wtorek, 28 stycznia 2014

Singiel czyli... rozwodnik

Byłabym bardzo wdzięczna, jeśli udałoby Ci się w jakiś sposób spisać swoje refleksje dotyczące rozwodu... moja mama jest rozwódką - nie miała innego wyjścia. Problem polega na tym, że wiara katolicka jest dla niej ważna. Mama nie może przyjąć żadnego sakramentu, nie może ,,tak naprawdę'' uczestniczyć we Mszy świętej. Czasami, między nabożeństwami, wchodzi na chwilę do kościoła, siada na kwadrans i modli się po cichu. Nie mam wątpliwości, że rozwodząc się wybrała życie - mój ojciec to agresor nie stroniący od alkoholu. Lecz uważam za niesprawiedliwy fakt, że po tych wszystkich latach cierpień mama nie może choćby przystąpić do spowiedzi czy komunii...
[Z komentarzy na blogu]

Zostałem niedawno poproszony, żeby na blogu opisać swoje doświadczenie życia rozwiedzionego mężczyzny w Kościele katolickim. Nie miejsce tu, żeby opisywać historię mojego małżeństwa, które zawarliśmy z moją żoną w grudniu 1999... W każdym razie mimo naszego rozwodu cywilnego, który nastąpił ostatecznie w 2008, małżeństwo przed Bogiem wciąż trwa...  Jeżeli niektórzy mawiają, że "ślub to tylko papierek", to ja mówię - "rozwód to tylko papierek". Z tej perspektywy tak jest...

Miałem już kiedyś pomysł, żeby prowadzić anonimowego bloga, który byłby takim dziennikiem polskiego rozwodnika przed czterdziestką. Można powiedzieć, że Tolknięty jest teraz takim zapisem, takim dokumentem (ale nie anonimowym): jak radzić sobie z życiem, gdy człowiek rozwiedziony wybiera życie zgodne z Ewangelią, w tolkienowskim duchu, w uważnością, makulturalnie, powoli... W moich refleksjach na temat rozwodu katolika będę się posługiwał Katechizmem Kościoła Katolickiego, który w §§ 2384-2386 mówi o rozwodzie jako wykroczeniu przeciw prawu naturalnemu, a w §§ 1650-1651 odnosi się do tych katolików, którzy po rozwodzie związali się z nową partnerką/partnerem.

Trzeba tu rozdzielić dwie ważne rzeczy: 
  • Czym innym jest życie katolika, który się rozwiódł, ale wybiera życie w czystości, nie wiąże się trwale z inną osobą. 
  • Czym innym zaś jest sytuacja, gdy rozwodnik wiąże się w konkubinacie albo nowym cywilnym związku z nową żoną/mężem.
Ja sam urodziłem się i wychowałem w rodzinie, która znajdowała się w tej drugiej sytuacji. Mój kochany Tata został porzucony przez swoją pierwszą, sakramentalną żonę (z tamtego małżeństwa mam kochaną Siostrę przyrodnią) i związał się z moją mamą już jako rozwodnik. Rodzice mieli więc tylko ślub cywilny. Tata był mężczyzną wierzącym i niewiele było w naszym życiu rodzinnym niedziel, gdy nie szedłem z tatą do kościoła... Od 25 lat tata nie żyje (zmarł pogodzony z Bogiem, przyjąwszy z wiarą sakramenty), a mama wróciła do pełnego uczestnictwa w życiu sakramentalnym Kościoła. Do ich doświadczeń za chwilę wrócę.

Tymczasem jako rozwodnik pozostaję w sytuacji pierwszej. Nie jestem niewiniątkiem. Po rozstaniu z żoną miałem, jak to się mówi "bogate życie" i próbowałem odnaleźć się w nowych relacjach. Nie żałuję tamtego czasu, bo po pierwsze byłem w krótkich związkach z zawsze wspaniałymi, troskliwymi, pięknymi i dobrymi kobietami, a po drugie nabyłem pewne ważne doświadczenia. Po kilku latach takiego emocjonującego - choć niestabilnego - życia doszedłem do wniosku, że zawsze ostatecznie górę biorą wyrzuty sumienia, ból związany z brakiem pełnej łączności z moim Kościołem - a przede wszystkim cierpienie wynikające z niewierności mojemu kochanemu Mistrzowi, Chrystusowi Jezusowi. I że przyczyniam się do kolejnych ran u świetnych, zasługujących na stały i trwały związek partnerek... Wybrałem więc życie w celibacie, w pełnej czystości i wolności... Taki jest stan na dzień dzisiejszy... Co będzie dalej? Inshallah.... (arab. 'Jak zechce Bóg'). Chcę cieszyć się Niebem, więc... Wybór jest po mojej stronie.

Bóg kierował całą tamtą trudną sytuacją już od dnia rozwodu. Okazało się bowiem, że rozwód wypadł dokładnie w dniu, gdy brałem udział w rekolekcjach adwentowych. Do tego był to dokładnie ten dzień, gdy podczas rekolekcji mieliśmy wieńczącą całe rozważanie spowiedź i Komunię Świętą. Więc prawie prosto z sądu przeniesiony zostałem do konfesjonału... I Bóg pozwolił mi w tym samym dniu, w którym dokonał się nasz rozwód, pojednać się z Nim. Jestem bardzo wdzięczny za tamtą sytuację. I jeżeli mama mojej czytelniczki jest dziś wolna, nie żyje w obiektywnym cudzołóstwie, powinna pomyśleć o pojednaniu się z Bogiem jak najszybciej. Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby osoba rozwiedziona, ale żyjąca samotnie, mogła w stu procentach korzystać z darów Kościoła.

A jak sobie radzić, gdy żyjemy w nowym związku? Gdy pojawia się nowa rodzina, dzieci...? U Ewangelisty Marka znajdujemy te oto słowa Jezusa (posługuję się na moim blogu głównie cytatami z międzywyznaniowego tłumaczenia Ewangelicznego Instytutu Biblijnego, które posługuje się współczesnym językiem):
«Kto się rozwodzi z żoną i poślubia inną, cudzołoży względem niej. I jeśli żona rozwodzi się z mężem i poślubia innego mężczyznę - cudzołoży» (Mk 10, 11-12)
Zgodnie ze słowami Jezusa, nowy związek nie może być uznany przez chrześcijan za ważny, jeżeli ważny był pierwszy związek małżeński. Taką drogą idzie od dwóch tysięcy lat Kościół Powszechny. Jest to sytuacja wykroczenia przeciw prawu Bożemu, a tym samym jest trwały grzech ciężki, grzech cudzołóstwa, który zamyka przed wiernym drogę do Eucharystii i pełnienia pewnych funkcji kościelnych (np. ludzie w związkach niesakramentalnych nie mogą być chrzestnymi). Powrót do pełnej jedności z Chrystusem może nastąpić wtedy, gdy taki małżonek żałuje, że złamał znak Przymierza i wierności Chrystusowi, i zobowiązuje się do życia w całkowitej wstrzemięźliwości seksualnej.

Jeżeli mama czytelniczki mojego bloga żyje w związku niesakramentalnym o jej sytuacji mówi Katechizm w § 1651:
«W stosunku do chrześcijan, którzy żyją w związku cywilnym, a którzy często zachowują wiarę i pragną po chrześcijańsku wychować dzieci, kapłani i cała wspólnota powinni okazywać dużą troskę, by nie czuli się oni jakby odłączeni od Kościoła, w którego życiu mogą i powinni uczestniczyć jako osoby ochrzczone Niech będą zachęcani do słuchania słowa Bożego, do uczęszczania na Mszę świętą, do wytrwania w modlitwie, do pomnażania dzieł miłości oraz inicjatyw wspólnoty na rzecz sprawiedliwości, do wychowywania dzieci w wierze chrześcijańskiej; do pielęgnowania ducha i czynów pokutnych, ażeby w ten sposób z dnia na dzień wypraszali sobie u Boga łask.»
Tak przez lata żyli moi rodzice. Mimo tego, że nie mogli przyjmować Komunii Świętej, w każdą niedzielę byliśmy razem w kościele (rodzice nie siadali w pierwszych ławach, słuchali Mszy z pokorą, w czasie Komunii pamiętam jak klęczeli i się modlili...). W domu nie było wiele modlitwy, ale były książki o tematyce chrześcijańskiej (bardzo o to dbała moja kochana chrzestna, siostra mojej mamy), rodzice żyli po chrześcijańsku - nie obmawiali, nie narzekali, nie wynosili się, a prowadzili bardzo otwarty dom, pomagali innym. Wychowali mnie w wierze i prawdzie. Tym podstawom zawdzięczam potem moje pełne nawrócenie w dorosłym życiu.
Wszystkim wiernym chrześcijanom, którzy rozwiedli się i żyją w związkach niesakramentalnych, polecam mądrą małą książeczkę: kardynała Dionigi Tettamanzi, Nikt was nie odrzuca. List do małżonków w separacji, osób po rozwodzie lub w nowym związku (Bernardinum 2009).

Kochani, Kościół jest Wam bliski, jesteście umiłowanymi i upragnionymi Siostrami i Braćmi. Kościół Was nie odrzuca i nie uważa za niegodnych! Wasze zranienie jest także zranieniem całego Kościoła. Jest w tym zranionym Kościele dla Was zawsze miejsce. W czasie Komunii Świętej otwierajcie swoje serca na "duchową komunię" z Panem. Nie oddalajcie się od życia wiarą i od życia Kościoła! 
  • słuchajcie Słowa Bożego, czytajcie w domu Bibię
  • uczęszczajcie na Eucharystię
  • trwajcie z Waszymi dziećmi w modlitwie
  • wychowujcie dzieci na dobrych, miłosiernych chrześcijan
  • pielęgnujcie w domu ducha pokuty 

12 komentarzy:

  1. Piękny tekst i świadectwo! Nasuwa mi się tylko "Po owocach ich poznacie". A Autora z pewnością owocem dobrym nazwać można. :) Bądźmy wytrwali! Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję za ten post. Takie słowa dają nadzieję i siłę.

    OdpowiedzUsuń
  3. Isiliel i Anonimowy, pozdrawiam Was serdecznie i dziękuję, że znaleźliście czas, żeby przeczytać.

    OdpowiedzUsuń
  4. Odważne świadectwo.

    OdpowiedzUsuń
  5. Strasznie dużo słodkiego pitolenia, które zamazuje bardzo proste fakty. Związki pozamałżeńskie to grzech ciężki, który prowadzi na wieczne potępienie. Jedyną drogą jest zerwanie takiego związku.

    OdpowiedzUsuń
  6. Marysiu, na szczęście to nie ludzie decydują o ostatecznym losie innych ludzi.

    OdpowiedzUsuń
  7. Witaj. Z uwagą przeczytałem twój wpis. Jestem w podobnej sytuacji.
    W ogromnym skrócie: mam 35 lat, po 6 latach opuściła mnie żona i związała się z innym mężczyzną. Bardzo przeżyłem czas rozstania. Straciłem również córkę - odebrano mi prawa rodzicielskie. Dodatkowo zachorowałem bardzo ciężko - Nowotwór III stopnia jądra z przerzutami na płuca. Cykl chemioterapii. Trafiłem na Mszę o uzdrowienie - rak się wycofał, spotkałem żywego Jezusa. Ukończyłem Seminarium Odnowy Wiary w Duchu Świętym, kurs Alpha, wstąpiłem do wspólnoty, uczęszczam do Szkoły Życia Chrześcijańskiego i Ewangelizacji. Rozkochałem się w Słowie Bożym, w kościele i Sakramentach. Stanąłem na nogi.

    Od pewnego czasu jednak jest mi bardzo ciezko.
    Zapraszany jestem do róznych przedsiewziec wspolnoty, do modlitwy wstawienniczej, wiele osob pyta czemu nie mam rodziny czy jestem wolny. Nie potrafie stanąc w prawdzie i powiedziec jaka mam naprawde sytuacje. Zawsze udzielam wymijajacej odpowiedzi.
    Nie wiem co ludzie sobie myslą. Mam wrazenie ze widzac ze mieszkam z rodzicami to majac mnie za starego kawalera.
    Od pewnego czasu mysle by odejsc ze wspolnoty.



    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Radziłbym po prostu albo odmawiać komentarza na temat swojego stanu prywatnego albo mówić prawdę bez wahania-lepiej to drugie.Nie odchodzić ze wspólnoty z powodu takiego drobiazgu-to tylko informacja,nikt nie ma prawa cię pytać(poza może spowiednikiem)o stan cywilny jeśli ty nie chcesz o tym mówić.Powiedz im-zgodnie z prawdą-że nie jesteś wolny i żyć właściwie to sprawy z czasem same się uładzą.A nawet jeśli się nie uładzą to przestanie to być może boleć.

      Usuń
  8. Bardzo pouczający wpis, mówiący chyba cała prawdę o tym jak to wygląda. Piękne świadectwo.

    OdpowiedzUsuń
  9. Wspaniałe świadectwo i doradztwo w jednym.
    Pozdrowienia i Miłego dnia! :-)

    OdpowiedzUsuń
  10. Z pewnością wiele rozstań nie jest zawinionych przez obie strony w równym stopniu.Moim zdaniem jeśli w związku dzieje się źle i nie da się pozostawać razem ze względu na przemoc której jedna ze stron się dopuszcza albo jakieś podobne sprawy to od tego jest separacja.Jeśli jedna ze stron chce formalnego rozwodu to przecież nie będzie się nikogo siłą trzymać przy sobie,puścić tak,ale nazywać sytuację "rozwodem" nie.Przed Bogiem ten tzw cywilnoprawny rozwód nie znaczy nic i w ogóle w słowniku chrześcijan tego słowa nie powinno być.Sytuacja oczywiście się zdarza,ale nie widzę potrzeby aby chrześcijanin miał słowa rozwód używać.Jeśli został porzucony to jest małżonkiem(męzem lub żoną)w stanie porzucenia i za takiego powinien się uważać...układanie sobie wtedy życia z inną osobą jest cudzołóstwem.Zasady zasadami a życie życiem i to wszystko się niestety zdarza,ale na przyjmowanie języka nieprzyjaciela pozwalać sobie nie musimy i nie powinniśmy.Tzn nawet będąc prawnie poza związkiem u Boga nadal jesteśmy małżonkami i tę postawę trzeba utrzymać.To jest trudne tylko,że nie bardzo widać jak inaczej.Trzeba unikać żalu do osoby która nas porzuciła i unikać związków z osobami trzecimi i dożyć swoich dni w czystości i w duchu wiary aż małżonek wróci lub umrze..a to jest nieraz bardzo trudne,ale tak trzeba.

    OdpowiedzUsuń
  11. Twoja postawa Ryszardzie mi bardzo imponuje tak w ogóle.O ile rozstanie jest rzeczą dokonaną o tyle chrześcijanin nie ma potrzeby grać w grę językową pod tytułem rozwod-to jest język świata,nie Boga.Dla chrześcijanina jest związek małżeński do śmierci i tak należy o tym myśleć i mówić.Niekoniecznie to znaczy,że ma ktoś w tej sytuacji zadręczać osobę,która odeszła ze związku albo chorować na wieczne oczekiwanie na powrót kogoś kto ma już zupełnie inne pomysły na życie,ale zachować jakąś wstrzemięźliwość i potraktowąc ten stn jako zaproszenie do zachowania czystości-jakkolwiek to trudne-trzeba próbować.A jeśli upadniesz to jest spowiedź i stałe nawracanie się.Ja tak to rozumiem i ty chyba podobnie.Upaść można,to się zdarza,ale trzeba ponawiać decyzje o właściwym życiu w każdym stanie-czy w małżenstwie czy w kawalerstwie czy nawet w zakonie czy gdziekolwiek,trzeba wybierać codziennie.

    OdpowiedzUsuń