piątek, 17 czerwca 2016

10/52
E. J. Michael Witzel,
The Origins of the World's Mythologies
Ludzkość to Laurazjaci i Gondwańczycy

Czas nadrobić blogowe zaległości. Było od kwietnia mnóstwo podróży. Ale nie było "opylania" w dziedzinie ambitnego czytelnictwa. W czasie moich wizyt w Wielkiej Brytanii (a było ich w ostatnich tygodniach aż trzy!) udało mi się zdobyć kilka ciekawych książek. Czas na recenzje.

O tej pracy przeczytałem wpierw u kolegi Studyty Arseniusza. Sprowokowała ona nas do ciekawej dyskusji na Facebooku, do przeczytania recenzji. Okazuje się, że książka wydana przez Oxford University Press jest dla wielu współczesnych "politycznie poprawnych" recenzentów bardzo kontrowersyjna. A może to ich recenzje są po prostu kontrowersyjne? (oto jeden przykład: kliknij). W każdym razie książka powinna zainteresować każdego inklingologa i miłośnika pradawnych narracji, które znamy jako mity i baśnie.

Urodzony w niemieckim Schwiebus (dziś jest to pomnikiem-Chrystusa-słynący Świebodzin) profesor E. J. Michael Witzel jest specjalistą w dziedzinie sanskrytu na Uniwersytecie Harvarda. Książka pod tytułem The Origins of the World's Mythologies ('Początki mitologii świata') to praca z tych, jakie uwielbiam. Wielka summa naszej współczesnej wiedzy nie tylko na temat mitów i baśni, ale też na temat językoznawstwa, genetyki, archeologii. To - jak piszą na okładce wydawcy - najambitniejsza praca na temat mitologii, jaka pojawiła się od czasów uznanego specjalisty w tej dziedzinie, Mircei Eliadego (czy wiecie, że imię Mircea czyta się Mircza i że jest to imię pochodzenia słowiańskiego - wywodzi się od bałkańskiego Mirče?). Autor skupia się na najdawniejszych przekazach na temat wierzeń religijnych i mitologicznych opowieści, a swoimi badaniami obejmuje całą ludzkość. Co więcej, sięga w czasie 100 tysięcy lat wstecz. Odważna perspektywa! Posiłkuje się ustaleniami genetyków, dotyczącymi wędrówek ludzkości na przestrzeni ostatnich 50-70 tys. lat. Sięga też do odważnych teorii językoznawczych, które poprzez skomplikowane algorytmy starają się odtworzyć dzieje ludzkiej mowy - to już nie tylko rodzina języków indoeuropejskich czy języków Kaukazu, ale język populacji plemienia, które wywędrowało z Afryki - język, który jest pramatką wszystkich pozaafrykańskich języków świata!

Autor rodzinnie związany jest z Japonią - ożenił się z Japonką. Patrzy na świat z perspektywy Zachodu i Wschodu. Z tekstu książki wynika też, że nie jest wyznawcą jakiejś konkretnej religii. To może być zaletą, jeżeli jednocześnie autor nie ma jakichś uprzedzeń. Tutaj wydaje mi się, że poza kilkoma prztyczkami w kierunku judaizmu, chrześcijaństwa i islamu, nie jest jakoś szczególnie zainteresowany walką z religiami monoteistycznymi. To bardzo pomaga w lekturze takiemu człowiekowi jak ja. Łatwiej podążać za myślą autora.Witzel ma dar do snucia opowieści. Bardzo podobała mi się "Przedmowa", w której profesor zdaje relację z tworzenia swojej teorii. Świetny jest opis rytuałów i świętowania w Japonii i w Nepalu. Obserwując różne rytuały związane ze świętym ogniem, Witzel doświadczył żywej interrelacji między dawnymi mitami, a współczesną praktyką religijną. Zaczęło go też zastanawiać to, co może łączyć pozornie bardzo odległe geograficznie wierzenia. Badania trwały ponad czterdzieści lat. Było to żmudne zbieranie mitograficznych materiałów i początki analizy porównawczej. W latach 90. Witzel był coraz bardziej pewny, że wierzenia ludzkości można podzielić na dwie główne grupy. Jedna obejmuje Eurazję, przedkolumbijską Amerykę Północną i północną Afrykę, a druga łączy Afrykę środkową i południową, Australię i całe ciemnoskóre Południe. Profesor nazywa te dwie wielkie grupy Laurazją i Gondwaną. Omawia też czas, zanim pojawił się ten podział - nazywa go adekwatnie Pangeą. To oczywiście anachronizm, bo geologiczne i paleontologiczne terminy Laurazja, Gondwana i Pangea dotyczą epok, gdy nie było jeszcze na ziemi ludzi, ale chodzi o pewne uproszczenie, które jest neutralne terminologicznie. Gdyby Witzel nazwał te grupy kultur Północą i Południem, od razu na badania religioznawstwa porównawczego mogłyby się narzuć kategorie polityczne.

 Mapa ludzkich migracji

Autor w swojej monumentalnej książce zajmuje się głównie porównaniem mitologii i religii tak pojętych obszarów Laurazji i Gondwany. Dzięki zebranemu nieprzebranemu bogactwu różnych relacji i zapisów może śledzić krok po kroku rozwój wierzeń Laurazji (w Eurazji, a przez Cieśninę Beringa także w Ameryce Północnej) cofając się do późnego paleolitu (ok. 40 tys. lat temu). Gondwana przenosi naszą uwagę na naszych pradawnych przodków, którzy opuścili Afrykę jakieś 65 tys. lat temu i rozpoczęli swoją wielką wędrówkę wzdłuż wybrzeży Oceanu Indyjskiego przez Arabię, Indie, tzw. Sundaland do Australii. Stali się oni przodkami wszystkich ludzi, którzy nie są Afrykanami. Część Gondwańczyków rozwinęła nowy typ mitologii - mitologię laurazjatycką, która zaczęła dominować po ostatnich dwóch zlodowaceniach - 50 i 20 tys. lat temu. Porównanie systemów Laurazji i Gondwany pozwala Witzelowi cofnąć się w swoich badaniach jeszcze mocniej - ku tzw. Pangei, gdy na kontynencie afrykańskim żyli pierwsi ludzie, potomkowie tzw. Afrykańskiej Ewy (genetycy mówią tu o okresie 130 tys. lat temu).

Czy taka analiza, czy taka rekonstrukcja jest w ogóle możliwa? Czy wnioski będą uprawnione? Tym bardziej gdy prof. Witzel mówi w niektórych fragmentach książki o potrzebie pewnej emancypacji. Chce by współczesny człowiek po lekturze jego książki wyrwał się z ram, w których żyje od czasów paleolitu - to one zdaniem autora kształtują nasz światopogląd, naszą religię i filozofie. Czy potrzebna jest nam dziś taka dekompozycja naszej własnej kultury? Na to pytanie musi sobie odpowiedzieć każdy z czytelników z osobna. Dla mnie tu tkwi wyraźna słabość pracy - po prostu nie wydaje mi się możliwe, żeby dało się dziś, przy tym zasobie wiedzy, dokonać tak wielkiej summy i takiej rekonstrukcji.

Ale z drugiej strony czytałem tę książkę z zapartym tchem. Zawiesiłem swój sceptycyzm i z przyjemnością podążyłem za myślą autora. Książka zawiera bardzo ciekawe mapy, wykresy, tabele. Łatwo tam odczytać myśl profesora. Choć w "Przedmowie" autor pisze o ograniczeniach tak wielkiej pracy badawczej, gdy dokonuje jej jeden człowiek, to trzeba spojrzeć na tę książkę z podziwem. Jest ona na pewno punktem wyjściowym do kolejnych analiz i porównań. Tylko czy ktoś jeszcze odważy się na tak wielką i żmudną pracę?

Będę jeszcze na blogu wracał do tej książki w bardziej szczegółowych wpisach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz