Kiedyś pewną dyskusję wywołał mój wpis z tekstem Tolkiena na temat ról płci - mężczyzn i kobiet ("Tolkien o płci biologicznej i kulturowej" - polecam przeczytać ten tekst z uwagą; są tam bardzo aktualne, ale bardzo niepopularne spostrzeżenia, w tym takie: Jednakże istotą upadłego świata jest to, że tego, co najlepsze, nie można osiągnąć dzięki swobodnemu zażywaniu przyjemności czy też przez tak zwaną "samorealizację" (jest to zwykle ładne określenie na pobłażanie samemu sobie, całkowicie wrogie samorealizacji innych); lecz przez wyrzeczenia, przez cierpienie. Wierność w chrześcijańskim małżeństwie pociąga za sobą wielkie umartwienie ciała. Dla chrześcijanina nie ma ucieczki. Małżeństwo może pomóc uświęcić i ukierunkować na właściwy obiekt jego pragnienia seksualne; jego łaska może mu pomóc w zmaganiach; lecz zmagania pozostają. Nie zadowoli go - tak, jak można zaspokoić głód regularnymi posiłkami. Spiętrzy tyle trudności przed czystością właściwą temu stanowi, ile da jej wytchnienia. Żaden mężczyzna, choćby najszczerzej kochał swoją narzeczoną i pannę młodą w młodości, nie jest jej wierny jako żonie myślą lub ciałem bez świadomego udziału woli, bez samozaparcia).
Dziś chciałbym przedstawić pod dyskusję bardzo brutalny (ale czy nieprawdziwy?) fragment książki dziennikarza naukowego Gazety Wyborczej, Tomasza Ulanowskiego. Książka nosi tytuł O powstawaniu Polaków, a jej tematyka bardzo pasuje do tego, czym zajmuję się na moim drugim blogu - Aldrajch:
Tajemnice doboru seksualnego w dużej mierze wyjaśniają dziś biolodzy ewolucyjni i psycholodzy ewolucyjni. To dość proste zasady, które jednak dla wielu osób - przyzwyczajonych do postrzegania świata wyłącznie przez ulotny pryzmat kulturowy - mogą być szokujące. Zwłaszcza jeśli nie rozumiemy, że owe zasady dotyczą średniej populacyjnej, a nie konkretnych przypadków, które znamy z własnego życia.
W skrócie można by je ująć tak: kobiety stawiają na jakość, a mężczyźni na ilość.
Dla kobiety liczy się jakość partnera, zarówno tego na zawsze, jak i tego na chwilę. Ten na zawsze ma przede wszystkim zapewnić bezpieczeństwo jej i jej potomstwu. Stąd powinien być jak najlepiej sytuowany - jego pozycja społeczno-ekonomiczna powinna być relatywnie (w porównaniu z pozycją kobiety) jak najwyższa. Ten na chwilę ma być głównie dostarczycielem dobrych genów, pomagających w przetrwaniu potomstwa. Przy czym, jak mawiają biolodzy i psycholodzy ewolucyjni, kobiety są mistrzyniami w wyczuwaniu pisma nosem. (...)
Z kolei mężczyźni zazwyczaj mają w nosie pozycję społeczno-ekonomiczną swoich partnerek. Dla nich liczy się to, żeby było ich jak najwięcej i żeby były młode i ładne. Bo starsze i mniej ładne to mniejsza szansa na spłodzenie zdrowego potomstwa.
Nie są to, rzecz jasna, mechanizmy, które działają głównie na poziomie świadomym - poza tym w społeczeństwach, w których kobiety zdołały się wyemancypować, mocno ingeruje w nie kultura - stąd bywają trudne do przełknięcia. Nie zdarzyło się jeszcze, żeby kobieta, która usłyszała (ode mnie; czasem lubię ryzykować), że mężczyźni mogą pójść do łóżka "prawie z każdą", nie była tą świadomością zszokowana i nie wypierała jej, wyśmiewając jako absurdalną.
Jeżeli jednak popatrzymy na różnice biologiczne oraz nierzadko sprzeczne interesy kobiet i mężczyzn, ich odmienne strategie seksualne ukażą nam się jako oczywiste.
Tomasz Ulanowski, O powstawaniu Polaków, Wydawnictwo Czarne, str. 44-45
Pod naskórkiem kultury jesteśmy wciąż członkami paleolitycznego klanu (Rys. Peter Dennis - chyba) |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz