wtorek, 23 września 2025

Tolkien jako "nordyk" zapatrzony w kierunku Rzymu...

Ostatni wpis poświęciłem Tolkienowi jako pisarzowi i naukowcowi zapatrzonemu w kierunku mistycznej Północy. Jest to jednak obraz niepełny, a może nawet nieprawdziwy. Pamiętajmy na przykład o pięknych przeżyciach Tolkiena w czasie jego wakacyjnej podróży do Włoch (wpis na Elendilionie). Oto co sam Tolkien napisał na ten temat w listach, reagując na słowa: "Śródziemie […] odpowiada duchowo nordyckiej Europie":

"Błagam, tylko nie „nordyckiej”! Jest to słowo, którego nie znoszę; wiąże się, choć jest francuskiego pochodzenia, z teoriami rasistowskimi. Geograficznie lepszym słowem jest zwykle „północna”. Po bliższym jednak przyjrzeniu okaże się, że nawet ono nie daje się zastosować (geograficznie czy duchowo) do Śródziemia. Jest to stare słowo, nie zostało wymyślone przeze mnie, co można sprawdzić w słowniku takim jak Shorter Oxford. Oznaczało ono nadające się do zamieszkania krainy naszego świata otoczone Oceanem. Akcja opowieści rozgrywa się na północnym zachodzie „Śródziemia”, co pod względem szerokości geograficznej odpowiada wybrzeżom Europy i północnym brzegom Morza Śródziemnego. Nie jest to jednak w żadnym sensie obszar czysto „nordycki”. Jeśli Hobbiton i Rivendell mają (zgodnie z zamierzeniami) leżeć na szerokości odpowiadającej z grubsza szerokości geograficznej Oksfordu, to leżąca 600 mil na południe Minas Tirith znajduje się przypuszczalnie na szerokości Florencji. Ujście Anduiny i starożytne miasto Pelargir leżą mniej więcej na szerokości starożytnej Troi.

Auden stwierdził, że Północ jest dla mnie „świętym kierunkiem”. To nieprawda. Darzę uczuciem północny zachód Europy, gdzie mieszkam (i gdzie mieszkała większość moich przodków), tak jak powinno się darzyć uczuciem swój dom. Bardzo lubię jego atmosferę, a o jego historii i językach wiem więcej niż o innych częściach świata; nie jest to jednak obszar „święty” ani nie wyczerpuje on zasobu moich uczuć. Na przykład szczególnie podoba mi się język łaciński, a wśród jego pochodnych — hiszpański. Jest to nieprawda, jeśli chodzi o moją opowieść, co powinno wykazać przeczytanie już samych streszczeń poszczególnych tomów. Północ była siedzibą fortec Diabła. Powieść kończy się czymś o wiele bardziej przypominającym odbudowę faktycznego Świętego Cesarstwa Rzymskiego ze stolicą w Rzymie niż czegokolwiek, co mogłoby zostać wymyślone przez „nordyka”.

William Marlow, Widok Bazyliki św. Piotra


Tolkien rozkochany w języku gockim i zafascynowany tzw. germańską epoką heroiczną (jej ilustracją jest poemat staroangielski Widsith) miał następujący pogląd na dzieje tego germańskiego ludu i szansę, którą utracił, nie wchodząc do Kościoła Rzymskiego (pisałem też o tym tutaj):

„Ronald [= J. R. R. Tolkien] z wielkim zapałem utrzymywał przy stole podczas lunchu, że jedną z największych katastrof w historii Europy był fakt, iż Goci stali się arianami: gdyby nie to, ich język, który właśnie miał stać się klasycznym językiem tamtej epoki, zostałby wzbogacony nie tylko o wspaniałą wersję Biblii, ale także, na zasadach bizantyjskich, o liturgię w języku narodowym, która stanowiłaby wzór dla wszystkich ludów germańskich i dałaby im rodzimy katolicyzm, który nigdy nie doczekałby się schizmy i rozpadu. Po czym Ronald wstał i wspaniałym, dźwięcznym głosem wyrecytował modlitwę „Ojcze Nasz” w języku gockim”.
[O. Robert Murray, „Hołd dla Tolkiena”, The Tablet, 15 września 1973, s. 879–880]

sobota, 20 września 2025

Tolkien jako człowiek Północy

Ocean w Kornwalii 
(grafika Tolkiena powstała podczas wakacji w 1914 r.)

J.R.R. Tolkien uważał siebie za spadkobiercę północno-zachodniej Europy, za badacza i wielbiciela germańskiej Północy. Trochę wiedział, trochę przeczuwał, że jest spadkobiercą niezliczonych pokoleń przodków znad Morza Północnego i Morza Bałtyckiego (zobacz wpis o jego bałtyjskich przodkach oraz germańskich przodkach).

W liście do syna Michaela z 9 czerwca 1941 r. pisał:

"Większość życia, od czasu gdy byłem w Twoim wieku, spędziłem na studiowaniu zagadnień germańskich (w ogólnym sensie, obejmujących sprawy angielskie i skandynawskie). W germańskim ideale tkwi o wiele więcej siły (i prawdy), niż wyobrażają sobie nieświadomi ludzie. Bardzo mnie on pociągał jako studenta (kiedy Hitler pewnie bawił się farbami i nic o nim nie słyszał), w reakcji na „klasykę”. (...) W każdym razie żywię w związku z tą wojną osobistą gorącą urazę — co prawdopodobnie uczyniłoby ze mnie lepszego żołnierza w wieku 49 lat, niż byłem nim w wieku 22 lat — do tego diabelnego małego ignoranta Adolfa Hitlera (bo dziwną rzeczą w demonicznej inspiracji jest to, że w żaden sposób nie zwiększa ona czysto intelektualnego kalibru człowieka: głównie wpływa na samą wolę). Niszczy, wypacza, sprowadza na manowce i skazuje na wieczne potępienie owego szlachetnego północnego ducha, stanowiącego najwyższy wkład do dziedzictwa Europy, ducha, którego zawsze kochałem i próbowałem przedstawić w jego prawdziwym blasku. Przypadkiem nigdzie nie był on szlachetniejszy niż w Anglii i nigdzie nie został wcześniej uświęcony i schrystianizowany [...]".

W eseju O baśniach (w rozdziale "Dzieci") pisał: 

"(...) a najpiękniejsza była bezimienna Północ Sygurda Wölsunga i Fafnira, księcia smoków. Tych krain pożądałem najbardziej".

Młody Tolkien podzielił się swoim uznaniem dla literatury islandzkiej z kolegami z King Edward's School w Birmingham w referacie o nordyckich sagach, który odczytał przed szkolnym Towarzystwem Literackim 17 lutego 1911 roku. Według raportu w King Edward's School Chronicle, Tolkien opisał sagę jako

"opowieść o rzeczach, które rzeczywiście się wydarzyły, ale tak dawno temu, że do opowieści wkradły się cuda i niezwykłości dziwnego, starego, północnego stylu. Najlepsze sagi to te o Islandii, a jeśli chodzi o obraz ludzkiego życia i charakteru, trudno znaleźć lepszą literaturę… Opowiadają one o tym, jak dzielni ludzie naszej krwi – jak można sądzić – żyli, kochali, walczyli, podróżowali i umierali.

Jedną z najlepszych… jest Saga o Völsungach – dziwna i wspaniała opowieść. Opowiada o najstarszym znanym przypadku poszukiwania skarbów na Północy: zmaganiach o czerwone złoto krasnoluda Andvariego. Opowiada o dzielnym Sigurdzie Fafnirsbane ["Zgubie smoka Fafnira], przeklętym przez to, że posiadł to złoto, który pomimo swojej wielkości nie zaznał szczęścia w związku z miłością do Brynhildy. Saga opowiada o tym i wielu innych dziwnych i porywających wydarzeniach. Ukazuje nam najwyższego geniusza epickiego, który z dzikości wyrywa się do pełnego i świadomego człowieczeństwa". [„Literary Society”, n.s. 26, nr 186 (marzec 1911), s. 19-20] 
Młody Tolkien w czasach Szkoły Króla Edwarda

Priscilla Tolkien powiedziała kiedyś o swoim ojcu i jego dziełach literackich:
«Myśląc o jego wyobraźni, czuję, że podobnie jak jego praca naukowa, była ona w każdym szczególe jego najgłębszych miłości i lęków przede wszystkim północnoeuropejska. Idee rozbudzone przez cierpienia długich, surowych, okrutnych zim, olśniewające piękno krótkiego rozkwitu wiosny i lata oraz smutek z powodu ponownego odejścia tego wszystkiego w mrok; wijąca się symbolika ciemności i światła jest w [Silmarillionie] nieprzerwanie obecna w odniesieniu do dobra i zła, rozpaczy i nadziei. Taki klimat sprzyjał również cnotom, które tak wysoko cenił: heroizmowi i wytrwałości, lojalności i wierności, zarówno w miłości, jak i na wojnie. [„Przemówienie wygłoszone w Church House, or Westminster 16.9.77 przez Priscillę Tolkien”, Amon Hen 29 [?z listopada 1977], s. 4] 
Wędrowiec nad morzem mgły 
 (Caspar David Friedrich, ok. 1817 r.; źródło: Niezła sztuka)

Czy jest obraz, który lepiej wyraża "Północność" niż Wędrowiec nad morzem mgły? Dla obrazów i muzeum Caspara Davida Friedricha odwiedziłem w tym roku w wakacje piękny wschodnioniemiecki Greifswald. Polecam Wam wyspę germańskich Rugiów i słowiańskich Ranów oraz jej przepiękne okolice!
 

środa, 17 września 2025

Faun, wierzby i elfie uszy

Jedna z okładek "O czym szumią wierzby". 
Tutaj zdecydowano, że Faun jest bardzo ważny dla tej opowieści

Zapomniany rozdział książki Kennetha Grahama O czym szumią wierzby — ulubionej przez J.R.R. Tolkiena i jego dzieci — czyli niepokojący, uważany za niedobry dla dzieci "The Piper at the Gates of Dawn". Chyba nie jest też obecny w polskich przekładach książki Kennetha Grahama? A może się mylę? Po polsku byłby to "Fletniarz u bram świtu"? Mamy tam motyw spotkania z Innym, Tajemniczym, Niepokojącym — z bożkiem przyrody, dzikości, nieokiełznania, z Faunem (Panem), czy po prostu Bogiem bohaterów tej opowieści, bo Bogiem Zwierząt. Pamiętajmy, że J.R.R. Tolkien był zachwycony tą książką, choć nie pasował mu właśnie ten, opuszczany w większości wydań ostatni rozdział. Faun za bardzo kojarzy się z popularnym wizerunkiem rogatego, ogoniastego i uzbrojonego w kopyta diabła? W szkicach do swojego eseju O baśniach pisał:

„Poza postacią Pana Ropucha (jakże ludzkiego typu entuzjasty samochodów, bezczelnie satyrycznego w prawdziwym, szelmowskim stylu), zwierzęta w O czym szumią wierzby żyją czarującym życiem nad brzegiem rzeki i przeżywają czarujące przygody. Niektóre rozdziały są bardzo bliskie prozie poetyckiej, na przykład „Dulce Domum”, gdzie Kret emocjonalnie odkrywa na nowo swój dawny dom, „Wędrowcami są wszyscy”, gdzie Szczur tęskni za przygodami, i „Fletniarz u bram świtu”, gdzie bóg Pan zaopiekował się małą wydrą, która opuściła rodziców i zaginęła”.

W wersji roboczej tego tekstu Tolkien napisał również:

"Pisze się teraz historie zupełnie niesklasyfikowalne, jak O czym szumią wierzby: trochę bajki zwierzęcej, trochę komedii, jakby opowieści o wróżkach Contes des fées (a nawet pantomimy), trochę satyry i jest szczęśliwe zakończenie [a do tego dzikie lasy i rzeki hrabstwa Oksfordu]. Osobiście uważam, że w rozdziale z Panem/Faunem mamy ten dodatkowy posmak, który psuje całość wrażenia: ale pojawia się on tylko w jednym kącie zachwycającego obrazu" (J.R.R. Tolkien, On Fairy-stories, wydanie rozszerzone, pod redakcją Verlyn Flieger i Douglasa A. Andersona, s. 98–9 i 249.)
Pan/Faun z "O czym szumią wierzby" według Arthura Rackhama

Kiedy w 1944 roku ukazał się First Whisper of ‘The Wind in the Willows’ pod redakcją wdowy po Grahamie, Tolkien napisał do swojego syna Christophera:

„O ile się nie mylę, to nie są to notatki do książki, lecz opowieści (o Ropuchu i Krecie itd.), które pisał w listach do syna. Muszę zdobyć kopię, jeśli to możliwe” (Listy J.R.R. Tolkiena, s. 90).

Widać, że Tolkien bardzo lubił te opowieści. Krytycy dopatrują się podobieństw i inspiracji. Być może bez domu Pana Kreta norka Bilba Bagginsa nie byłaby tak urocza? Może bez Rzeki i strasznego lasu na drugim brzegu nie byłoby Brandywiny i Starego Lasu z Tomem Bombadilem? A może bez Pana/Fauna nie byłoby samego Toma Bombadila, swoistego bożka przyrody Starego Lasu i jego żony, Złotej Jagody, swoistej boginki Wierzbowiji? 

Tolkiena chyba niepokoił ten "paniczny" rozdział (sprawdźcie etymologię słowa panika), tak jak niepokoi współczesnych, poprawnych, wygładzonych decydentów w redakcjach i wydawnictwach. A jednak okazuje się, że i on, i C.S. Lewis wiele Faunowi/Panu zawdzięczają (pamiętacie Pana Tumnusa z Lwa, czarownicy i starej szafy?)

Czy wiecie, że uszy Fauna znalazły się w kulturze popularnej jako uszy elfów? Pośrednikiem był tu Piotruś Pan, czyli Piotruś Faun. A może "faunowe" są też u Tolkiena owłosione stopy hobbitów czy też postać Dzikich Ludzi, Woodwose'ów Ghâna-buri-Ghâna? 

Ale zapytacie: "Jak to? Szpiczaste uszy elfów? Od faunów?". 

Po raz pierwszy uszy takie pojawiają się w Starożytnej Grecji u kozopodobnych faunów i satyrów (kozie uszy są długaśne i kłapciate). Do wyobraźni angielskiej trafiają przez Sen nocy letniej Szekspira i Piotrusia Pana Barriego (pamiętajcie, grecki Pan = łaciński Faun). W wiktoriańskiej Anglii duszki i elfy mają w wyobraźni grafików uszy takie, jak fauny i satyry. Tym tropem idzie Tolkien, choć po wydaniu Władcy Pierścieni nigdy nie opisywał elfów czy hobbitów jako posiadających szpiczaste uszy (ale jeszcze w latach 30. w Etymologiach [HŚ V, s. 462] stwierdzał, że elfowie mają uszy liściokształtne, a w liście z czasów wydawania Hobbita pisał, że hobbici mają uszy elfiopodobne (Listy, s. 54) — więcej o tym motywie napisałem tutaj). 

Koziopodobne uszy fauna na misie greckiej z kolekcji Galadhorna

Nawet u Disneya Piotruś Pan ma uszy fauna > elfa

A co z tymi Dzikimi Ludźmi u Tolkiena? Wydaje się, że i oni są zainspirowani bożkami leśnymi, faunami/panami. W folklorze zachodnim staroangielski wudu-wāsa, czyli „leśny człowiek” (właściwie to staroangielskie wāsa pochodzi prawdopodobnie od pragermańskiego *waiso, "sierota", czyli ci demoniczni ludzie z lasu mieliby wywodzić się ostatecznie od dzieci porzuconych w dziczy?), to włochata, trollopodobna istota, która rzekomo zamieszkiwała lasy i puszcze; postać ta pojawiała się na herbach i iluminacjach od średniowiecza aż do renesansu jako Zielony Człowiek. Zarówno opis Wosów u Tolkiena (czyli Drúedain), jak i samo słowo Wose wywodzą się od tej folkrorystycznej postaci. Tolkien chciał ożywić te postaci i znaleźć dla nich rolę do odegrania w jego eposie. Chciał w ten sposób pokazać, że być może z przodkami Anglików współistnieli ludzie leśni, dzicy, pozostałości dawnych ludów wypędzonych przez najeźdźców, żyjących w dzikości i prostocie w lasach i górach.

A tak naprawdę cały ten wpis powstał po to, żebyśmy sobie razem obejrzeli mało znany (bo też rzadko emitowany) odcinek słynnego serialu animowanego z lat 80. XX wieku, O czym szumią wierzby, odcinka o Faunie "u bram świtu" i o zagubionym dzieciątku wydry (pamiętacie, jak stroskani rodzice pisali listy do PRL-owskiej telewizji, żeby wstrzymać emisję tego serialu, bo ich dzieci się bały owych cudownych Wydr, Borsuków, Ropuchów i Kretów?):