piątek, 30 kwietnia 2021

Profesor Pełczyński i Profesor Tolkien

Źródło zdjęcia: Polak Potrafi
 
W naszym fanzinie Simbelmynë (#2 [31] - tu do ściągnięcia w PDF) nasz przyjaciel, Szymon Pindur opisał bardzo ciekawą historię znajomości Profesora Zbigniewa Pełczyńskiego z Profesorem Tolkienem. Opublikowaliśmy tam też po polsku i angielsku osobiste wspomnienie prof. Pełczyńskiego na temat jego przyjaciela.
 
Jak pisze Szymon Pindur, Zbigniew Pełczyński jest emerytowanym profesorem uniwersytetu oksfordzkiego, gdzie od 1953 roku wykładał filozofię polityczną. Spod jego skrzydeł wyszło wielu wpływowych polityków i liderów społecznych. Jest on niezwykle barwną postacią, a przy tym osobą bardzo zasłużoną zarówno dla Polski, jak i dla Wielkiej Brytanii. Został odznaczony między innymi Krzyżem Komandorskim z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski, a także Orderem Imperium Brytyjskiego (OBE). W czasie II wojny światowej walczył w szeregach AK. Jest weteranem Powstania Warszawskiego. Po wojnie wyemigrował do Wielkiej Brytanii, gdzie studiował na Uniwersytecie St Andrews w Szkocji, a później na uniwersytecie oksfordzkim, gdzie został wykładowcą. Oprócz pracy naukowej bardzo wiele zdziałał na polu życia publicznego, zakładając w Warszawie Fundację im. Stefana Batorego oraz Szkołę dla Młodych Liderów Społecznych i Politycznych. Jest też autorem programu Oxford Colleges Hospitality Scheme, który umożliwił wielu polskim naukowcom pobyt na uniwersytecie oksfordzkim.
 
Niesamowita historia jego życia opisana została w biografii: Zbigniew Pelczynski: A Life Remembered autorstwa Davida McAvoya, którą w czerwcu 2018 wydano w Polsce pod tytułem Zbigniew Pełczyński. Podarunek życia. Oto fragment książki (str. 97) na temat przyjaźni z Tolkienem:

Drugim przyjacielem Pełczyńskiego w Merton był dawny członek katedry Kolegium Pembroke, z którym chadzali na spacery po terenach uczelni. Ich przechadzki prowadziły do wejścia do Uniwersyteckiego Ogrodu Botanicznego, gdzie towarzysz za każdym razem się z nim żegnał. Pełczyński zawsze się temu dziwił. Dopiero przeczytawszy niesamowite opisy przyrody we Władcy Pierścieni, zrozumiał, dlaczego John R. R. Tolkien preferował kontemplację drzew w samotności.

Szymon Pindur pisał też w Simbelmynë: "Obecnie ponad dziewięćdziesiątletni Profesor Pełczyński, dla przyjaciół ZAP (od pierwszych liter imion i nazwiska: Zbigniew Andrzej Pełczyński), mieszka wraz ze swoim synem w starym domu w Barton-On-The-Heath w hrabstwie Oxfordshire, niedaleko Oksfordu. Mimo podeszłego wieku nadal pomaga na różne sposoby wielu młodym w rozpoczęciu kariery naukowej lub politycznej. Prowadzi też nieprzerwanie bogate życie intelektualne – pomagają mu w tym goszczący w jego niezwykłym domu asystenci. Jednym z takich asystentów Profesora miałem zaszczyt i przyjemność być przez okres jednego miesiąca. W tym czasie poznałem wiele niesamowitych faktów z jego życia i wysłuchałem wielu bardzo interesujących historii. Jedną z nich jest historia długiej znajomości Profesora Pełczyńskiego z J.R.R. Tolkienem. Byli obaj dobrymi znajomymi, członkami tych samych kolegiów (Pembroke i Merton). Profesor Tolkien bardzo lubił rozmawiać ze swoim polskim kolegą. Przebywając u ZAP-a udało mi się spisać jego wspomnienia związane z Profesorem Tolkienem, które załączam w niniejszym artykule po angielsku i po polsku".

Wspomnienie Profesora Pełczyńskiego, w którym możemy przeczytać o kolejach ich znajomości, o problemie, jaki J. R. R. Tolkien miał z przysłanymi mu z Polski Ludowej należnościami za wydane książki, o planach wysłania syna, Christophera Tolkiena za polskie złotówki na narty do Zakopanego, o Sośnie Tolkiena itd. możecie znaleźć w dostępnym za darmo numerze naszego magazynu. Tutaj jest link

Oto treść tego wspomnienia:

MOJE WSPOMNIENIA O J. R. R. TOLKIENIE
Zbigniew Pełczyński, Profesor Pembroke College, Oksford

Moja znajomość z Profesorem Tolkienem rozpoczęła się około trymestru Michaelmas 1955 roku. Było to bodajże na obiedzie w Merton College, gdzie właśnie w tamtym czasie zacząłem wykładać filozofię polityczną, łącząc to z pracą w Balliol College. Poznaliśmy się, siedząc obok siebie podczas obiadu bądź przedstawiliśmy się sobie nawzajem później w pokoju profesorskim w czasie podwieczorku. 

Bardzo się cieszyłem z tego spotkania, ponieważ już wcześniej przeczytałem Hobbita, najpierw sam, a potem czytałem go trójce moich, wówczas bardzo małych, dzieci, którym się bardzo spodobał. Tolkien okazał się żywo zainteresowany moimi polskimi korzeniami i kiedy poznaliśmy się bliżej, były one częstym tematem naszych wspólnych rozmów.

W październiku 1957 roku zostałem wykładowcą w Kolegium Pembroke, dzieląc to stanowisko z pracą w Kolegium Merton. Zaczęliśmy wtedy spotykać się regularnie przy wspólnych posiłkach. Najczęściej były to lunche w Kolegium Merton, po których Tolkien wracał jednak zaraz jak najszybciej do domu, by dotrzymać towarzystwa swojej chorej żonie, Edith. Zmieniło się to diametralnie po jej śmierci, wraz z jego odejściem na emeryturę. Merton zaoferowało mu małe mieszkanie bardzo blisko kolegium, na Merton Street, ze specjalnym wejściem od strony ogrodu Merton College, do którego Tolkien miał własny klucz. Stał się wówczas o wiele bardziej towarzyski i wszystkie swoje posiłki jadł w kolegium. Od tamtego czasu zaczęliśmy się tam bardzo często spotykać.

Z początku, o dziwo, nie miałem pojęcia o jego silnych więzach z Kolegium Pembroke przed przejściem do Merton, dopóki on sam o tym nie wspomniał. Objął tam stanowisko profesora języka staroangielskiego na katedrze „Rawlinson and Bosworth” w październiku 1925 roku. Była to jego baza naukowa aż do 1945 roku, kiedy to przeszedł do Merton, by objąć tam stanowisko profesora języka angielskiego.

Później spotykaliśmy się również od czasu do czasu w Pembroke, zwłaszcza przy okazji uroczystych obiadów kolegialnych, na które zapraszano go jako byłego wykładowcę tegoż kolegium.

Musiało minąć wiele czasu, zanim zdołałem zebrać się na odwagę, by zapytać go, dlaczego po dwudziestu latach zmienił kolegium. Uśmiechnął się tylko i powiedział, że były dwie przyczyny: akademicka i osobista. Po pierwsze, zmęczyło go zanadto wykładanie i uczenie studentów staroangielskiego i bardzo chciał poszerzyć zakres swojego nauczania. Po drugie, dość tajemniczo i z uśmiechem dodał: „Prawdę mówiąc, doszczętnie zmęczyłem się byciem wykładowcą w Pembroke.

Było to bardzo małe, skostniałe i dość przeciętne stanowisko – całkowite przeciwieństwo Merton”.

Tolkien zadawał się najbardziej nie lubić tam H. L. Drake’a – starszego tutora oraz L.E. Salta – kwestora. Obaj byli starymi kawalerami mieszkającymi w kolegium. Ówczesny szef kolegium, wielebny Frederick Holmes Dudden (pełniący to stanowisko w latach 1918–1955), był niegdyś uznanym teologiem, ale w czasach Tolkiena najwyraźniej zaczął tracić swoją pozycję zarówno w teologii, jak i w samym kolegium.

Podczas naszych rozmów w Merton nie poruszaliśmy filologicznych i literackich tematów związanych z pracą naukową Tolkiena. Nie mówił też zbyt wiele o szczegółach swojego życia. Był natomiast bardzo zainteresowany Polską i moimi doświadczeniami wojennymi z czasów niemieckiej okupacji. Ale najbardziej chyba interesowała go sytuacja Kościoła katolickiego w Polsce, bardzo cierpiącego w czasach komunizmu, mimo zyskania względnej autonomii pod władzą Władysława Gomułki, nowego sekretarza PZPR. Gomułka został wybrany w październiku 1956 roku, wbrew sowieckim przywódcom, którzy wielokrotnie go atakowali za jego „odchyły narodowe”. Tolkien, o dziwo, znów sam nic nie wspomniał o tym, że był katolikiem, a ja dowiedziałem się tego dopiero po przeczytaniu jego biografii. Czytając jego książki – zawsze z wielkim zainteresowaniem – próbowałem odnaleźć ślady jego katolicyzmu czy też inspiracje religijne w jego dziełach, ale muszę przyznać, że bez powodzenia.

Wiosną i latem nasze rozmowy odbywały się przeważnie podczas poobiednich spacerów po pięknym i przestronnym ogrodzie Kolegium Merton. Stopniowo stały się dość częste, podobnie jak to, że siedzieliśmy obok siebie na lunchu w kolegium. Muszę przyznać, że było to dla mnie duże wyróżnienie, iż tak sławna osobistość zdawała się lubić moje towarzystwo.

Nasze spacery zawsze kończyły się przy tylnej bramie ogrodu wiodącej na Rose Lane. Stamtąd można było wejść bocznym wejściem do uniwersyteckiego Ogrodu Botanicznego, gdzie Tolkien wolał chodzić sam. Mówił mi, że bardzo lubi kontemplować w samotności przyrodę, szczególnie sękatą sosnę, którą tak kochał oglądać. Dopiero lata później, czytając od nowa powieści Tolkiena, dostrzegłem niesamowitą rolę, jaką odgrywały w nich drzewa. Po jego śmierci, w 1973 roku, zawsze kiedy odwiedzałem Ogród Botaniczny, oddawałem hołd tak zwanej „Sośnie Tolkiena”.

Podczas jednego ze spacerów Tolkien powiedział mi – ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu – że trzy lub cztery jego książki zostały przetłumaczone na język polski i że dostał od polskiego wydawcy bardzo duże honorarium w złotówkach, które można było wymienić na funty po absurdalnie wysokim kursie. Zapytał mnie, czy mogę mu zasugerować jakiś interesujący sposób wydania tych pieniędzy w Polsce. Jedyną rzeczą, która mi przyszła do głowy, był wyjazd na narty w Tatry.

Zapytałem go, czy któryś z jego wnuków jest wystarczająco dorosły i zainteresowany jazdą na nartach, by tam pojechać, ale Tolkien odpowiedział przecząco.

Zastanawiam się, czy Tolkien kiedykolwiek słyszał o tym, że pomimo popularności jego książek, zostały one uznane w Polsce za „podejrzane ideologicznie” i „wrogie socjalizmowi”, a później wycofane z obiegu i niewydawane ponownie aż do upadku komunizmu w Polsce.

Podczas naszych spacerów zawsze odnosiłem wrażenie, że Tolkien ma do mnie bardzo dużą sympatię. Mogła ona być po prostu osobista albo też podyktowana moimi polskimi korzeniami, które go fascynowały. Pamiętam, że chociaż był przyjazny, to jednocześnie był raczej powściągliwy i rzadko ujawniał jakiekolwiek historie o sobie, o swoim życiu i swojej drodze na Oksford. Odkryłem to wszystko dopiero po przeczytaniu jego biografii.

Nasza przyjaźń, jeżeli mogę tak ją nazwać, zakończyła się w czerwcu 1973 roku, w okolicznościach, które pamiętam bardzo wyraźnie, aczkolwiek wspominam je ze smutkiem.

Spacerując jak zwykle po ogrodzie kolegium, wspomniał, że ma cały stos polskich wydań swoich książek i nie wie, co z nimi zrobić. „Może chciałbyś taki zestaw? – zapytał. – Są w moim mieszkaniu na Merton Street. Moglibyśmy pójść po nie razem teraz”. Niesłychanie nieszczęśliwie było to zaledwie parę minut przed drugą po południu, a ja byłem umówiony na tutorial ze studentem w Pembroke na tę właśnie godzinę. Przeprosiłem go, na co on odpowiedział: „Nic nie szkodzi, jestem pewien, że będzie inna okazja”. Pożegnał się ze mną i kontynuował swój spacer na Rose Lane i dalej do Ogrodu Botanicznego. W następnym tygodniu pojechał na wakacje i zmarł podczas nich we wrześniu. Nigdy więcej go już nie spotkałem. Napisałem do jego syna, Christophera Tolkiena, który był wykonawcą jego ostatniej woli, i zapytałem, czy mógłbym dostać podarowane mi książki. W odpowiedzi otrzymałem wiadomość: „Książki czekają na Ciebie, ale niestety bez dedykacji”. W stosownym czasie odebrałem je od niego w jego gabinecie w New College.

Te właśnie książki otrzymał w darze od Profesora Pełczyńskiego nasz przyjaciel, Szymon Pindur. Książki zawitały nawet na krótki czas w mojej hobbickiej norce (tutaj znajdziecie z tego relację).

sobota, 10 kwietnia 2021

Mój występ w Radiu Nowy Świat

Fot. Elżbieta Musialik

Jesienią ubiegłego roku mogłem pokazać, jak Tolkien łączy Polaków. W jednym miesiącu nagrywało ze mną materiał i Radio Nowy Świat, i Telewizja Trwam.

Jeżeli chcecie posłuchać mojego występu w programie legendarnego Wojciecha Manna, to zapraszam - kliknij ten link: 

Ryszard Derdziński i Wojciech Mann

piątek, 9 kwietnia 2021

Lyre for Galadhorn!

#GaladhornLyre

There are no accidents in Middle-earth. Do you remember that I had an idea to buy a Germanic harp, a copy of a lyre from Trossingen, with the help of Patronite.pl/Galadhorn. To sing Tolkien songs, Gothic and Old Prussian songs for you... 

Here you can listen to exactly this lyre:


And it turned out that such an instrument is to be sold into good hands by our master of early music, my good friend, Agnieszka Budzinska-Bennett (Ensamble Peregrina)! Here is the lyre waiting for me. I already pre-ordered it. This is a work of Martin Uhlig (Leipzig 2011). Agnieszka adds a special hard case to it. If you want to help me buy it, please give me a modest donation on one of my funds (the cost of the instrument is 600,- euro).

http://Patronite.pl/Galadhorn  

http://PayPal.me/Galadhorn

czwartek, 8 kwietnia 2021

Kalcksteinowie, zwierzchnicy Tolkienów
- po polsku (1577)

W trakcie jednej z moich wizyt w Geheimes Staatsarchiv w Berlinie, w teczce z dokumentami związanymi z rodem szlacheckim von Kalcksteinów, panów na Wogau (patrz tutaj i tutaj), znalazłem taki oto list w sprawie zaślubin, do których nie doszło, który napisany jest XVI-wieczną polszczyzną z Prus w 1577 roku. Podaję go tu w całości, a może ktoś z Was spróbuje go przepisać i zrozumieć? Chętnie opublikuję wynik takiej lektury (oddając hołd badaczowi). Zdjęcie można powiększyć, ściągnąć na dysk itd.

Z teczki XX. HA Adelsarchiv Kalckstein (528 Bd. 1):




Zapraszam do pracy! Transkrypcję można podać w komentarzu lub mailem na galadhorn(at)gmail(dot)com

wtorek, 6 kwietnia 2021

Następni Tolkienowie na Wogau (XV-XVI w.)

Mapa z książki Guddata ukazuje wolne dobra pruskie w Wogau
jako przekształcone w dobra szlacheckie (pruskie dobra - błękit, szlacheckie - żółć)

Kilka dni temu pisałem o primus gentis pruskiego rodu Tolkienów na wolnych łanach w Wogau (dziś kilka kilometrów na północ od Bagrationowska w Okręgu Kaliningradzkim, dawniej Iławki Pruskiej). Polecam, żeby spojrzeć jeszcze raz na Tulkina na Wogau (patrz tutaj). A teraz możemy badać sprawę dalej...

Wogau od XV do XX w. było główną siedzibą rodu von Kalckstein
Ale pierwszymi gospodarzami na Wogau byli Prusowie Tolkienowie

Na kolejnych stronach [k. 65r (37r)] naszego pokarmińskiego zbioru przywilejów mamy następne pokolenie wolnych Prusów na dobrach Wogau. Transkrypcję wykonał dla mnie dr Seweryn Szczepański z Iławy:

Dymteikin zcu Waygow

Wir bruder Winrych von Kniprode Homeister der Bruder des ord[e]ns mit rate un[d] willen uns mechegebite vorleyn un[d] gebyn Dymteikin und sine rechten erbin und nochkomelinge sechs huben uf denn velde zcu Waygow gelegin byne de greniczin als sy ynn bewiset sint vo[n] zcedin von all[erey] arbeit fry, erblich und ewicklich zcu besiczczin mit acker, wesin und als dass dor zcu gehort, do we sullin sy dyne mit pferdin & noch des landes gewoheit zcu allin buerlichen vorke und in vo sunderlichen gnaden das drisig mark wergelt sin sal zcu ewigen gedachnisse desin dinge hange w[ir] unser ingesegil an desin brif Gegeben in unsire thusin Jarin XIIjc Lvij ann donnerstage noch pfyngste, Geczugin sint unsere liben Brudern Wolferen von Belldirsheim Grosskompthur, Bruder Rudiger von Elner marschalk, und andere erbar l[e]ute vil

Nadanie dla Dymteikina i jego prawowitych potomków 6 łanów na polu Wegow wewnątrz jego granic, wolnych od obciążeń chłopskich, w dziedziczne i wieczne posiadanie w zamian za służbę wojskową konną, ponadto Dymteikin i jego potomkowie otrzymali potwierdzenie Wergeldu w wysokości 30 grzywien. Dokument wystawiono 1372 roku w czwartek przed Zesłaniem Ducha Świętego = 16 maja 1372 r. Świadkowie wymienieni w dok.
Z kolejnych pokoleń wolnych gospodarzy na łanach w Wogau mamy w 1425 małego wolnego pruskiego, który nazywał się Mickel zu Waygaw. I u wspomnianego wyżej Dymteikina, i u Mickela musiało funkcjonować już nazwisko czy przydomek Tulkin/Tolkin, skoro w latach 80. XVI w. wolny gospodarz na Wogau, rugowany przez von Kalcksteina nazywał się Valtin Tolckin (patrz tutaj).
 
OF 164, k. 41v
 
Ten Mickel albo jego potomek występuje na tych samych łanach w potwierdzeniu przywileju z 1441 [Źródło: Rep. 100A, Nr. 245 (Fotokopia) (Uralte Hantveste sampt den newen des Gebiets Brandenburgk; (Handfestenbuch der Komturei Brandenburg, HBKB) (= oryg.: Landesbibliothek Hannover (LBH), Ms XIX 1083) http://digitale-sammlungen.gwlb.de/resolve?id=00066564].

Na karcie 176r (205r) [412 w PDF] mamy tam lokalnego komornika (ten urząd często sprawowali lojalni wobec krzyżaków Prusowie), który nazywał się Niclas Petterkaw. Oto treść dokumentu przechowywanego przez von Kalcksteinów, którzy przejęli Wogau w 1468:

Kalgkstein

Wir bruder Johan von Behenhause[n] kompthur czu Brandenburgk bekenne[n] jn Crafft dißen legennertig briffs das wir mit rathe wissen vnd gutte wille vnser bruder haben angeschen die getrawen dinste der Niclas Petterkaw vnser kemerrer vnserm orden vnd vnser getreulich lang gethaf hor vnnd jn zukonfftig[er] zeitte noch thun wier vnd des willen vorlehen vnd geben wir im allen seine[n] rechte erbe[n] vnd nachkome[n] acht hube[n] an acker, wisen, weiden welden, pruchern zu Wagaw geleg[en] binne[n] gewisen grenczen also sie jine von vnsern brudern sindt beweist frey von zinsen vnnd allerlei gebewerliche arbeit erblich vnd ewiglich czu besicze[n] b… von soll ehr vnd seine rechte[n] erben vnd nachkom[lingen] vnd thun eite redlichen dinst mit pferde vnnd harnisch nach gewonheit dess landes zur allen herfarthe[n] vnnd landeswonenn [albo hersher(lides) vnnd landwere] vnnd geschreien. Newe hewser zu bawe[n], alde zv brechen, ader zu bessern wenne wie dick vnd wohin sie geheisthe werde[n] vor vnd ader vnsern brudern czu ewiger beweistung haben wir vnsers ampts jnsegel an disen briff lassen hengen der geben jst jn vnsern haws Creuczeborgk am tag Fabiani vnd Sebastiani jn den jare nach Chr[istus] geburth thausent vierhundert eyn vnd vierzigsth[en] [= 1441, 20 stycznia] Jahr gezeuge sindt vnser liebe[n] bruder jn Got Bruder Vlrich von Thutelsheim [= Ulrich von Dudelsheim, hauskomtur pokarmiński w latach 1440-1442] vnser hawss Compthr, Bruder Casper Beche pfleger zu Leczen, Bernhart von Nickershawser vnser Compan her Nicklas vnser Capplan vnd ander erber leuthe.

Komornik (w Knauten? - w tym to komornictwie leżało Wogau), Niclas Petterkaw to być może ta sama osoba, co Niclos von Petirkow z Ordensbriefarchiv nr 29053:


A jeżeli tak, to ród wolnych Prusów na Wogau (czyli i sam protoplasta Tulkin) wywodzi się być może z Warmii. Bo według komentarza do OBA, Petirkow to Pettelkau k. Tiedmannsdorf, czyli dziś Pierzchały koło Braniewa, nad samą Pasłęką. To tuż obok Tolksdorfu założonego przez Tolkina, tłumacza biskupa warmińskiego, od którego pochodzi ród Tolk von Markelingerode. Czyżby więc rycerscy Tolk von Markelingerode i nasi wolni Prusowie Tolkinowie na Wogau mieli wspólnego przodka? Jest zawsze niezła zabawa, gdy badamy źródła sprzed XVI w., w których w danym rodzie występuje wiele wariantów przydomków i mnóstwo nazwisk od nazw posiadłości. [patrz przypis]

Z kolejnych zebranych przeze mnie dokumentów wynika, że po przejęciu dóbr przez Kalcksteinów w 1468, Tolkienowie pełnili na nich już tylko rolę zarządców, niem pauren. Zobaczmy, jak to było po kolei. Oto fragment tworzonej przeze mnie monografii na temat genealogii Tolkienów:

Według Guddata (Die Entstehung und Entwicklung der privaten Grundherrschaften in Denämtern Brandenburg und Balga) około 1426 zarówno Wogau (prus. *Waigaws), jak i Boggentin były wolnymi dobrami pruskimi (tak jak opisane wyżej Tollkeim). Wkrótce wszystkie te dobra znalazły się w rękach szlachty. Po 1466, czyli po zakończeniu wojny trzynastoletniej prywatni właściciele oprócz radeł czynszowych prawa pruskiego (Zinshaken) i łanów czynszowych prawa chełmińskiego lub magdeburskiego (Zinshufen) otrzymywali też od Zakonu karczmy i młyny z powiązanymi gruntami i ziemią uprawną, a także dobra sołtysie (Schulzengüter) i pruskie wolne dobra (prußische Freiengüter). O ile takie dobra były po wojnie spustoszone, nowi właściciele mogli je dowolnie zagospodarować. Przykładem takich dóbr jest Wogau, które po 1468 Kalcksteinowie objęli w posiadanie, mając tam na wolnych pruskich radłach małych wolnych z rodu Tulkina, którzy jako pruscy zarządcy (zwani czasem pauren) sprawowali w imieniu Kalcksteinów kontrolę nad tamtejszymi pruskimi chłopami, tzw. Hakenzinsbauern (w 1543 znajdujemy trzech takich chłopów w tym majątku).

Kirsten Kalckstein posiadł Wogau i Pieskeim w 1468 roku. W Wogau znajdowały się dawne wolne pruskie dobra (XLII/19). Warto spojrzeć na mapę na początku tego artykułu.

__________________________

Przypis:

Pierwszym Tolkienem w rodzie rycerskim Tolk von Markelingerode był Heinrich Tolkin, który występuje w dokumentach z lat 1292-1328, żył w latach ?1260-?1328.

Heinrich Tolkin to tłumacz-negocjator (niem. Tolke, łac. interpres) w kancelarii biskupa warmińskiego Henryka Fleminga (1230-1300), który występuje w dokumentach jako Heinrich (łac. Heinricus), syn Bernharda, a także jako Heinrich Lutmodus (1292) oraz Heinrich Tolkin (1306). Urodził się w drugiej połowie trzynastego wieku (ok. 1260?) jako syn Bernharda i w młodym wieku związał się z kręgiem doradców biskupa warmińskiego, Henryka Fleminga. Po raz pierwszy spotykamy go w nadaniu lauksu Troben (lauks to określenie jednostki osadniczej z doby plemiennej pruskiej; łac. campus, pol. pole, niem. feld) nad rzeką Łyną dwóm Prusom, Kurnotorowi i Santapowi w 1292 (Codex Diplomaticus Warmiensis czyli CDW I, nr 89). Opisano go tam jako „Heinricus Lutmodus interpres noster” (‘Henryk Lutmod, nasz negocjator’). W dokumencie z 10 listopada 1300 r. (CDW I, nr 109) możemy prześledzić lokację pierwszej wsi chełmińskiej na Warmii, na 60 łanach, [A] Tolksdorfu (dziś Tolkowiec k. Braniewa). Jej zasadźcą na nowym prawie jest nasz Henryk opisany w dokumencie jako „Henricus filius Bernhardi” (‘Henryk, syn Bernharda’) – wcześniej na tym miejscu musiała istnieć wieś zasadzona na prawie magdeburskim przez jego ojca, Bernharda (patrz [I.1]), stąd „Bernhardisdorf”. W dokumencie z 9 stycznia 1301 (CDW I, nr 111) opisano pobliski majątek Demity (Demyta) jako leżący przy „granicas vel metas Hinrici interpretis” ('w granicach [dóbr] Henryka tłumacza'). Z dokumentu wydanego we Fromborku 5 maja 1304 (CDW I, nr 127) dowiadujemy się, że wieś Henryka nosiła pierwotnie imię jego ojca, a sam Henryk był jej sołtysem: „Henricus interpres in Bernhardisdorf sculteus” ('Henryk tłumacz, sołtys w Bernhardisdorf'). Ciekawy jest dokument z 4 czerwca 1306 (CDW I, nr 137), gdzie zapisano ziemię w jakimś Flemyngs w dystrykcie lidzbarskim pewnemu Polakowi (Polonus) Mikołajowi. Jest tam ciekawy dopisek: „P. Heinrici Tolkin”. Może się odnosić do naszego Henryka tłumacza (P. to patrząc na inne dokumenty prawdopodobnie skrót od privilegium, ‘przywilej’). Wcześniejszą formę nazwy wsi Tolksdorf czyli Bernhardisdorf znajdujemy w dokumencie kancelarii biskupa warmińskiego z 15 października 1317 (CDW I, nr 182). Występuje tam jako świadek niejaki Wilhelmus de Bernhardisdorf ('Wilhelm z Bernhardisdorfu'), czyżby inny syn Bernharda? Po raz ostatni Henryk Tolkin, tłumacz biskupi występuje w dokumencie z 14 października 1328 wydanym w Braniewie w czasach kolejnego biskupa Warmii, Jordana (CDW I, nr 240). Występuje tam jako „Heinricus de Tolcksdorf unus de senioribus euisdem domini Heinrici interpres vir utique fidelis et verax vocatus” ('Henryk z Tolksdorfu, jeden z najstarszych wspomnianego pana [biskupa] Henryka, tłumacz, mąż i prawy powołany'). Prawdopodobnie Henryk Tolkin zmarł wkrótce potem.

Imię (przydomek?) Lutmodus jest traktowane przez Trautmanna i Lewego (Reinhold Trautmann, Die altpreußischen Personennamen, str. 53, Ernst Lewy, Altpreußischen Personennamen, str. 52) jako imię pogańskie, bałtyjskie, pruskie, kojarzone z litewskim lutis ‘burza, niepogoda’ i polskim luty ‘srogi’ .Istnieje też pruskie słowo ludis ‘gospodarz’, ale nie można zapominać o średniowysokoniemieckim imieniu Liutmuot, ‘sławny z odwagi’, gdzie średniowysokoniem. liut to ‘głośny, sławny’). Opowiadam się za następującą możliwością: ojciec Heinricha, Bernhard (patrz [I.1]) zasłużył być może w czasie II powstania pruskiego podczas oblężenia Bartenstein (Bartoszyc) na przydomek Liutomuot, ‘sławny z odwagi’. Przydomek ten odziedziczył Heinrich. A później jego drugi przydomek Tolk, ‘tłumacz-negocjator’ skojarzono ze średniowysokoniem. przymiotnikiem *tol-küene ‘szaleńczo odważny’ - stąd przydomek Tolkin. Profesor J. R. R. Tolkien tak właśnie wyjaśniał etymologię swojego nazwiska (od niem. tollkühn < *tol-küene).
 
Może już wtedy komuś przyszło na myśl, że Tolkin, w rzeczywistości pruskie określenie Tulkīn ‘potomek Tolka (tłumacza) to tollkühn ‘szaleńczo odważny, brawurowy’ i obmyślił inny odpowiednik – niem. lūtmod ‘głośny-śmiały’?

sobota, 3 kwietnia 2021

Ślad J.R.R. Tolkiena w Londynie

Podczas wędrówek po stolicy Zjednoczonego Królestwa natknąć się można nie niespodziewany ślad po J.R.R. Tolkienie. To mało znany fakt, ale Profesor został poproszony o konsultację naukową podczas ozdabiania inskrypcjami londyńskiej siedziby The Corporation of Church (patrz zdjęcie po prawej), czyli gremialnego ciała anglikańskiej wspólnoty kościelnej, którego głową jest arcybiskup Canterbury. Budynek ufundowano w czasach wiktoriańskich, ale ostatecznie powstał dopiero w latach 30. XX w. O jego dziejach i dniu dzisiejszym informuje strona internetowa Korporacji. Cóż Tolkienowskiego możemy tam znaleźć? Na froncie Dziedzińca Dziekańskiego (Dean's Yard) umieszczono wyrzeźbione herby prowincji i metropolii anglikańskich. Niedaleko herbu biskupa Yorku znajdziemy podobiznę słynnego Rogu Ulphusa, niezwykłej pamiątki z czasów duńskiej dominacji w okresie anglosaksońskim. Wykonany z kości słoniowej i złota Róg Ulphusa przechowywany jest w skarbcu katedry w Yorku (po lewej na zdjęciu z 1908 r.). 
 
Róg ten był darem dla Kościoła, złożonym przez duńskiego króla Northumbrii. Zdarzeniu temu towarzyszyło też nadanie ziemi, na której wybudowano najstarszy kościół - poprzednika dzisiejszej katedry. Imię króla Ulphusa zapisano runami na dokumencie anglo-duńskim z XI w. (patrz pierwsza inskrypcja po prawej). Ponieważ archikatedra w Canterbury nie posiada pamiątki podobnej do Rogu Ulphusa, która upamiętniłaby nadanie przez króla Æthelberta ziemi, na której stoi dzisiejszy kościół, przy herbie arcybiskupa Canterbury w tym samym portyku wyrzeźbiono w latach 30. inskrypcję literami typowymi dla czasów anglosaksońskich (patrz druga inskrypcja po prawej). Obie inskrypcje zaprojektował profesor J.R.R. Tolkien. 
 

Źródło: Niezapominka (na podstawie informacji od Hyalmy)