Z sentymentem wracam do myśli profesora Swieżawskiego, którym się trochę zaczytywałem w czasach późnego liceum. Poznawałem jego wizję tomizmu (i do dziś mam jej ślad w duszy), a podczas naszych wyjazdów do Taizé brat Marek przekazał nam kiedyś rozmowę z profesorem na temat Soboru Watykańskiego II oraz wizji Kościoła, która była bliska Swieżawskiemu. Pożyczyłem sobie tę książkę z Biblioteki Śląskiej. Przeczytałem z zaciekawieniem (interesujące dla mnie było między innymi przyznanie się profesora do fascynacji teozofią w czasach jego młodości!), ale też zdałem sobie sprawę, jak jednak inaczej myślę o Kościele. Dla mnie autorytetem w tej dziedzinie jest od wielu lat Joseph Ratzinger, czyli nasz papież Benedykt XVI - a konkretnie takie prace, jak Duch liturgii. Tymczasem nadzieje profesora Swieżawskiego chyba się nie spełniają. Kościół, który był chyba dla niego inspiracją - Kościół na Zachodzie - nie wydaje spodziewanych owoców... Coraz mniej powołań, coraz więcej zamkniętych świątyń. Tymczasem w Polsce żyje i dobrze się ma nasz tradycyjny katolicyzm parafialny (Swieżawski w jednej z rozmów wyrażał nadzieję, że parafialny katolicyzm, który był według niego przeszkodą w modernizacji polskiego Kościoła, z czasem zaniknie). Ciekawa lektura, ale nie będzie miała dla mnie już takiego znaczenia, jak czytanie profesora Swieżawskiego we wczesnej młodości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz