35 lat temu o północy rozpoczął się stan wojenny wprowadzony przez komunistyczne władze PRL. Gen. Wojciech Jaruzelski realizując interesy obcego, wrogiego Polsce mocarstwa - Związku Sowieckiego - uwięził Polaków i odebrał nadzieję na wolność i demokrację. W najbliższych dniach zaczęli ginąć ludzie. Zablokowano granice, wyłączono telefony, zaczęto kontrolować całą korespondencję, wprowadzono godzinę milicyjną - Polska stała się jednym wielkim więzieniem, w którym osadziła nas WRON - Wojskowa Rada Ocalenia Narodowego, jak się buńczucznie nazwali.
Ja miałem wtedy 6 lat. Dokładnie pamiętam strach i zawód moich rodziców. Byłem wtedy z nimi na wyjeździe weekendowym w leśniczówce naszego znajomego pana leśniczego koło Dobrodzienia w Województwie Opolskim. Rano w telewizji nie było teleranka, a z dołu gospodyni zawołała (pamiętam to jak dziś): "Chodźcie na dół, w radiu mówią, że jest wojna!". To było straszne!
Gdy wysłuchaliśmy pana w czarnych okularach (nie sposób było go już nigdy polubić - pamiętam każde pana słowo, panie Jaruzelski) szybko się spakowaliśmy i maluszkiem do domu. Po drodze było kilka kontroli milicyjnych, wycelowane w nas karabiny... W Tarnowskich Górach utknęliśmy w korku. Trzeba było przepuścić czołgi i wozy opancerzone komunistycznej armii LWP, która w imieniu międzynarodowego komunizmu i swoich mocodawców w ZSRS wykonywała egzekucję na rodzącej się demokracji. Wojsko jechało do kopalń, żeby pokazać swoją siłę. Dziś wiemy, że jechali tam też mordercy, którzy niedługo mieli zabić górników z Kopalni "Wujek".
Już kolejnego dnia wiedzieliśmy, że wielu znajomych moich rodziców poszło siedzieć do obozów dla internowanych. Baliśmy się, że zaczną wywozić ludzi do Rosji. Na szczęście Rosja miała wtedy inne problemy - na swoich południowo-wschodnich rubieżach. Dziś historycy potwierdzają, że ZSRS nie wkroczyłoby do Polski - nie musieli, bo w Polsce mieli swoich ludzi z WRON, którzy lepiej spacyfikowali Polaków niż zrobiłaby to Armia Czerwona.
Chodziłem do szkoły koło Komendy Głównej Milicji w Sosnowcu. Jeszcze wiele miesięcy stacjonowały tam "suki" (wozy milicyjne) i ciężarówki ZOMO. ZOMO to tacy zmilitaryzowani milicjanci z bronią ciężką, pałami... Podobno brali specjalne narkotyki przed swoimi akcjami rozbijania demonstracji... Żeby lepiej bić, żeby wybić Polakom marzenia o wolności...
To są moje wspomnienia z tego mrocznego czasu. Miałem dość szare dzieciństwo. Całe lata 80. to był czas, gdy ludziom brakowało nadziei.
Dzięki Jaruzelskiemu i nocy WRON...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz