskiego potomka.
_____________________________________

Inny ciekawy dokument to APG 358/23, str. 171 gdzie udało mi się znaleźć akt chrztu przyszłej żony Christiana Tolkiena I (1706–1791), Anny Euphrosiny, z domu Bergholtz (Berckholtz):


Okazuje się, że urodziła się ona najpewniej w październiku 1718, ochrzczona była w kościele St Salvator (Zbawiciela) w Petershagen (Zaroślak) 20 października tamtego roku. Poznajemy imiona jej matki, Anny Marii. Mamy tu też podobną sytuację, jak w przypadku chrztów dzieci żołnierza gdańskiego, Christiana Tolkiena (przyszłego męża Anny Euphrosiny) – chrzestnymi są przedstawiciele gdańskiego patrycjatu (tutaj: H[err] [...] Ernst Christoph von Prebentau [?], Fr[au] Veronica von Pudeweltz oraz Fr[au] Catharina von Goltzin (gen. mjr Heinrich von der Goltz był wówczas dowódcą wojsk gdańskich!).

Co ciekawe nie znajduję w tej parafii ślubu Ephraima Bergholtza i Anny Marii, co może świadczyć o tym, że pobrali się oni poza Gdańskiem – czyżby na wcześniejszej placówce wojskowej Bergholtza? Może tu być podobna sytuacja, jak z Christianem Tolkienem. Możliwe, że artylerzysta Ephraim Bergholtz był zbiegiem z Królestwa Prus, który oddał się na służbę polskiego Gdańska). O tym, że małżonkowie przybyli do Gdańska skądś indziej może świadczyć też to, że nie podano nazwiska rodowego Anny Marii.
_____________________________________

Z dokumentu APG 300,31/109 ("Prusacy w Gdańsku 1770") dowiaduję się, że ani Michael, ani Christian Tolkienowie, choć zbiegli z Królestwa Prus przed 1740, nie zostali odesłani (ekstradycja 1770-1771) do rodzimego wojskowego kantonu w Krzyżborku.
_____________________________________

Odkryłem niesamowity opis Gdańska z 1807! Chodzi o Historisch-topographisch-statistische Nachrichten von der Königlich-Westpreußischen See- und Handelsstadt Danzig Christiana Friedricha Wutstracka. Niestety to obszerne dzieło istnieje tylko w rękopisie (jego sygnatura to APG 300,R/Ll, 96)
Dzieło to zawiera ciekawy opis Petershagen z czasów Bergmannów, następców Tolkienów. Zajmę się nim kiedy indziej.
_____________________________________

Zauroczyły mnie też zbiory kartograficzne na mikrofilmach (APG 300,MP). Mamy tam takie ciekawe plany kościołów gdańskich z zaznaczonymi tablicami grobowymi. Niestety są tylko plany Kościoła Mariackiego (300,MP/1235) i kościoła św. Jana (300,MP/1234), a nie ma św. Katarzyny. A dużo bym dał za taki plan, na którym mógłbym dokładnie oznaczyć pochówki gdańskich Tolkienów:


 Nie traćmy nadziei! Może znajdę coś takiego w Berlinie?

wtorek, 7 maja 2019

Moja kochana Mama jest już z Bogiem...

Homilia pogrzebowa

+ Małgorzata Derdzińska
13.09.1943 – 25.04.23019 – 7.05.2019 r.

/Ewangelia 5: Łk 7,11-17/

ks. dr hab. Paweł Sobierajski 


1. Ten krótki fragment Łukaszowej Dobrej Nowiny czyni nas świadkami niezwykłego wydarzenia, które miało miejsce prawie dwa tysiące lat temu w bramach miasta Nain. Śledząc bieg faktów, widzimy idące naprzeciw siebie dwie procesje.

Ta pierwsza to kondukt pogrzebowy. Odziani w kir żałobnicy towarzyszą biednej matce, która na cmentarz odprowadza ukochanego syna. Cierpią razem z owdowiałą kobietą nie tylko dlatego, że straciła swojego jedynaka, ale także dlatego, że po jego śmierci nie będzie miała w najbliższej rodzinie ani męża, ani syna, czyli żadnego obrońcy, żywiciela… Okrutna śmierć nie tylko zniszczyła więc życie dziecka, ale także zaczęła niszczyć życie biednej kobiety. Stąd ból i płacz, i narzekanie; jęki, zawodzenie, skarga; wielki ocean cierpienia.

A druga procesja, która zmierza w kierunku żałobników. Tam słychać radosne okrzyki, wiwaty, śpiewy. Tłum szczęśliwych pielgrzymów mówi o Zbawicielu, Lekarzu, Uzdrowicielu, Nauczycielu, o Panu i Mistrzu, o Nazarejczyku, który pielgrzymuje wraz z nimi.

Jakże te dwie procesje do siebie nie pasują. To jakby próbować pogodzić kondukt żałobny z weselnym korowodem, wodę z ogniem… kto komu zejdzie z drogi? Kto zwycięży w tym pojedynku na emocje, przekonania, gesty?

2. Chrystus zatrzymuje się obok kobiety. Użala się nad nią… Przejmuje się nią i jej losem aż do szpiku kości… /gr. splanha – wnętrzności/. Staje po jej stronie każdą komórką Swego Boskiego Ciała i każdym porywem Swej Boskiej Mocy.

A potem w jednej chwili pokonuje śmierć chłopca, ból matki, łzy żałobników. Łączą się wszyscy w wielkim uwielbieniu na cześć Boga, który łaskawie nawiedził Swój lud i okazał mu Swą Miłość.

Tylko, że to było dwa tysiące lat temu… Tylko, że u nas role są jakby odwrócone. Obok urny z prochami św. pamięci Małgorzaty Derdzińskiej stoi jej ukochany syn, Ryszard, sierota, z przyrodnią siostrą Kają. Stoją Siostra oraz brat zmarłej ze swoimi rodzinami.

Są także przyjaciółki z Salonu Literackiego, z Klubu na Giszowcu, z Liceum, z Przedszkola, z ukochanej Szkoły Życia… Nauczyciele, uczniowie, wychowankowie, sąsiedzi… Całe grono bliskich, znajomych, zafascynowanych życiem dzięki kochanej Małgosi, która nie żałowała swego życia, by innych życia nauczyć.

To była nie tylko Ślązaczka Roku, dziesięciolecia, stulecia. To była prawdziwa Ślązaczka duszą i sercem całym. Godała konkursowo, haftowała, malowała, rysowała, wycinała, lepiła, pisała… Te książki kucharskie ze śląskimi przepisami, o których już dzisiaj prawie nikt nie pamięta. Całe tomy pamiętników z wypraw po Nikiszowcu, z podróży do umiłowanego Gdańska, do ukochanej Anglii, na wszystkie kontynenty świata… A wszystko udokumentowane, opisane, sfotografowane, przeżyte, opowiedziane i okraszone pięknym uśmiechem. Trzy kroniki jej życia i śląskich obyczajów z ostatnim wpisem o chorobie, która na nią spadła w ostatnim czasie.

3. Dlaczego nie rozpaczamy po śmierci tej wielkiej śląskiej Artystki, Turystki, Nauczycielki, Wychowawczyni, Ochmistrzyni, Organizatorki, Poetki, Pisarki, Malarki… Dlaczego nie płaczemy?

Bo czujemy sami, że na naszych oczach spełnia się Ewangelia. Najpierw, gdy dotarła do mnie wiadomość o chorobie, przyjechałem do mieszkania syna troskliwie opiekującego się kochaną Mamą, by sprawować w tej domowej kaplicy Mszę św. błagalną o wypełnienie woli Bożej aż do końca.

W wieczór poprzedzający godzinę odejścia byłem jeszcze z sakramentem namaszczenia chorych i tuz po obrzędzie zaśpiewałem wprost do ucha i serca Małgosi piękną pieśń o celu naszego życia:

Wszyscy się spotkamy w niebie,
Gdzie jest Bóg, Król i Pan, Ojciec nasz
Wszyscy się spotkamy w niebie,
Za niedługi czas!
Przygarnie nas do siebie Bóg Ojciec tam w niebie, tam w niebie
Przygarnie nas do siebie Bóg Ojciec ta w niebie, za niedługi czas…


Już nie mogła mówić słowem, tak mizerna i słaba… Ale delikatny uśmiech na twarzy mówił o Oblubieńcu, którego już być może czuła, widziała w oddali.

Następnego dnia, tuż na początku Mszy św. Chrystus przeprowadził Małgosię do nowego życia. I już komunię św. mogła przyjąć w niebie!

Przez te kilka miesięcy zmagań z okrutną chorobą, ani razu nie narzekała. Mimo wyniszczającego procesu, który postępował w zawrotnym tempie, nie odczuwała bólu, pogodzona z ciężkim krzyżem aż do końca. Przygotowana na tę chwilę jak oblubienica na małżeńskie gody z Oblubieńcem.

Na jej Golgocie postawił Pan Jezus kochającego Syna, ale także lekarzy, pielęgniarki z Gliwickiej Onkologii, oraz, a może przede wszystkim całe Sosnowieckie Hospicjum z lekarzami, pielęgniarkami, wolontariuszami, z Panią prezes Małgorzatą Czaplą oraz ukochaną panią Ewą, od uścisków, przytuleń, okładów, smarowań, opowieści, melodii, piosenek, dyskusji…

A ona dawała z siebie tyle, ile mogła… Póki chodziła, oprowadzała gości po Hospicjum, wspierała innych, otaczała modlitwą, opiekowała się troskliwie i jakby zaprzeczając okrutnej chorobie elegancję księżnej Diany ozdabiała Hospicyjne korytarze oraz kaplicę – istny przedsionek nieba.

Rysiu drogi, coś się z ojcem + Stanisławem pożegnał już w 1988 roku, nie jesteś sam. Pan Jezus oddaje Ci Mamę w tysiącach wspomnień, modlitw, koncertów, podróży, czytanych książek, wysłuchanych audycji, obejrzanych filmów… Oddaje Ci Mamę wraz z tym wszystkim, co kochała, uporządkowała i zostawiła na ziemi, jako cudowny ślad dla potomnych.

Wracaj tu do tej świątyni, gdzie w wodach chrztu św. rozpoczęło się Boże życie w twojej Mamie. Wracaj na pobliski cmentarz, gdzie od lat leży także twój tato. Teraz już masz ich razem na Boskich godach w niebie, z Chrystusem, który na naszych oczach dokonuje takich wielkich cudów.

Niech Was drodzy żałobnicy, nawiedzi Bóg ze swą potężną łaską i pozwoli Wam z radością wspominać bogate życie, piękną śmierć oraz niebiańską przyszłość śp. Małgorzaty, która już tam zadba o to, by w niebie nie było nudno ni Maryi, ni Dzieciątku, ani Świętym, ni Aniołom… Wszyscy się spotkamy w niebie…