Kilka tolkniętych porad lifestylowych... czyli o korzyściach z tzw. "ostentacyjnej prostoty" w kuchni.
1. Radykalnie usuń ze swojej kuchni dnia powszedniego: cukier, sól, pieczywo (zarówno jasne, jak ciemne czy tzw. kruche), wędliny, jasne makarony, słodzone napoje, soki, słodycze. Brzmi makabrycznie? - spójrz na punkt 3.
Na pierwsze śniadanie polecam grejpfruta i kawę, na drugie na przykład sałatkę szopską (to taka pyszna sałatka bułgarska z pomidorami, ogórkiem, cebulą, papryką, serem (może być ser typu bałkańskiego z LIDL-a), oliwą i przyprawami (polecam szczególnie świeżo mielony pieprz, mieszanki przypraw Jamiego Olivera...). Obiad? Zawsze pyszny jest ciemny makaron z pesto albo pęczak czy inne kasze. Do tego sznycelek z indyka (nie kupuj raczej pompowanego antybiotykami i hormonami kurczaka!) przechowany wcześniej w jakiejś prostej marynacie (ja najczęściej robię ją z oliwy, przypraw, drobno pokrojonego czosnku) - koniecznie z grilla (polecam proste patelnie do grillowania - ja swoją kupiłem w IKEI). Na podwieczorek jakiś dobry owoc, jakaś dobra herbata. A na kolację (koniecznie najpóźniej 3 godziny przed zaśnięciem) jakaś treściwa sałatka (np. taka z jajkiem, ciemnym makaronem...). Pij do ośmiu szklanek wody dzienne (w Silesii najlepsza woda to... kranówka!). Polecam ładne szklanki z IKEI, które mają zielonkawy kolor. Woda - to efekt psychologii - smakuje w nich jeszcze lepiej. Po prostu "Sosnowiczanka" Zdrój...
2. Wprowadź sobie w tygodniu dwa albo trzy dni postu - jeżeli możesz go uzasadnić religijnie, tym lepiej dla Ciebie i samego sensu postu. Ale post może być neutralny światopoglądowo... Ja poszczę w środy i piątki - nie jem wtedy mięsa, a staram się też oszczędzać na nabiale.
3. Zrób sobie dzień wolności kulinarnej w niedzielę (lub jeden inny, ważny dla Ciebie i Twoich przekonań dzień w tygodniu). Wtedy jest czas na bułki, wędliny, słodycze, ciasta, colę... Każdy system potrzebuje wentyla bezpieczeństwa!
4. Wspomagaj się jakąś fajną aplikacją do liczenia kalorii - ja używam MyFitnessPal.
1. Radykalnie usuń ze swojej kuchni dnia powszedniego: cukier, sól, pieczywo (zarówno jasne, jak ciemne czy tzw. kruche), wędliny, jasne makarony, słodzone napoje, soki, słodycze. Brzmi makabrycznie? - spójrz na punkt 3.
Na pierwsze śniadanie polecam grejpfruta i kawę, na drugie na przykład sałatkę szopską (to taka pyszna sałatka bułgarska z pomidorami, ogórkiem, cebulą, papryką, serem (może być ser typu bałkańskiego z LIDL-a), oliwą i przyprawami (polecam szczególnie świeżo mielony pieprz, mieszanki przypraw Jamiego Olivera...). Obiad? Zawsze pyszny jest ciemny makaron z pesto albo pęczak czy inne kasze. Do tego sznycelek z indyka (nie kupuj raczej pompowanego antybiotykami i hormonami kurczaka!) przechowany wcześniej w jakiejś prostej marynacie (ja najczęściej robię ją z oliwy, przypraw, drobno pokrojonego czosnku) - koniecznie z grilla (polecam proste patelnie do grillowania - ja swoją kupiłem w IKEI). Na podwieczorek jakiś dobry owoc, jakaś dobra herbata. A na kolację (koniecznie najpóźniej 3 godziny przed zaśnięciem) jakaś treściwa sałatka (np. taka z jajkiem, ciemnym makaronem...). Pij do ośmiu szklanek wody dzienne (w Silesii najlepsza woda to... kranówka!). Polecam ładne szklanki z IKEI, które mają zielonkawy kolor. Woda - to efekt psychologii - smakuje w nich jeszcze lepiej. Po prostu "Sosnowiczanka" Zdrój...
2. Wprowadź sobie w tygodniu dwa albo trzy dni postu - jeżeli możesz go uzasadnić religijnie, tym lepiej dla Ciebie i samego sensu postu. Ale post może być neutralny światopoglądowo... Ja poszczę w środy i piątki - nie jem wtedy mięsa, a staram się też oszczędzać na nabiale.
3. Zrób sobie dzień wolności kulinarnej w niedzielę (lub jeden inny, ważny dla Ciebie i Twoich przekonań dzień w tygodniu). Wtedy jest czas na bułki, wędliny, słodycze, ciasta, colę... Każdy system potrzebuje wentyla bezpieczeństwa!
4. Wspomagaj się jakąś fajną aplikacją do liczenia kalorii - ja używam MyFitnessPal.
Uznałabym pierwszy punkt za lekką przesadę - ale tylko lekką. Wypieki, zarówno słodkie, jak i wytrwane, na czele z domowych chlebem, są dla mnie zbyt ważną częścią domowego ogniska. A dobra wędlina jest dobra, przez co z definicji je się ją rzadko. Acz w ogólności - zdrowa, nieprzesadzona kuchnia jest dobra.
OdpowiedzUsuńM.
Z mojej kilkuletniej praktyki widzę, jak bardzo ceni się dobre pieczywo i wędliny, gdy je się je rzadziej, niż sugeruje marketowy marketing. Pyszny chleb i wędliny, kiełbaski w szabas albo niedzielę to coś niesamowitego, gdy je się je rzadziej.
OdpowiedzUsuńPozdrowienia, M.
Polemizowałabym jeśli chodzi o śniadanie u Pana, Panie Rysiu :) Według mnie ono powinno być najobfitsze i najbardziej kaloryczne, żeby dostarczyło nam energii na parę godzin, dopóki nie zjemy czegoś na 2 śniadanie (lub jeśli ktoś nie da rady, to dopiero obiad). Wydaje mi się że grejpfrut i kawa to za mało.
OdpowiedzUsuńPoza tym dobrze jest zjeść od czasu do czasu pieczywo - oczywiście najlepiej ciemne, białego sama unikam.
Btw. świetne zdjęcia! Ogólnie super blog, będę zaglądać na pewno, więc do zobaczenia i na blogu i na wycieczkach :P
Pozdrawiam :)
Dziękuję, HeiaNorge! :-)
OdpowiedzUsuńU mnie śniadanie jest bardzo obfite, ale nie zawiera tych ciężkich rzeczy. Opiszę kiedyś tolknięte śniadaniowanie i podam swoje przepisy. U mnie są zawsze dwa śniadania, w tym jedno mocniejsze - sałatka może naprawdę dać sporo energii, jeżeli jest w niej miejsce na biały ser, czerwoną fasolę, soczewicę, sardynki.
Jednak z chleba zrezygnowałem na dobre w 2007 i świetnie sobie bez niego radzę. Jem tylko w weekendy, gdy realizuje się punkt 3. moich porad :-)
Pozdrowienia. Dziękuję za komentarz!
Hmmm Znam teorie odradzające pieczywo itd. do każdego jakieś tam naukowe uzasadnienie się znajdzie, albo nawet bez uzasadnienie można jeść pieczywo od święta, żeby je docenić, czemu nie. Ale sok z cytrusów i kawa na śniadanie - mam bardzo poważne wątpliwości, czy to nam akurat służy.
OdpowiedzUsuńA gdzie lembasy elfickie? Skoro śniadanie to smacznego
OdpowiedzUsuń