czwartek, 21 lipca 2016

25/52: The Bhagavad-Gītā. A New Translation

Skarb literatury światowej - nie tylko indyjskiej. Drogocenna perła w skarbcu religii naturalnych. Książkę tę w dobrej cenie wypatrzyłem w mojej ulubionej księgarni w londyńskim South Kensington. Kiedyś, w okresie neofickiego purytanizmu, w latach 90., które zaznaczyła też widoczna na ulicach akcja sekty Hare Krishna, potargałem jeden egzemplarz polskiego wydania tej książki... Głupota? Akt symboliczny wyparcia się obcych religii? Wtedy wiele to dla mnie znaczyło. Ale życie jest paradoksem i oto po latach wracam do tej książki, żeby zachwycać się językiem sanskrytem, odkrywać ciekawe paralele językowe między językami słowiańskimi i indyjskimi, poznawać meandry religii subkontynentu. Książka została opracowana przez Georga Feuersteina (1947-2012), głosiciela dialogu między Okcydentem i Orientem, specjalisty w dziedzinie jogi i hinduskiej filozofii. The Bhagavad-Gītā. A New Translation to ciekawe wprowadzenie na temat transkrypcji i wymowy głosek sanskrytu (zawsze chciałem się trochę zbliżyć do tego języka), bardzo ciekawe wprowadzenie historyczno-literackie, potem kolejne 18 rozdziałów poematu, gdzie mamy oryginalny tekst zapisany sanskryckim alfabetem, podany w transkrypcji, przełożony na dobry angielski i opatrzony bardzo ciekawymi przypisami. Żeby lepiej poznać sanskryt i rytm poematu, książkę kończy dokładne tłumaczenie słowo po słowie i słowniczek sanskrycki. Dla miłośnika języków po prostu delicje!

Chciałem to dzieło poznać już wcześniej. Nawiązywał do Bhagavad-Gīty w swoich wschodnich listach i zapiskach jeden z moich mistrzów, Thomas Merton. Widziałem też zaciekawienie wisznuickim hymnem u jednego z ulubionych autorów, Szczepana Twardocha. Poznałem coś bardzo ciekawego i inspirującego. Przekonałem się, że hinduizm ma w swoim sercu monoteistyczny hymn, który zachęca prostego człowieka do codziennej pobożności i do nieustannego, osobistego oddawania czci Stwórcy. Bardzo mi się to podoba.

Lubię Pieśni 8 i 9, w których Kryszna wyjaśnia, jak ważny w chwili śmierci jest stan naszej świadomości, a potem objawia się Ardżunie w całej swojej mocy:
Ja to w swej postaci nie wyjawionej rozsnułem cały ten świat. We mnie są wszystkie istoty, lecz ja nie jestem w nich. (...) Wiecznie mnie chwaląc i dążąc ku mnie, wierni swym ślubom, oddając mi cześć przez swoją miłość, – oni mi służą w ciągłym oddaniu. (...) Jestem darem na ołtarzu ofiarnym, jestem, ofiarą, jestem obiatą dla zmarłych, – lekarstwem świętym, szeptem, słów wedyjskich, tłuszczem ofiarnym, jestem ogniem i ofiarowaniem! Tego świata jestem ojcem i matką, ustawodawcą, założycielem, – jestem tym, co jest do poznania, – wodą oczyszczenia (...)
 Monoteista znajdzie w tym tekście pocieszające wsparcie - ucieszy się, że ludzie z potrzeby serca i szukając po omacku wędrują niekiedy tak blisko, tak blisko...

A przy okazji lektury poznałem tak ciekawą hinduską operę, która jest muzyczną interpretacją Bhagavad-Gīty:


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz