poniedziałek, 5 stycznia 2015

1/52

W ramach MejKultury biorę w tym roku udział w akcji "52 książki w 2015". Wprawdzie czytam w ciągu roku więcej książek, ale zobowiązałem się, że w tym roku do każdej z przeczytanych w ramach akcji, od 1/52 do 52/52 napiszę choć krótką recenzję. 

Pierwszą moją książką w 2015 jest zbiór poetycki "Z Tobą, więc ze Wszystkim". 222 arcydzieła angielskiej i amerykańskiej liryki religijnej w przekładzie zmarłego niedawno wielkiego polskiego poety i tłumacza, Stanisława Barańczaka (Wydawnictwo Znak, Kraków 1992). Książka trafiła do mojego zbioru, gdy mój dobry znajomy, ks. Paweł S. przenosił się z dawnego miejsca do nowego i rozdawał część swojego księgozbioru. Ciekawe, że książka przeleżała w zakamarkach jednej z szaf i odkryłem ją dopiero wtedy, gdy remontowałem biblioteczkę. W tym samym czasie zmarł Stanisław Barańczak. Książka jest wydana "biednie", jak to wiele książek w latach 90. Przydałaby się jej reedycja! Zbiór jest wybitny, a przekłady arcydzieł to arcydzieła same w sobie. Polski poeta przedstawia nam lirykę (czyli tę część poezji, gdzie ważne są przeżycia podmiotu lirycznego) od czasów średniowiecza do poetów współczesnych (pierwszy w zbiorze jest wiersz z XIII w., a kończy go znakomita liryka Seamusa Heaneya). Dwieście dwadzieścia dwa utwory, które są nie tylko ciekawym dokumentem tego, jak przez wieki ludzie, którzy posługiwali się na co dzień językiem angielskim przeżywali swoje spotkanie z Bogiem, ale też może być dziś dla nas powodem do refleksji i odpowiedzią na zadawane przez nas pytania (a może też i impulsem, żeby takie pytania sobie zacząć zadawać). 

Są tu hymny pochwalne, są metafizyczne poszukiwania, są utwory pisane w trwodze i rozpaczy. Każdy znajdzie tu siebie. A ja na zachętę przepiszę wiersz Roberta Southwella (1561-1595), jezuity, jednego z pierwszych męczenników katolickich w Anglii. Wiersz "Dziecię płonące" to wyjątkowo oryginalna refleksja bożonarodzeniowa (słowo prawdy w czas przesłodzonych kolęd o Dzidziusiu):
12
DZIECIĘ PŁONĄCE

Gdy stałem kiedyś w mroźną noc, dygocząc wśród zamieci,
Znienacka jakiś dziwny żar w mym sercu płomień nieci:
I kiedym podniósł trwożny wzrok, by ujrzeć, co się pali,
Dziecię płonące niby stos zjawiło mi się w dali.
Prażone przez straszliwy żar, z ócz słone lało zdroje,
Na próżno pragnąc morzem łez płomienie zgasić swoje.
"Zaledwiem przyszedł na ten świat", powiada, "w ogniu płonę,
Pierś ma niewinna - oto piec, opałem cierń jest goły,
Miłość to żar, westchnienia - dym, hańba i ból - popioły;
Podkłada Sprawiedliwość drew, a Litość w węgle dmucha;
Żeliwem pieca zaś jest fałsz i brud ludzkiego ducha;
Skoro więc zbawić ludzi mam, a żar mnie straszny spala,
Roztopię się i własną krwią grzech zmyję, co ich kala".
To rzekłszy, Dziecię znikło gdzieś; wyrwany z osłupienia,
Pojąłem nagle, że jest dzień Bożego Narodzenia.
O książce w Lubimy czytać

1 komentarz:

  1. Takie czytelnicze zobowiązanie to spore wyzwanie, no ale skoro bez trudu czytasz ponad pięćdziesiąt dwa tomy to zazdroszczę. Natomiast jeśli się pokusisz dotrzymać obietnicy krótkich recenzji to oczywiście z radością, bezwzględnie je wykorzystam.

    OdpowiedzUsuń