Moja ulubiona seria archeologiczna. Ze względu na narastające w moim sercu zamiłowanie w italskich, kentumowych Wenetach, których Zbigniew Gołąb identyfikuje z nosicielami kultury łużyckiej, bardzo chciałem poznać tę książkę. I znowu pomocna okazała się Biblioteka Śląska.
Nie jest to jakiś wybitnie opasły tom, ale książka napisana jest prostym (może niekiedy zbyt prostym) językiem, ma świetny materiał ilustracyjny, jest pracą typu "życie codzienne na ziemiach polskich w okresie...". Prezentuje historię badania kultury łużyckiej, jej charakterystykę, podział na grupy kulturowe, pokazuje poprzedników i następców tej kultury, wpisuje ją też w szerszy kontekst kultur pól popielnicowych, które funkcjonowały w naszej części Europy wtedy, gdy na Peloponezie rozwijała się kultura mykeńska. Zaskoczenie? Myślałem, że "łużyczanie"
żyli sielsko i spokojnie, a tu kanibalizm, przepracowane kobiety,
wielka śmiertelność dzieci, zajechane pracą zwierzęta, dziwne praktyki
magiczne...
Brakuje mi w tej książce opisu teorii dotyczących identyfikacji etnicznej, językowej. Niestety nasze ziemie są słabo przebadane pod względem genetycznym... Ale cieszę się, że książkę poznałem. Od teraz zupełnie inaczej spoglądam na Górę Św. Doroty, którą widzę każdego dnia z moich północnych okien - na szczycie tej góry znajduje się łużyckie grodzisko o charakterze kultowym. Szkoda, że pan Dąbrowski nie opisał go jednak w swojej książce...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz