Czytam teraz wiele książek, które dotyczą dziejów Gdańska, jego cechów rzemieślniczych, obywateli tego pięknego miasta w XVII i XVIII w. Ale ostatnią powieścią roku 2016, którą ukończyłem czytać jest Trzynaście Macieja Świetlickiego. W poprzednim roku przeczytałem Dwanaście za poradą mojego przyjaciela, Sławka M. I z wielką przyjemnością wróciłem do tego niezwykłego literackiego wcielenia znanego mi miasta Krakowa. Mamy znów poetycką, lekko nakreśloną, ozdobioną charakterystycznymi sformułowaniami, powtórzeniami, oryginalnymi uwagami, historię zbrodni ale też opowieść o miłości. Dokładnie dziesięć lat temu, gdy do władzy doszedł "pierwszy PiS", w maju, w ciągu trzynastu kolejnych dni wędrujemy od knajpy do baru śladami mistrza (którego zawsze wyobrażam sobie jako połączenie Kazimierza Treli i Bogusława Lindy, choć Kasia G. mówi, że dla niej mistrz to po prostu Maciej Świetlicki...). Byłem niedawno w Krakowie z Ewą i Polą i wstąpiliśmy do słynnego krakowskiego Camelotu na kawę i lody – wiedziałem, że to jest sceneria kryminałów Świetlickiego. I jeszcze Rynek, Mały Rynek, wąskie ulice wzdłuż Floriańskiej... Zupełnie inaczej widzi się te miejsca po lekturze cyklu Dwanaście, Trzynaście i – nieznanego mi jeszcze Jedenaście.
Jest intryga, jest pijaństwo, jest poezja, jest ucieczka do Warszawy, jest zagadka, są niesamowite postacie.
Polecam!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz