Z listu J.R.R. Tolkiena do Christophera Tolkiena
(7-8 listopada 1944):
»[wzmianka o opiece Anioła Stróża] przypomniała mi także o niespodziewanej wizji (czy też może spostrzeżeniu, które natychmiast przybrało w moim umyśle formę obrazową), którą miałem niedawno temu, gdy spędzałem pół godziny u św. Grzegorza przed Najświętszym Sakramentem, kiedy odbywało się tam nabożeństwo czterdziestogodzinne [chodzi o adorację Najświętszego Sakramentu - G.]. Ujrzałem czy też pomyślałem o Bożej Światłości, a w niej o zawieszonym pyłku (lub też milionach pyłków, z których tylko do jednego skierował się mój umysł) lśniącym bielą w pojedynczym promieniu Światłości, który podtrzymywał i oświetlał ów pyłek. (Ze Światłości nie wydobywały się pojedyncze promienie, ale istnienie pyłka i jego położenie względem Światłości samo w sobie stanowiło linię, a linia ta była Światłością). I promieniem tył był Anioł Stróż pyłka: nie coś stojącego między Bogiem i pyłkiem, lecz uosobiona sama uwaga Boga. I nie mam na myśli "personifikacji", jakiejś przenośni zgodnej ze skłonnościami ludzkiego języka, ale rzeczywistą (określoną) osobę. Ciągle nad tym rozmyślam - bo całość była niezwykle bezpośrednia i nie do uchwycenia przez niezdarny język, a już z pewnością nie to wielkie, towarzyszące jej poczucie radości ani świadomość, że ten lśniący, zawieszony pyłek jest mną (czy też każdą inną istotą ludzką, o której mógłbym pomyśleć z miłością) - i przyszło mi do głowy, że (mówię nieśmiało i nie mam pojęcia, czy coś takiego jest możliwe: w każdym razie jest zupełnie oddzielne od wizji Światłości i zawieszonego pyłka) jest to skończona paralela tego, co Nieskończone. Jako że miłość Ojca i Syna (którzy są nieskończeni i równi) jest Osobą, tak miłość i uwaga poświęcana przez Światłość pyłkowi też jest osobą (która jest zarówno tu z nami, jak i w Niebie): skończoną, lecz boską: tj. anielską. W każdym razie, najdroższy, otrzymałem pociechę, która po części przybrała tę dziwną formę, czego (jak się obawiam) nie udało mi się przekazać: tyle, że teraz mam zdecydowaną świadomość Ciebie zawieszonego i lśniącego w Światłości - chociaż Twoja twarz (jak twarze nas wszystkich) jest od niej odwrócona. Moglibyśmy jednak dostrzec blask w twarzach (i osobach traktowanych z miłością) innych.....«
Przyznam się Wam, że kościół jakoś szczególnie rozbudza i moją wyobraźnię. Nie raz w czasie podniesienia czuję jakby tąpnął cały Wszechświat, oczami wyobraźni widzę w czasie tej kulminacji liturgii, jakby pękała rzeczywistość i przedzierało przez nią nowe stworzenie. Czasem wyobrażam sobie aniołów stojących z księdzem przy ołtarzu. Na pogrzebie babci koleżanki widziałem jakby cień człowieka, który był prowadzony za rękę przez jasnego anioła z pochodnią...
Ja w czasie konsekracji mam wrażenie jakbym rósł i stawał się wyższy. A jeśli uczestniczę w Eucharystii, to wrażenie to utrzymuje się nawet przez godzinę-dwie.
OdpowiedzUsuń