Ja też jestem Wasserpolakiem. Jestem "potencjalną opcją niemiecką". Jestem Górnoślązakiem, którego przodkowie służyli w niemieckich armiach. Mój dziadek wprawdzie nie służył w Wehrmachcie, ale Kriegsmarine to przecież taka sama "wina". Dlatego cieszę się, że Ośrodek Karta przedstawił na polskim rynku wydawniczym taką książkę jak Wasserpolacken.
Mamy oto barwną relację Polaka, Joachima Cerafickiego ze swojej służby wojennej w armii Hitlera. Ceraficki był młodym człowiekiem z Bydgoszczy, która została w 1939 wcielona do Rzeszy Niemieckiej. Podobnie jak na Górnym Śląsku, mieszkańców tej ziemi zmuszono administracyjnie do wybrania "opcji niemieckiej" w postaci III kategorii DVL ("Niemieckiej Listy Narodowej", tzw. Volksliste). Wiązało się to z obowiązkiem służby w armii niemieckiej. Ceraficki opisuje swoją wojenną tułaczkę jako sposób na ochronienie rodziny przed represjami. Nasi dziadkowie byli swoistymi zakładnikami nowej sytuacji politycznej i narodowościowej. Od ich lojalności i poświęcenia zależał los ich bliskich na Pomorzu, w Zachodniej Wielkopolsce, na Górnym Śląsku... A jednocześnie w naturalny sposób ludzie oswajali się z nową sytuacją, o ile można oswoić się ze śmiercią, okrucieństwem, wojną.
W książce najciekawszy był dla mnie opis rozkładu państwa polskiego w pierwszych dniach wojny. Interesujący był też opis spotkania ludzi z różnych stron Europy i w armii niemieckiej, i na okupowanych terenach. Nie zawsze była to tylko nieufność i krew. Ceraficki opisuje wiele zdarzeń, które wiele mówią o człowieku, o humanitaryzmie w obliczu śmierci, o miłości ponad podziałami. Barwne są opisy żołnierskich miłostek - widać, że autorowi po latach od wojny miło było wspomnieć piękne dziewczyny i kobiety, które spotkał na Ukrainie, w Niemczech, w okupowanej Polsce.
Polecam, bo warto znać historię. Polecam, żeby nie dać się nabrać na propagandę "dziadka z Wehrmachtu". A jako ilustrację tej tematyki podaję ciekawy film Telewizji Polskiej, Kolumbowie w kolorze feldgrau.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz