Dziś musiałem się w końcu wyspać. Wczorajszy dzień był naprawdę wyczerpujący, bo taka konferencja spala nie tylko siły fizyczne, ale przede wszystkim emocje, pasja, ciekawość spalają siły psychicznie. A dodatkowo potrzebowałem ciszy, bo o 9.30 miałem połączenie na żywo z Radiem Wnet z Warszawy, gdzie przez pół godziny rozmawialiśmy o naszej konferencji, a pasji językowej Tolkiena, o jego wierze i życiu, a także o moich badaniach dziejów rodziny Tolkienów. Na koniec zarekomendowałem słuchaczom poznanie miniatury literackiej Tolkiena, jego przypowieści o sprawach ostatecznych, czyli Liść, dzieło Niggle’a. Od września będę się pojawiał w radiu bardziej regularnie - w piątki.
[tutaj znajdziecie link do audycji Radia Wnet, gdzie pod koniec mówię o Tolkienie]
Do Katowic dotarłem o 11.30. Akurat kończył się wykład Paula Stracka pt. Conceptual Stability of Elvish Roots. A potem był smaczny lunch. Wywołałem trochę zamieszania, bo przyniosłem trochę niepublikowanych materiałów Tolkiena na temat języków quenya i sindarin i okazało się, że są to rzeczy całkiem nowe dla badaczy lingwistyki tolkienowskiej. Cieszę się, że wrócą z konferencji z nową wiedzą, która u mnie kurzyła się na lingwistycznej półce.
Po lunchu zaczął się panel o tym jak znaleźć właściwe, najprawdziwsze rozwiązania w kompozycjach i tłumaczeniach na języki elfickie. Panel prowadził Bertrand Bellet. Dyskutowali Valeria Barouch, Christopher Gilson, Paul Strack i Erinna Brodsky. Były dwie sesje panelu. Rozmowy obracały się wokół tematów zapisanych na tablicy:
- Descriptive vs. Prescriptive
- Productive Pattern vs. Exceptions
- Grammar vs. Etymology
- Roots, Words, Synonymy & Homophony
- Primary History vs. Imaginary History
Dyskusja dotyczyła tego, jakie podejście do języków Tolkiena jest najbardziej właściwe, jak tłumaczyć, jak rekonstruować, mając na uwadze przede wszystkim fazę koncepcyjną języka czy właściwą tym językom autonomię (bo na przykład niewłaściwe jest przekładanie wzorców gramatycznych czy stylistycznych naszych języków na języki Tolkiena). Ciekawie rozmawiano też o tym, czy ekranizacje książek Tolkiena mają wpływ na społeczność lingwistów. Paul Strack stwierdził, że zainteresowanie językami w filmach nie przekłada się na zwiększenie ilości osób prawdziwie zainteresowanych lingwistyką tolkienowską. Bertrand i Christopher podkreślili, że nie ma czegoś takiego jak jedna ostateczna gramatyka języka quenya albo sindarin i że nikt z nas tego nie oczekuje. Zawsze bierzemy pod uwagę, że w danej fazie koncepcyjnej istnieją różne odcienie, wersje, akcenty. Pojawiło się pytanie, czy będziemy kiedyś chcieli dojść do porozumienia i ustalenia jednej obowiązującej wersji (One grammar to rule them all). Widać jednak tęsknotę za jakimś kanonem i zgodą. Omawialiśmy też proces tworzenia neologizmów i to jak dany język zyskuje sobie dziś odrębne dialekty powiązane z poszczególnymi serwisami lingwistycznymi w necie.
Bertrand zwrócił uwagę na to, że często nasze kompozycje są bardzo niewłaściwe, jak mogłyby ranić uszy potencjalnego native’a. Nie znamy przecież różnych odcieni stylistycznych danych słów, gradacji pojęć z nimi związanych, nie mamy pojęcia o wielu czasownikach, czy są przechodnie, czy nieprzechodnie itd.
Christopher Gilson, redaktor Parma Eldalamberon, powiedział zdanie, które podniosło emocje: „Będzie czas, gdy dowiecie się więcej na ten temat”. To jest właśnie sprawa, na którą zapewne większość bardziej konformistycznie nastawionych uczestników konferencji nie zwróci nawet uwagi, ale dla mnie to ważny problem. Koledzy z kręgów tzw. Elfonnersów (redaktorzy PE i VT) reglamentują naszą wiedzę na temat języków Tolkiena, bo tylko oni mają niepublikowane materiały, które przekazał im Christopher Tolkien (a ja dziś złamałem trochę niepisaną umowę i wpuściłem do tej społeczności lingwistycznej garść „reglamentowanej” wiedzy, którą zdobyłem kiedyś od wolnych badaczy archiwaliów tolkienowskich). Moim zdaniem te konferencje miałyby większą wartość, gdyby wiekowi już przecież koledzy, otworzyli młodszym dostęp do upragnionych materiałów. A prawda jest taka, że po pewnym otwarciu i większej ilości publikacji w Parma Eldalamberon teraz mamy znowu czas stagnacji. Tymczasem lata lecą i być może wielu lingwistów tolkienowskich po prostu nie dożyje czasów, gdy poznamy całość quenejskiego czy sindarińskiego corpusu. A zatem analizujemy i rozbieramy na czynniki pierwsze to, co wiemy o językach Tolkiena, nie mając nawet pewności, czy znamy już większość materiałów, czy nie.
Drugą część panelu rozpoczęła Valeria opowiadając o swoim doświadczeniu tworzenie poezji w języku quenya. Pojawiają się pewne wizje w wyobraźni, potem rodzi się potrzeba napisania o nich poezji – w końcu poezji w języku quenya. Valeria chciała napisać wiersz o wizji uchylonych lekko drzwi, przy których nie ma dzwonka, a jedynie wydeptana trawa świadczy o tym, że za drzwiami ktoś jest. Valeria chciała ograniczyć wiersz do kilku słów. Wybrała słowa, które wydały jej się najpiękniej brzmiące. Mówi o transkreacji, o kreowaniu metafor. Jeżeli Tolkien nazwał powietrze ‘mieszkaniem ptaków’, to i Valeria ucieka się do tworzenia podobnych metafor. Wszyscy zgodziliśmy się, że najwybitniejszą poetką elficką w naszym gronie jest Luisa Rothen z Niemiec, której poezją wczoraj się zachwycaliśmy. Valeria zapytana o neologizmy stwierdziła, że rzadko ucieka się do budowania nowych słów – woli korzystać z bogatej skarbnicy samego Tolkiena. Zwracamy jednak uwagę, że umysł poety nawet z ograniczonego słownictwa zbuduje coś nieoczekiwanego, wykraczającego poza wyznaczone ramy. To w zasadzie poezja pomaga nam najlepiej rozwijać ekspresję w quenya bez uciekania się do neologizmów. Bo poezja oparta jest o metafory.
Z kolei Della opowiedziała nam jak układa się pieśni w języku quenya, jakie jest jej doświadczenie w tej materii. Nie każda pieśń jest dobra do tłumaczenia. Ważne, żeby wybrać tekst, który nas porywa, ale prawda jest taka, że nie każdy język i nie każdy gatunek poezji/pieśni dobrze się tłumaczy na język quenya. Przede wszystkim wybrać należy pieśń, do której mamy quenejskie słowa i która pasuje do koncepcji tego języka. Złe są pieśni zbyt rytmiczne, polegające na wybijaniu rytmu. Są języki, które po prostu mają dłuższe formy, wymagają dłuższych zdań. Pamiętajmy o składni, bo są języki, w których położenie słowa (a tym samym nacisk padający na dane części zdania) wpływa na znaczenie.
Na koniec panelu poznaliśmy prezentację Paula Stracka na temat języka nowoelfickiego. Paul jest twórcą strony Eldamo, która popularyzuje taką właśnie wizję języków Profesora.
Oto cechy ujednoliconej formy języka opartego na dziele Tolkiena:
- Based on Tolkien
- Internally consistent
- Seems like a „real language”
Decyzje, które należy podjąć:
- Grammar, vocabulary or both
- Quenya, Sindarin or both
- Academic, Analytic or Synthetic
Po wystąpieniu Paula, który stwierdził, że quenya na jego stronie to „quenya Paula Stracka”, a nie „quenya J. R. R. Tolkiena”, mam refleksję, że na kolejnej konferencji przydała by się prezentacja na temat tego, do jakiego stopnia język, systemy pisma itd., wymyślone przez jakiegoś zdolnego lingwistę, objęte są prawami autorskimi. Bertrand poruszył też ciekawy temat pewnego napięcia między radością posiadania swojego „sekretnego lingwistycznego ogrodu”, a chęcią pochwalenia się nim przed innymi, którzy mają podobne gusta. Bertrand zwrócił też uwagę na to, co i mnie niepokoi – dlaczego mamy tak długo czekać na osiągnięcie pełniejszego obrazu języków Tolkiena. Ciekawe, że Christopher Gilson raczej w takich chwilach milczy, a to przecież on i jego koledzy z Parma Eldalamberon posiadają klucz do tej furtki, za którą kryje się „sekretny ogród”, którego wszyscy tutaj raczej pragniemy (co szczególnie było widać, gdy pokazałem mój gruby zeszyt pt. „Unpublished Material” i zrobiło się wokół mojego stolika zamieszanie, ktoś zaczął fotografować itd.). Zwrócono też uwagę na to, że w różnych internetowych społecznościach tworzy się pokusa narzucania pewnej „ortodoksji”, gdy przecież nie wiemy do końca, co jest ortodoksyjne albo czy ortodoksja (języka quenya, sindarinu) w ogóle istnieje.
Po bardzo dobrym posiłku (krem z groszku, a potem dużo polędwiczki, pieczone ziemniaki i polska kiszona kapusta – coś w sam raz dla hobbita) zaczęła się nasza sesja online. Tego typu spotkania tradycyjnie nazywa się podczas Omentielva spotkaniami Onatsië. Sesja na Zoom podzielona jest na kilka tematów: rozmawialiśmy o „Wyszukiwaniu i porządkowaniu języków Tolkiena” (wykład Eileen Moore z Tolkien Society o tym, jak w młodych latach zafascynowała się językami Śródziemia i tworzyła swoje pierwsze słowniki), przygotowana została prezentacja stron Parf Edhellen oraz Vinyë Lambengolmor. Damien Bador zaprezentował online wykład na temat quenejskich końcówek -ndil i -ndur, a Arvaeril (Christina Diggles) przedstawiła artystyczny performance pt. Ganneldor z Zielonego Lasu.
To był kolejny bardzo udany dzień naszej konferencji. Zapraszam na kolejną relację jutro. W niedzielę zamykamy Omentielva po wykładzie Christophera Gilsona pt. „Queen of Heaven”: A Trilingual Prayer to Varda by J. R. R. Tolkien. Przed gościem honorowym swój odczyt będę miał też ja. Przygotowałem materiał pt. Ślady mitologii Ardy w quenejskich modlitwach Tolkiena.
[Na marginesie dodam, że w kuluarach dyskutowaliśmy oczywiście o serialu Amazona. Chyba nikt z ze zgromadzonych nie ma wielkich oczekiwań… No i wszyscy wiemy, kto jest odpowiedzialny za kreacje lingwistyczne dla Amazona.]