"Niewielu ludzi dostępowało przywileju wstępu do Lasu Bragdon. Jeśli się doń wejdzie od strony ulicy, po przejściu przez czworobok kolegium, poczucie wkraczania do jakiegoś sanktuarium jest szczególnie silne. Najpierw trzeba przejść przez pusty i ponury Dziedziniec Newtona. Potem idzie się przez zimny, podobny do tunelu korytarz, prawie ciemny nawet w południe, chyba że pozostawiono otwarte drzwi do Refektorium po prawej stronie lub do spiżarni po lewej: pozwala to uchwycić spojrzeniem światło rozlewające się wewnątrz na kasetonach i poczuć zapach świeżego chleba. Z tego korytarza wychodzi się na krużganki o wiele mniejszego dziedzińca zwanego Republiką. Niedaleko jest kaplica; gdzieś z góry dochodzi ochrypły, ciężki odgłos pracy wielkiego starego zegara. W krużgankach mija się tablice, urny i popiersia upamiętniające martwych Braktończyków, a potem, po przejściu niskich schodów, wkracza się w pełne światło dziedzińca noszącego imię Lady Alice. Dziedziniec jest zabudowany z trzech stron, z czwartej na wprost zamknięty rzędem starych wiązów i murem. Tu po raz pierwszy słyszy się cichy plusk wody i gruchanie dzikich gołębi. Przez furtkę w murze wchodzi się do pokrytej dachem galerii z wąskimi oknami po obu stronach. Wyglądając na zewnątrz, nie dostrzega się, że galeria jest w rzeczywistości mostem, pod którym przepływa ciemnobrązowa, pomarszczona rzeka Wynd.
Cel jest już blisko. Za furtką na końcu mostu rozpościera się zielona łąka do gry w kule, a za nią widać już wysoki mur otaczający Las Bragdon. Przez Bramę Inigo Jones przeziera nasycona słońcem zieleń zmieszana z głębokimi cieniami.
Pół mili to krótki spacer, a jednak wydawało mi się, że wędrówka do środka Lasu trwała bardzo długo. Nie miałem wątpliwości, że jestem już w samym środku, bo w końcu zobaczyłem coś, co było moim głównym celem: obramowaną resztkami starożytnych kamiennych płyt, studnię ze schodkami wiodącymi w głąb. Tu bije serce Bractonu, stąd wytryska źródło wszystkich legend związanych z Lasem Bragdon. Archeologowie są zgodni co do tego, że obudowa studni jest dziełem rzemieślników brytyjskich z okresu rzymskiego. Wykonano ją prawdopodobnie tuż przed inwazją Anglo-Saksonów.
Są też podstawy, by przypuszczać, że już w XIV wieku miejsce to nosiło nazwę „Studni Merlina", chociaż sama nazwa występuje w źródłach dopiero za czasów elżbietańskich".
[C.S. Lewis, Ta ohydna siła (tłum. Andrzej Polkowski). Bardzo Wam polecam Trylogię międzyplanetarną C.S. Lewisa. Wracam do niej, bo nawiązuje do niej IX tom Historii Śródziemia, który teraz tłumaczę. Warto przeczytać dwa pierwsze tomy trylogii, żeby przygotować się na najlepszy — trzeci. Ta ohydna siła to proroctwo o naszych czasach.]
