W nowej książce o kulturze praindoeuropejskiej, która jest od niedawna na mojej półce (J. P. Mallory, D. Q. Adams, The Oxford Introduction to Proto-Indo-European and the Proto-Indo-European World, Oxford University Press 2006) znalazłem ciekawą myśl dotyczącą bóstw pogańskich Słowian. Chodzi o imię wschodniosłowiańskiego Striboga (nazywamy go czasem po polsku Strzybogiem -
"Śladem kultu Strzyboga są nazwy miejscowe, jak Stribož i Stribože
jezioro na Rusi, a Polsce wieś Strzyboga pod Skierniewicami czy
wzmiankowany w XIII wieku strumień Striboc pod Tczewem" - Wikipedia). Otóż jest możliwe, że Strzybóg nosi imię, które nawiązuje do słynnego praindoeuropejskiego Boga Nieba *dyéus phatér
(od niego wywodzi się grecki Dzeus Pater, rzymski Jupiter, sanskrycki
Dyaus Pita itd.). Ponieważ Prasłowianie (pod wpływem zaratustriańskich
Irańczyków?) zamienili *dyéus 'niebo/Bóg' na *bhagos 'ten, który rozdziela', utworzyli być może konstrukcję typu *phatróus-bhagos, gdzie *phatróus znaczy 'krewny ze strony ojca, brat ojca' - od tego prasłowa wywodzi się słowiańskie określenie pokrewieństwa - stryj. Czyli Stribog byłby kimś w rodzaju "Boga Ojca". Ze Słowa o wyprawie Igora
(epos staroruski) wiemy, że Stribog był władcą wiatrów. Mógł być zatem
śladem praindoeuropejskiego Boga Nieba, który włada zjawiskami
pogodowymi.
Oto wnioski, oto dalsze pole badań, dla którego podstawą może być niezwykła książka, którą udało mi się wypatrzeć ostatnio w księgarni Foyles w Londynie. Grube tomisko (ponad 700 stron), bardzo dogłębne studium na temat rekonstrukcji języka praindoeuropejskiego i praindoeuropejskiej kultury, mapy, schematy, a przede wszystkim bogate słowniki na końcu pracy. Książka jest napisana w sposób bardzo uporządkowany. Najpierw poznajemy sam przebieg odkrywania pokrewieństw językowych w rodzinie indoeuropejskiej, potem dostajemy przegląd języków w tej grupie (od języków celtyckich po język tocharski i pomniejsze języki dzisiejszej Turcji i Bałkanów). Potem znajdujemy rozdział o rekonstruowaniu języka praindoeuropejskiego (z kapitalnym przykładem: ewoluowaniem tzw. "Opowieści Schleichera" w miarę jak coraz lepiej poznajemy prajęzyk - na koniec dostajemy tę opowieść w rekonstrukcji samego Mallory'ego, współautora książki). Na str. 54-70 znajdziemy rekonstrukcję całego języka z jego systemem rzeczowników, przymiotników i czasowników. I tu zaczyna się najciekawsza cześć książki.
Mallory i Adams przeprowadzają nas przez różne dziedziny kultury, w których na podstawie znanych języków indoeuropejskich możemy zrekonstruować prasłowa i w związku z nimi też jakiś obraz prakultury. Okazuje się, że tylko 15 terminów istnieje na raz we wszystkich językach indoeuropejskich (bo większość jako izoglosy funkcjonuje między poszczególnymi językami, ale nie we wszystkich na raz). Są to: woda, krowa, stopa, drzwi, trzy, pięć, siedem, dziewięć, spać, imię, ja, my, ty, wy i ten. Te i pozostałe terminy są omówione w następujących działach:
Świat fizyczny
Indoeuropejska fauna
Indoeuropejska flora
Anatomia
Rodzina i pokrewieństwo
Ognisko domowe i dom
Ubrania i materiały
Kultura materialna
Jedzenie i picie
Praindoeuropejskie społeczeństwo
Przestrzeń i czas
Liczba i jakość
Umysł, emocje i zmysły
Mowa i dźwięki
Aktywności (bardzo bogaty dział podzielony na różne kategorie czynności)
Religia
Elementy gramatyczne
Indoeuropejska fauna
Indoeuropejska flora
Anatomia
Rodzina i pokrewieństwo
Ognisko domowe i dom
Ubrania i materiały
Kultura materialna
Jedzenie i picie
Praindoeuropejskie społeczeństwo
Przestrzeń i czas
Liczba i jakość
Umysł, emocje i zmysły
Mowa i dźwięki
Aktywności (bardzo bogaty dział podzielony na różne kategorie czynności)
Religia
Elementy gramatyczne
Jest też świetny dział o mitologii porównawczej oraz o różnych koncepcjach rozprzestrzeniania się języków i kultury indoeuropejskiej. Miałem niesamowitą satysfakcję (a przy tym także niezwykły dreszczyk), gdy okazywało się, że mnóstwo rekonstruowanych nazw przyrodniczych ma swój najbliższych odpowiednik w językach słowiańskich, np. *bhebrus to 'bóbr, *mús to 'mysz', *werwer- to 'wiewiórka'. Takich podobieństw są setki. Jakoś szczególnie widoczne mi się one zdały w dziedzinie nazewnictwa przyrodniczego. Ciekawe było przejrzenie nazw różnych "wstydliwych" części ciała i czynności - te najwolniej się zmieniają i są najbardziej podobne do naszych dzisiejszych słów (te słowa na j..., ch..., p... itd.). Bardzo ciekawe są też wnioski Mallory'ego. Jako uczony, który jest niezwykle krytyczny wobec ustaleń Colina Renfrew i wobec teorii o anatolijskiej praojczyźnie i neolitycznej genezie ekspansji indoeuropejskiej, autor znajduje w zasobie językowym liczne dowody na to, że praojczyzna Indoeuropejczyków mogła znajdować się na leśno-stepowych obszarach na północ od Morza Czarnego i Kaspijskiego - tam, gdzie znajdujemy pozostałości kultury grobów jamowych (ang. Yamnaya).
Świetna książka warta swojej niemałej ceny. Będzie u mnie często wykorzystywana w domorosłych badaniach filologa-amatora.
Tylko jedna uwaga krytyczna. Ze "Słowa..." nie wiemy nic a nic w rozważanej kwestii. Nawet jeśli przyjąć średniowieczną metrykę tego dzieła (co jest coraz trudniejsze do obrony), to od zorganizowanej religii Rusi dzieli je kilka wieków, a zawarte w nim odwołania do imion bóstw pogańskich są jedynie poetyckimi metaforami.
OdpowiedzUsuńTAO
Dziękuję za komentarz, Tadeuszu. To jeszcze dodam, że nazwa tego boga wymieniona jest obok Peruna i innych w "Powieści minionych lat" - jako jednego z bogów, których czczono w Kijowie. Naddnieprze to tereny, które wg niektórych koncepcji pokrywają się z praojczyzną Indoeuropejczyków.
OdpowiedzUsuńZgoda. Nie kwestionuję istnienia Striboga w panteonie południowej Słowiańszczyzny /północnej Irańszczyzny (niektórzy uważają, że to imię,podobnie jak Simargł, jest pochodzenia irańskiego tj. scytyjskiego). Kwestionuję wiązanie go z wiatrami, oparte na metaforze "Słowa".
OdpowiedzUsuńNie wiem, czy autor tego dzieła bierze pod uwagę niedoskonałość wczesnośredniowiecznej ortografii, zniekształcenia nazw już w pierwotnym zapisie, nie mówiąc o późniejszym kopiowaniu (a "Powieść..." znamy z czternastowiecznego odpisu (i późniejszych).
I jeszcze pytanie: czy u Malloryego jest potwierdzenie poglądu, który spotkałem kiedyś chyba u Hensla,że we wspólnym zasobie słownictwa indoeuropejskiego są nazwy głownych drzew liściastych, ale nie ma nazwy morza? Bo jeśli tak, jest to ważna wskazówka na temat "praojczyzny" tych języków.
TAO
Tak, Mallory dużo się o tym rozpisuje. Ale nie ma pewności. Po prostu mamy prasłowo - *móri- które pojawia się w większości języków indoeuropejskich, ale u jednych Indoeuropejczyków oznacza wielki akwen wody słodkiej (np. ang. mere), a u innych słonej (np. łac. mare, lit. mãre, pol. morze, staroirlandzkie muir). Stąd niejasność. Ale różnie ją można interpretować - więc nie jest to ani argument za, ani przeciw.
OdpowiedzUsuńWarto wiedzieć, że języki germańskie, grecki i sanskryt zapożyczyły określenie morza z innych, substratowych języków.
W jednym z odsłuchiwanych niedawno przeze mnie wywiadów w PR prof. Miodek stwierdził, że w języku polskim występuje zadziwiająco mało wyrazów czysto słowiańskich, a bardzo dużo indoeuropeizmów.
OdpowiedzUsuń