Czy jesteśmy Wenetami, którzy przyjęli język i kulturę słowiańską? Czy podobnie jak Słowianie Bałkańscy, jesteśmy niesłowiańskim ludem, który uległ slawizacji? Gdybyśmy zechcieli mocniej zastanowić się nad tą książką głębiej, gdyby myśl o naszej wenetyjskiej tożsamości stała się bardziej popularna w Polsce, miałoby to moim zdaniem rewolucyjne znaczenie dla polskiej samoświadomości!
Znamy (kto zna, ten zna) dawny i odżywający dziś spór między zwolennikami autochtonizmu (w uproszczeniu: "Słowianie są od zawsze na ziemiach dzisiejszej Polski") i allochtonizmu ("Słowianie pojawili się na ziemiach dzisiejszej Polski późno - w V/VI w. - a wcześniej mieszkały tu inne ludy, w tym Germanie"). Z jednej strony badanie źródeł antycznych, wnioski językoznawców i badania archeologiczne sprzyjają allochtonizmowi - Rzymianie znali dość dobrze obszary nadwiślańskie, a przecież nie zanotowali ani jednej wyraźnie słowiańskiej nazwy, nie znamy ze źródeł klasycznych ani jednego słowiańskiego imienia nadwiślańskiego wodza albo sprowadzonego do Rzymu niewolnika; języki słowiańskie wyraźnie są późno wyrosłą gałęzią indoeuropejskiego ("aryjskiego") drzewa, a archeologia ukazuje nam pierwsze wyraźne ślady Słowian na naszej ziemi (kultura praska) jako zjawisko wyraźnie odrębne od kultur wcześniejszych (np. kultury przeworskiej albo wielbarskiej).
Z drugiej strony badania genetyczne zdają się dziś utwierdzać autochtonistów w tym, że my - dość jednorodni genetycznie mieszkańcy dzisiejszej Polski - jesteśmy tutaj autochtonami od tysięcy lat. Nie jesteśmy najeźdźcami z terenów dzisiejszej Ukrainy, z terenów, gdzie nastąpiła zapewne etnogeneza Słowian (Naddnieprze), ale ludnością miejscową.
Jak te sprzeczne dane uzgodnić? Odpowiedź jest bardzo ciekawa i o niej (wbrew tytułowi tej niechlujnie przez Bellonę wydanej książki) mówi praca Marka Gędka pt. Tajemnica początków Polski. Fascynująca historia ludu Wenetów. Oto rewolucyjna teoria, o której być może będą kiedyś uczyć naszych wnuków (o ile nauka historii przetrwa w szkołach powszechnych):
Dzisiejsi Polacy są w dużej mierze autochtonami na terenach nadwiślańskich - jesteśmy indoeuropejskimi Wenetami, którzy w okresie wędrówek ludów ulegli ostatecznie przebiegającej od wschodu slawizacji.
Szkoda, że Marek Gędek napotkał na swojej drodze wydawnictwo Bellona, które niestety nie należy do tych najstaranniejszych, najbardziej dbających o redakcję, korektę, stronę graficzną (a przy pracach zagranicznych, o dobry przekład). Szkoda też, że nie poświęcił więcej czasu na uporządkowanie materiałów, które zebrał w tej pracy i że zgodził się na wydrukowanie bardzo ciekawych map, wymagających kolorów, w formacie czarno-białym. Książka stała się przez to nieco chaotyczna, a mapy często zupełnie nieczytelne. A jednak praca warta jest uwagi każdego, komu drogie są starożytności słowiańskie, germańskie i wenetyjskie. Autor bada wszelkie wzmianki o znanym w starożytności ludzie Wenetów/Wenedów. Tropi ich pochodzenie, dokonuje krytycznej analizy źródeł szukając odpowiedzi na pytanie o pokrewieństwo różnych Wenetów europejskich (tych północnoitalskich, tych celtyckich z terenów dzisiejszej Północnej Walii, tych z Wandei, a także tych najpóźniejszych - z obszaru dzisiejszej Łotwy), wskazuje, że kultura przeworska (i inne kultury archeologiczne okresu wpływów rzymskich) to być może ślady autochtonicznych, rodzimych Wenetów (czyli naszych niesłowiańskich pradziadów - Ligia Kalina z Quo vadis Sienkiewicza byłaby zatem nie Słowianką, ale Wenetyjką!), którzy dotrwali pod swoją nazwą do czasów średniowiecza tylko na Łotwie, a w innych rejonach ulegli Germanom i Słowianom zlewając się z nimi.
Książka Marka Gędka to praca na jaką czekałem. I choć się nadenerwowałem przy lekturze z powodu niestaranności wydawcy, to znalazłem wiele ciekawych myśli, które - mam taką nadzieję - zostaną podjęte przez kolejnych badaczy. Być może kiedyś Lilla Weneda stanie się znowu ważnym utworem dramatycznym dla współczesnych Wenedów (czyli nas!)...
Polecam! A kto już dziś chciałby zgłębić materie wenetyjskie, niech zajrzy na strony mojego znajomego, Grzegorza Jagodzińskiego (koniecznie tutaj).
Andriolli, ilustracja do Lilli Wenedy Słowackiego |
Szkoda, że Marek Gędek napotkał na swojej drodze wydawnictwo Bellona, które niestety nie należy do tych najstaranniejszych, najbardziej dbających o redakcję, korektę, stronę graficzną (a przy pracach zagranicznych, o dobry przekład). Szkoda też, że nie poświęcił więcej czasu na uporządkowanie materiałów, które zebrał w tej pracy i że zgodził się na wydrukowanie bardzo ciekawych map, wymagających kolorów, w formacie czarno-białym. Książka stała się przez to nieco chaotyczna, a mapy często zupełnie nieczytelne. A jednak praca warta jest uwagi każdego, komu drogie są starożytności słowiańskie, germańskie i wenetyjskie. Autor bada wszelkie wzmianki o znanym w starożytności ludzie Wenetów/Wenedów. Tropi ich pochodzenie, dokonuje krytycznej analizy źródeł szukając odpowiedzi na pytanie o pokrewieństwo różnych Wenetów europejskich (tych północnoitalskich, tych celtyckich z terenów dzisiejszej Północnej Walii, tych z Wandei, a także tych najpóźniejszych - z obszaru dzisiejszej Łotwy), wskazuje, że kultura przeworska (i inne kultury archeologiczne okresu wpływów rzymskich) to być może ślady autochtonicznych, rodzimych Wenetów (czyli naszych niesłowiańskich pradziadów - Ligia Kalina z Quo vadis Sienkiewicza byłaby zatem nie Słowianką, ale Wenetyjką!), którzy dotrwali pod swoją nazwą do czasów średniowiecza tylko na Łotwie, a w innych rejonach ulegli Germanom i Słowianom zlewając się z nimi.
Książka Marka Gędka to praca na jaką czekałem. I choć się nadenerwowałem przy lekturze z powodu niestaranności wydawcy, to znalazłem wiele ciekawych myśli, które - mam taką nadzieję - zostaną podjęte przez kolejnych badaczy. Być może kiedyś Lilla Weneda stanie się znowu ważnym utworem dramatycznym dla współczesnych Wenedów (czyli nas!)...
Polecam! A kto już dziś chciałby zgłębić materie wenetyjskie, niech zajrzy na strony mojego znajomego, Grzegorza Jagodzińskiego (koniecznie tutaj).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz