Gdy to piszę trwa pandemia koronawirusa w Polsce, mamy jednak na dziś tylko 28 zmarłych na powikłania okołowirusowe na jeden milion mieszkańców (czyli na świecie jesteśmy na dalekim 56. miejscu!). Porównajmy to z liczbami 817 zmarłych na milion Belgów, 566 zmarłych na milion Brytyjczyków. W Hiszpanii liczba ta wynosi 580, we Włoszech 551, w Szwecji 435 itd. (statystyki znajdziecie tutaj - warto to śledzić). Wszystkie te kraje przeszły katastrofalną fazę pandemii. Polska dzięki mądrej polityce Ministra Zdrowia, pana Łukasza Szumowskiego, od samego początku, od pierwszych zachorowań poszła inną drogą. Pan Mirek Usidus ciekawie o tym napisał na Facebooku:
Popatrzcie na zmiany dziennej liczby zachorowań na #koronawirus od 1 marca dla Polski w porównaniu z krajami, z którymi się często porównujemy. IMHO w ostatnich dniach te statystyki są źle interpretowane. Liczba ta
nie osiągnie nigdzie zera, o czym przekonamy się za kilka tygodni. Inne
kraje Europy znormalizowały krzywą po fazie katastrofalnej. A my... nie
mieliśmy fazy katastrofalnej.
 |
| Kliknij grafikę. Sytuacja w Polsce to pomarańczowa linia |
Niestety dość często słyszycie i Wy, i ja naszych rodaków, którzy twierdzą, że pandemia koronawirusa to kłamstwo, spisek mający na celu zniewolenie Polaków, katolików, świat... Politycznie przodują tu jedni z największych szkodników polskiego życia społecznego czyli Konfederacja (polecam/nie polecam posłuchać, co na temat pandemii mówi Grzegorz Braun albo Janusz Korwin-Mikkke!), a ogólnie wszelaka "szuria" z nurtu New Age (Jerzy Zięba et consortes, spece od teorii spiskowych 5G) czy z hord turbolechitów...
Wielu z was nie ma wśród znajomych osób, które chorowały na covid-19. Ja z uwagi na moją pracę i zainteresowania mam wśród bliskich znajomych kilkoro ozdrowieńców, którzy podzielili się ze mną swoimi relacjami z przebiegu ich choroby. Jeżeli ta sprawa jest dla ciebie ważna, a słyszysz od znajomych, że ta choroba to wymysł, że nie znasz i nikt nie zna prawdziwych chorych na ciężką formę tej choroby, to powołaj się na mnie, Ryszarda Derdzińskiego i ten blog. Dla dobra nauki i w obronie rozumu! (jeżeli ktoś chciałby tu anonimowo dołączyć swoją relację, zapraszam!)
Osoba A, mój dobry znajomy, lekarz (zapytałem, czy jego choroba jest podobna do grypy):
"Ja zacząłem 11-go [kwietnia] bardzo mocnym bólem mięśni i stawów i trochę suchego nic nie znaczącego kaszlu.
Do tego zatokowy ból głowy. Po dwóch dniach kaszel częstszy i zależny
od pozycji. Im niżej głowa tym więcej kaszlu. 3 dnia dostałem tego wirusowego bólu głowy co nie pomaga paracetamol i to było najgorsze.
Nie mogłem spać, w nocy musiałem siedzieć, czułem się jak w delirium, ból
gorsze im głowa niżej. No makabra. Jak zdobyłem kodeinę to ból
przeszedł i spałem. Potem przyszła gorączka i nocne poty - to przez
tydzień. W tym czasie kaszel zrobił się naglący i budził mnie w środku
nocy. Ale ataki kaszlu są takie nie do opanowania, długie wyczerpującego
bolesne. Pamiętam też dojmującą słabość pod koniec pierwszego tygodnia.
Widać ze jest dużo podobieństwa [do grypy]. Ale są też różnice. Podobne 8-10
dzień to czas krytyczny, bo wtedy najczęściej dochodzi do pogorszenia u
tych, którzy ładują w szpitalu"
|
Osoba B, koleżanka z południa Polski:
"Co do objawów:
Najpierw myślałam, że to szpetna i dziwna grypa: ból mięśni, stawów i i
głowy bardzo duży plus zupełny brak sił. Leżałam plackiem prawie dwa
tygodnie, z przerwą na wizytę w szpitali zakaźnym, żeby sprawdzili płuca
i serce, bo zaczął się ból i ucisk przy oddychaniu. Ale nie pogorszyło
się, czyli po prostu na jakiś czas musiałam się przyzwyczaić do tego i
tyle. Wykluczyli zawał i zapalenie płuc, kazali cierpliwie czekać. Teraz
"już", czyli po kolejnych kilku tygodniach, mija. Jedyne, co nie mija
jeszcze, to kompletny brak węchu i smaku - tak mam od czwartego dnia
jakichkolwiek objawów, czyli od połowy marca. Przy zupełnym braku
kataru, bez zatkanego nosa! Można się oswoić w końcu, że nie wiesz, czy
jesz smalec, czy Nutellę. Zero przyjemności, ale też i przykre zapachy
nie męczą, np. spaliłam ciasto na węgiel, bo żadne z nas nie czuło, że
się pali w piekarniku. Ale na całą wielka grupę znajomych, którzy
zachorowali, każdy przechodził praktycznie podobnie, niektórzy bez
utraty węchu czy smaku, ale za to z dużą temperatura. Ja gorączki nie
miałam żadnej, ani kaszlu."
Osoba C, kolega listonosz, który chorował razem z żoną, pielęgniarką w Wielkiej Brytanii:
"(...) Część z Was wie, co działo się ze mną w ostatnim czasie, część nie wie.
W związku z tym, że wielu z Was dopytywało się o moje zdrowie, modliło
się za mnie i uczestniczyło we mszy sprawowanej w mojej intencji,
chciałbym podziękować Wam wszystkim pięknie za troskę. Ostatnie
tygodnie były naprawdę koszmarne. Pewnie wielu ludzi przechodzi tego
wirusa ciężej ode mnie. Współczuję im serdecznie. U mnie objawy miały
postać wysokiej gorączki, którą bardzo ciężko było zbić. Dwanaście dni
wysokiej temperatury, podczas których spałem po dwie godziny na dobę.
Oczywiście brałem paracetamol, a ten albo działał, albo nie. Gdy
zadziałał, moje ciało natychmiast domagało się snu. Więc spałem, ale
dawało mi to maksymalnie kolejne dwie godziny. A gdy się budziłem, to
łóżko wyglądało jakby ktoś wlał do niego wiadro wody. Tak się wtedy
poci. Po kilku dniach byłem tak naćpany tabletkami, że do dzisiaj czuję,
jakbym miał kołyszący się pokład pod nogami. Ból głowy, ból nerek,
ból jąder, ból mięśni. I to uczucie ogłupienia. W różnych kombinacjach
albo wszystko razem. Po kilku dniach czuje się kłucie w sercu. Cholera
wie, dlaczego. I kaszel. Kaszle się ciągle. Co 10-15 sekund. I to
tak, że ma się wrażenie, że będzie się pluło płucami. To tez nie pozwala
spać. Po dwunastu dniach gorączka zaczęła ustępować. Jeszcze w
czwartek wziąłem ostatni paracetamol. Od tamtego momentu już jest
dobrze. Poza okropnym wycieńczeniem organizmu, który odmawiał
przyjmowania jedzenia. O, właśnie, nie czuje się ani smaku, ani zapachu.
Ciagle obserwuję swój oddech. Na całe szczęście nie miałem problemów z
oddychaniem. Dzwoniłem na 111. Pod koniec długiej listy pytań
upewnili się, że poradzę sobie w domu bez potrzeby hospitalizacji. Po
prostu powiedzialem im, że dopóki oddycham normalnie, poradzę sobie.
Testy? Zapomnijcie. Tylko dla hospitalizowanych. Tak naprawdę
zostajecie z tym sami. Nie mam o to pretensji. NHS ma wystarczająco
problemów beze mnie. Poradziłem sobie, mam nadzieję. Dzisiaj po raz
pierwszy byłem w pracy. Męczę się bardzo szybko, ale daję radę. U mnie w
biurze jeszcze dwie inne osoby wróciły z self isolation dzisiaj. Obie
miały objawy. Lżejsze niż ja. Czy miałem koronawirusa? Jestem
przekonany, że tak. Jednak testu nie miałem wykonanego. Nie choruję na
grypę. Bardzo rzadko jestem przeziębiony. To co miałem nie było ani
grypą, ani przeziębieniem. Dbam o siebie, jem zdrowo. Nie mam chorób
współistniejących. I wiecie co? Gdybym miał, moje ciało nie poradziłoby
sobie z tym. Wiem to. Dzięki najbliższym miałem ten komfort, że
opiekowano się mną w domu. Dziękuję Izula 😘
Nie mogę czytać bredni spiskowych o tym, że to ściema i że tak naprawdę
to zwykle przeziębienie. Wszystkim głoszącym te pierdoły dedykuję
parafrazę tekstu Kazika: Czy ten wirus to jest ściema Gdy mnie ktoś zapyta Wykurwię z laczka I poprawię z kopyta Dixi!"
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz