W tym miesiącu przeżyłem podwójne spotkanie z Tolkienowskim opus życia – Silmarillionem. Wpierw w formie audiobooka (absolutny biały kruk – dla osób niewidomych, poza oficjalnym obiegiem, niemożliwy do kupienia!). Chore oko, ciemność pooperacyjna, a więc tym lepsza przestrzeń dla wyobraźni. I była to niezwykła podróż do mitycznej przeszłości naszej Ardy. Dawno nie przeżyłem Śródziemia tak mocno. Drugie spotkanie z Silmarillionem to lektura niezwykłego fanowskiego wydania tej opowieści. Chodzi o edycję MumakiL Fandom PresSsss (przeczytasz o nim tutaj i tutaj). Nie chcę zdradzać zbyt wiele, bo to prywatne wydanie dla wtajemniczonych. Napiszę tak, jak napisałem na Forum Hobbitonu: "Zachwycam się tym tomem od ostatniego poniedziałku. Wszystko
mi się podoba: i szata graficzna, i edycja, i piękna czcionka, i
nastrojowe grafiki Melinir, i niesamowita mapa Gondolinu Siriellë
(Gondolin wydaje się jakby wyrastać z kart książki). Bardzo fachowo i
ciekawie dobrane teksty. Dobre, łatwo czytające się tłumaczenia,
arcyciekawe dodatki (Eru, dziękuję, że mogę jeszcze wśród kręgów tego
świata zobaczyć duży lingwistyczny tekst Tolkiena w polskim
tłłumaczeniu!).
Jak się wzbogacę, każdy tom każę oprawić sobie w skórę (czerwono barwioną) lub płótno ze srebrzystym tengwarem.
To jest Silmarillion, na jaki czekałem całe moje życie".
W każdym razie Christopher Tolkien ma w Polsce bardzo poważną konkurencję...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz