czwartek, 9 stycznia 2014

Metafizyczna topografia Tolkiena...

Na naszym forum Elendilich, w temacie pt. "Prosty podział na dobro i zło? Jednowymiarowe postaci?" zapytałem dzisiaj:
Dlaczego wielu współczesnym łatwiej jest dziś odnaleźć się w powieściach Sapkowskiego i Martina niż w książkach Tolkiena?
Spodobała mi się szczególnie ta odpowiedź. Jej autorem jest Kamil "Arathulion":
Nie żebym czytał Sapkowskiego czy Martina, ale pewnie dlatego, że ich światy to światy bez metafizyki, tak jak świat dzisiejszej publiczności: za każdym dobrem musi kryć się jakaś ironia, jakaś korzyść albo naiwność; świat jako taki nie ma sensu, to tylko nagromadzenie sytuacji, które można by skonfigurować w inny sposób. Myślę, że ludzie łatwiej przyjmują to ametafizyczne fantasy i drażni ich czasem Tolkien nie dlatego, że u Tolkiena są tylko nieskazitelnie dobrzy i paskudnie źli, tylko dlatego, że u Tolkiena wyczuwa się w ogóle jakąś metafizyczną topografię - jedni pną się ku poświęceniu, szlachetności, chwale i wiecznej pamięci, inni staczają się, wszyscy przeżywają wzloty i upadki, ale dokonuje się jakiś realny ruch, kierunki są prawdziwe, a nie umowne. W płytkim popularnym fantasy na miarę naszych czasów mamy do czynienia z kulami bilardowymi, które toczą się po płaskim stole, zderzenia bywają bolesne, ale w gruncie rzeczy to wszystko nie robi różnicy. Coraz więcej ludzi właśnie woli takie postawienie sprawy - to, czy ktoś dokonuje jakiegoś postępu albo czy upada ma być kwestią indywidualnej oceny, a nie odniesienia do tego, jaki świat po prostu jest. U Tolkiena zawsze obecny jest Trzeci Aktor wszystkich zdarzeń, nawet jeśli pozostaje milczący.

Zapewne i Tolkien, i Sapkowski i Martin opowiadają o ludziach, ale ci autorzy chyba różnie rozumieją prawdziwość tych ludzi - u dwóch ostatnich prawdziwy jest ten, kto pokazuje całe spektrum ludzkich możliwości z akcentem na to, co najniższe, najbardziej zepsute; u Tolkiena prawdziwy jest ten, kto właśnie swą osobą ujawnia tę metafizyczną, moralną, duchową topografię świata - czy to przez swój wzlot, czy to przez upadek. Ale to nie jest moralizatorstwo, to nie są zwykłe drogowskazy, raczej niezliczone ujęcia ludzi chwiejących się na stromej ścieżce, które maja ukazać widzowi, że grawitacja jest prawdziwa i że trzeba naprawdę patrzeć pod nogi.

1 komentarz:

  1. Dla mnie w powieściach Tolkiena, jednostka ma wpływ na dzieje świata, a u Martina i Sapkowskiego jakaś zewnętrzna polityka kieruje światem, a my możemy zaledwie wpłynąć na nieliczne sytuacje i dzieje. U Martina wprawdzie ci ważniejsi jakoś wpływają, ale i tak wiele jest poza ich zasięgiem. Lojalność jest względna.
    Kocham Tolkiena, bo daje mi wiarę, że ja malutka coś mogę.

    OdpowiedzUsuń