czwartek, 21 lipca 2016

26/52: Barry Cunliffe, Europe Between the Oceans. 9000 BC - AD 1000

Pamiątka po jednej z tegorocznych wizyt w Stonehenge. Autor znany mi już świetnie z leżących na półce prac Starożytni Celtowie i Britain Begins. Wspaniała książka, która piękną angielszczyzną, z pomocą znakomitych map, wykresów i tabel ukazuje dzieje Europy od neolitu po rok 1000 ery chrześcijańskiej. Wielką przyjemnością jest przegląd wielkich, kolorowych zdjęć z przeróżnych archeologicznych stanowisk w Europie. Jeszcze większą, przeczytać tak dokładną summę naszej obecnej wiedzy na temat kształtowania się poszczególnych epok, na temat ludzi, którzy kolonizowali ten wielki, różnorodny półwysep Eurazji, jakim jest sama Europa. Mnie oczywiście najbardziej interesowały te fragmenty książki, które mówią o pojawianiu się w Europie poszczególnych ludów indoeuropejskich, a przede wszystkim o tym, co działo się na ziemiach dzisiejszej Polski. Bo niestety prawda jest taka, że choć w dorzeczu Odry i Wisły dokonywały się wyjątkowe i szczególnie ważne procesy historyczne (np. w epoce brązu albo w czasie Wędrówki Ludów), świat anglojęzyczny wciąż traktuje nasz region świata jak jakąś czarną dziurę. No i niestety jestem trochę zawiedziony, bo ani o kulturze łużyckiej, ani o przeworskiej i wielbarskiej, ani o pojawieniu się Słowian nie ma w tej książce zbyt obszernych ustępów. Są oczywiście opisy tych zjawisk, są ciekawe, są logiczne, są poprawne i ciekawe - ale jest ich za mało, napisane są jakby na marginesie tej pracy. Słowianie i ich sprawy nie cieszą się wielkim zainteresowaniem. Szkoda. 

Barry Cunliffe jest znakomitym popularyzatorem skomplikowanej wiedzy. Obejrzyjmy jego wykład na temat metody genetycznej w badaniu przeszłości Brytanii. Szkoda, że nie mamy jednak w Polsce tak rozwiniętej, tak medialnej i tak fachowo korzystającej z ustaleń genetyków, lingwistów, paleobiologów archeologii.


25/52: The Bhagavad-Gītā. A New Translation

Skarb literatury światowej - nie tylko indyjskiej. Drogocenna perła w skarbcu religii naturalnych. Książkę tę w dobrej cenie wypatrzyłem w mojej ulubionej księgarni w londyńskim South Kensington. Kiedyś, w okresie neofickiego purytanizmu, w latach 90., które zaznaczyła też widoczna na ulicach akcja sekty Hare Krishna, potargałem jeden egzemplarz polskiego wydania tej książki... Głupota? Akt symboliczny wyparcia się obcych religii? Wtedy wiele to dla mnie znaczyło. Ale życie jest paradoksem i oto po latach wracam do tej książki, żeby zachwycać się językiem sanskrytem, odkrywać ciekawe paralele językowe między językami słowiańskimi i indyjskimi, poznawać meandry religii subkontynentu. Książka została opracowana przez Georga Feuersteina (1947-2012), głosiciela dialogu między Okcydentem i Orientem, specjalisty w dziedzinie jogi i hinduskiej filozofii. The Bhagavad-Gītā. A New Translation to ciekawe wprowadzenie na temat transkrypcji i wymowy głosek sanskrytu (zawsze chciałem się trochę zbliżyć do tego języka), bardzo ciekawe wprowadzenie historyczno-literackie, potem kolejne 18 rozdziałów poematu, gdzie mamy oryginalny tekst zapisany sanskryckim alfabetem, podany w transkrypcji, przełożony na dobry angielski i opatrzony bardzo ciekawymi przypisami. Żeby lepiej poznać sanskryt i rytm poematu, książkę kończy dokładne tłumaczenie słowo po słowie i słowniczek sanskrycki. Dla miłośnika języków po prostu delicje!

Chciałem to dzieło poznać już wcześniej. Nawiązywał do Bhagavad-Gīty w swoich wschodnich listach i zapiskach jeden z moich mistrzów, Thomas Merton. Widziałem też zaciekawienie wisznuickim hymnem u jednego z ulubionych autorów, Szczepana Twardocha. Poznałem coś bardzo ciekawego i inspirującego. Przekonałem się, że hinduizm ma w swoim sercu monoteistyczny hymn, który zachęca prostego człowieka do codziennej pobożności i do nieustannego, osobistego oddawania czci Stwórcy. Bardzo mi się to podoba.

Lubię Pieśni 8 i 9, w których Kryszna wyjaśnia, jak ważny w chwili śmierci jest stan naszej świadomości, a potem objawia się Ardżunie w całej swojej mocy:
Ja to w swej postaci nie wyjawionej rozsnułem cały ten świat. We mnie są wszystkie istoty, lecz ja nie jestem w nich. (...) Wiecznie mnie chwaląc i dążąc ku mnie, wierni swym ślubom, oddając mi cześć przez swoją miłość, – oni mi służą w ciągłym oddaniu. (...) Jestem darem na ołtarzu ofiarnym, jestem, ofiarą, jestem obiatą dla zmarłych, – lekarstwem świętym, szeptem, słów wedyjskich, tłuszczem ofiarnym, jestem ogniem i ofiarowaniem! Tego świata jestem ojcem i matką, ustawodawcą, założycielem, – jestem tym, co jest do poznania, – wodą oczyszczenia (...)
 Monoteista znajdzie w tym tekście pocieszające wsparcie - ucieszy się, że ludzie z potrzeby serca i szukając po omacku wędrują niekiedy tak blisko, tak blisko...

A przy okazji lektury poznałem tak ciekawą hinduską operę, która jest muzyczną interpretacją Bhagavad-Gīty:


"Gaudeamus" in Gothic (H. F. Massmann)

1.
Jiukaima, juggans nauh
jukuzja weis saurgos!
Afar bairht auk barniski,
Afar baitran alduman
habaiþ uns hlaiwasna
hlainis du usfilha. 
2.
Ƕar nu sind þai ƕanhun aiw
ƕairbandans faur unsis?
Ƕarboþ jus du hauhistam
Jah at heljai sokjandans,
þarei waila wesun
wintriwe ju filu. 
3.
Ƕairnei suns gaƕeitjada:
afar ƕeilo lutil
Sniumundo qimiþ swults,
Swinþaba du raubon uns:
ainnohun ni armaiþ,
all manne ganimands. 
4.
Hail sijai witubnjis hus,
haila laisarjos is!
Ƕarjizuh siponje hails,
Jah gahlaibe ƕarjizuh
sinteino sijaina
sifandans eis allai. 
5.
Haila nu jah hulþa uns
ƕarjoh mawilono!
Qairrei jah unqeþja
Qinono hazjaidau nu,
gailjandeino gumans,
gardis waldandeino. 
6.
Wahsjai reikjis waldufni
jah sa is waldana!
Mernai unsara gamainþs,
mildiþa þiudanis,
Sei uns her gahilpiþ
hulþo jah gafastaiþ. 
7.
Qainons þan fraqistnai nu
jah fraqiþam neiþa!
Dauþnai jah diabaulus
jah usdreibam dwaliþa,
Lausawaurda, lata,
bilaiandein alla!


24/52: Frederico Avanzini, Religie Chin

Moja ulubiona seria wydawnictwa WAM. Na tym blogu opisywałem już książkę o neopoganizmie. Książkę o religiach Chin przeczytałem dość szybko. Ma tylko około 200 stron i jest napisana dość jasnym językiem. Opisuje różne nurty konfucjanizmu i taoizmu. I konfucjanizm, i taoizm starałem się troszkę poznać podczas lektur Le Guin i Gore Vidala (który opisał początki obu religii w swojej powieści Stworzenie świata).

Chiny są dla naszej myśli wielkim wyzwaniem. Przez stulecie odizolowane od świata, dziś są wielkim światowym graczem. I zbliżają się w swojej polityce do Polski (otwarty niedawno na nowo "Jedwabny Szlak" ze swoim puntem początkowym w Polsce - a w związku z tym wizyta przywódcy Chin w Polsce, jego książka promowana na Lotnisku Okęcie itd.).

Dziś chiński komunizm zdaje się czerpać garściami z propaństwowego konfucjanizmu, ale na marginesie zawsze jest anarchiczny, działający nie-działaniem taoizm. Te dwa nurty zdają się trwać w uchwycie, budować dynamiczną równowagę w Chinach. Taoizm jest moją ulubioną chińską religią. Dostrzegam w nim wręcz takie prawie "agnostyczne chrześcijaństwo". I z książki włoskiego profesora dowiedziałem się, że moje intuicje nie są tylko fantazjamatami. Istnieją nurty taoizmu, w których Tao ma pewne cechy Boga. To bardzo ciekawe. 

Polecam tę książkę tym, którzy lubią książki Ursuli Le Guin. Lepiej poznacie filozofię autorki...

23/52: Jon Krakauer, Pod sztandarem Nieba. Wiara, która zabija

Niedawno wróciłem z wyprawy, która zahaczała o amerykański stan Utah. Wpierw oczekiwanie na samolot do Los Angeles na lotnisku w stolicy mormonów, w Salt Lake City. Potem wędrówka dolinami Parku Narodowego Zion, który leży na mormońskich terytoriach. Wszędzie interesujący ludzie, o trochę odmiennym od innych Amerykanów wyglądzie (niektórzy naprawdę przypominali... wampiry), rodziny obdarzone wielką ilością potomstwa (w Zion spotkaliśmy rodzinę na wycieczce - szóstka dzieci i rodzice), w drodze spotykaliśmy kobiety ubrane w szczególne staromodne suknie i czepki... 

W domu mam z dawnych czasów Księgę Mormona, którą kiedyś przeczytałem i doszedłem do wniosku, że jeżeli ludzie w to wierzą, to znaczy, że jeszcze bardziej mogliby uwierzyć w prawdę Silmarillionu. O samej religii mormońskiej, która moim zdaniem lokuje się już na granicach chrześcijaństwa i czegoś nowego, czytałem już co nieco. Dlatego z wielką ciekawością sięgnąłem po książkę Wydawnictwa Czarne - pracę Jona Krakauera pt. Pod sztandarem Nieba. Wiara, która zabija. Wydana ona została w bardzo ciekawej "serii amerykańskiej" (którą poznałem już dzięki książkom o Manhattanie i o scjentologach). 

Książkę czyta się z zapartym tchem. Pochłonąłem ją w dwa wieczory i jeden ranek (akurat podczas przeżywanego dość lekko poamerykańskiego jet laga). Krakauer jest publicystą zaangażowanym. Chyba chciał w tej książce wydać werdykt w sprawie religii w ogóle (oczywiście negatywny werdykt - "religie zabijają i ogólnie są złe"), ale gdy się o tym zapomni, gdy czyta się myśląc o zjawisku religijności amerykańskiej na przykładzie mormonizmu, to tezy autora są bardziej strawne. Krakauer wybiera najbardziej kontrowersyjne przykłady z dziejów mormonów i opisuje współczesne zbrodnie dokonane przez fanatyków z fundamentalistycznych sekt mormońskich. Opisuje też zjawisko poligamii i jej zakorzenienie w pierwotnej doktrynie mormonizmu. Warto przeczytać, żeby wiedzieć więcej. Książka daje bowiem wiedzę na temat apokaliptycznego i fundamentalistycznego oblicza religijności Ameryki Północnej, która związana jest z kalwińskimi, purytańskimi korzeniami tamtejszego chrześcijaństwa. Warto przeczytać, żeby rozpoznać też objawy niebezpiecznej retoryki fundamentalistycznej wszędzie tam, gdzie amerykanizacja dotyka sfer europejskiej, polskiej religijności. Polecam.

niedziela, 17 lipca 2016

22/52: Gore Vidal, Mesjasz

"Gore Vidal w powieści Mesjasz przedstawia niesamowitą, wciągającą historię o tym, jak pewnego dnia w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej pojawia się adorowany wkrótce przez wszystkie narody nowoczesnego świata amerykański bóg – żywy i namacalny – który udziela wywiadów, pozwala się fotografować, korzysta ze środków masowej komunikacji, podporządkowując swoich wyznawców trybom doskonale działającej międzynarodowej organizacji. Co prawda propaguje śmierć... ale czy zabijanie było kiedykolwiek przeszkodą dla sięgających po władzę totalizmów".

Tyle recenzja wydawnictwa... Bardzo mnie ta książka zaciekawiła i mocno wciągnęła. Tytułowy "Mesjasz" to wcale nie ta osoba, która się z pozoru wydaje. Amerykański prorok, który mocno wpływa na Stany i na cały świat ma raczej cechy Antychrysta - tak go zresztą tytułują jego najbliżsi zwolennicy. I choć Vidal w swojej powieści chce nam chyba pokazać, jak pokrętne, kłamliwe i naciągane mogą być początki religii (książka Mesjasz wydaje się polemiką z chrześcijaństwem, choć chrześcijanie stają się w niej ofiarami "amerykańskiego boga"), książka może być bardzo inspirująca i ciekawa także dla wierzącego czytelnika. Polecam - jak zresztą wszystkie znane mi książki Gore Vidala.

piątek, 1 lipca 2016

"All roads are now bent"
Moja podróż do Nowego Świata

Dziś opuszczam kontynent Śródziemia i ruszam do Nowych Ziem, na zachód... Będę się starał publikować na blogu krótkie relacje z podróży. Może uda się dołączyć jakieś zdjęcie. Przygotowany do dalekiej podróży, wyspowiadany, wyposażony w książki, muzykę i... otwartą głowę. Namárië! Nai Eru ni lyeyë mánata!


Biblioteka tego, co zaginęło...

Kadr z Imienia Róży 
Jest na Facebooku świetny profil, który dostarcza codziennie mnóstwa bardzo ciekawych informacji. To profil mojego kolegi, Jakuba Mikołajczuka (tutaj). Dziś znalazłem tam coś niezwykłego: wyłowioną z Wikipedii listę zaginionych ksiąg. Oto cała wielka zaginiona biblioteka prac, o których marzymy, a może kiedyś piaski Egiptu albo Izraela ujawnią nam je w formie odnalezionych papirusów...

Stan sprawności (czerwiec 2016)

Od roku, mniej lub bardziej regularnie korzystam z treningu personalnego u mojej dobrej koleżanki z dawnego Iandê Capoeira. To trening, który w połączeniu z dietą przepisaną mi przez specjalistkę w Vitaline daje coraz lepsze wyniki. O Natalii "Foce", trenerce personalnej, pisałem tutaj. O diecie tutaj. W czerwcu miałem okazję sprawdzić swoje umiejętności na początku i na końcu cyklu ośmiu regularnych treningów pod okiem Foki. Oto wyniki. Wszystko udało się poprawić:

W ramach podsumowania... Mam 42 lata i raczej marną sportową przeszłość. Na dziś dzień moje możliwości to (6 ćwiczeń z przerwą minutową między nimi):

20 burpeesów (było 16) / w ciągu 1 min.
50 pompek (było 40) / w ciągu 1 min.
37 brzuszków (było 31) / w ciągu 1 min.
47 przysiadów z podciągnięciem na TRX (było 26) / w ciągu 1 min.


seria wyciskania na ławeczce z 1 min. przerwy między kolejnymi etapami: 10 x 10 kg, 10 x 30 kg, 10 x 40 kg, 5 x 45 kg (brak postępu)

zarzut-podrzut dwóch kettli: 15 x 4 kg (x2), 15 x 6 kg (x2), 15 x 8 kg (x2), 11 x 12 kg (x2) (postęp, bo dwa i pół tygodnia temu było po 10 powtórzeń)

A jakie są Wasze wyniki?

Dodatkowo jest spadek masy (91 kg > 89 kg), spadek obwodu w pasie (102 cm > 99 cm), wzrost obwodu klatki piersiowej (108 cm > 109 cm). Obwód bicepsa się zmniejszył, ale to widoczny efekt zmniejszenia się grubości tkanki tłuszczowej. Bicepsy się też wyraźnie do siebie upodobniły (zawsze miałem większy biceps prawy):

Prawy biceps: luz 35 cm > 33 cm; napięty 36,5 cm > 35,5 cm
Lewy biceps: luz 34,5 > 33,5 cm; napięty 35 cm > 35,5 cm

Kolejna regularna seria 8 treningów będzie miała miejsce w drugiej połowie lipca.

Metamorfoza 2005-2016

Rolki dobre na wszystko

Biceps rośnie