Wiem, że wielu czytelników Tolkiena nawet nie zagląda do lingwistycznych dodatków we Władcy Pierścieni (Dodatek E i F). Nawet najwybitniejsi polscy tolkieniści w czasie swoich wystąpień publicznych wykazują się nieznajomością poprawnej wymowy najbardziej znanych imion i nazw jak Eärendil [zawsze: e-a-rendil, czyli 4 sylaby, akcent zaznaczony podkreśleniem] albo Galadriel [mniej więcej galadri-jel, czyli 4 sylaby, akcent zaznaczony podkreśleniem]. Niestety polscy wydawcy nie zadbali, żeby w Silmarillionie znalazł się pełny dodatek o wymowie, który od 1977 jest w wydaniach angielskich (przetłumaczyłem go dla Was i jest on do znalezienia na Niezapomince - tutaj).
Nagrałem też specjalny filmik o wymowie nazw tolkienowskiego świata. Zapraszam do obejrzenia i do komentowania:
Chciałbym dziś możliwie jak najprościej wyjaśnić sprawę samogłosek "z dwiema kropkami" w zapisie Profesora Tolkiena. Te "dwie kropki" czyli diereza (ang. diaeresis - patrz definicja, np. w nazwisku Brontë czy imieniu Chloë) służą u Tolkiena podkreśleniu, że (1) samogłoska /-e/ na końcu nazwy czy wyrazu nie jest niema, że się ją wymawia oraz (2) że złożenie dwóch samogłosek nie jest dyftongiem (dwugłoską) ale że te dwie samogłoski wymawia się wyraźnie jak dwie sylaby:
Dodatek E do "Władcy Pierścieni" w tłum. J. Łozińskiego |
Pojawia się problem, jak to oddać w języku polskim. Zdaniem Carla F. Hostettera, którego zapytałem o ekspertyzę, w polskich wydaniach najlepiej byłoby w ogóle zrezygnować z tych dierez, bo polski czytelnik imię Manwe odczyta poprawnie, nie uzna /-e/ za nieme (choć zapewne nie będzie świadomy, że /w/ w tych nazwach czytamy zawsze podobnie do polskiego /ł/ - ['manłe]). Chcemy jednak zachować w polskich wydaniach dierezę, bo nazwy z jej użyciem wyglądają dla nas bardziej tolkienowsko, bardziej "elfio".
Pojawia się zatem kolejne pytanie. Czy takie dierezy powinny być zachowane w przypadkach zależnych (Manwëgo, Manwëmu, z Manwëm)? W pierwszych wydaniach Tolkiena p. Maria Skibniewska całkowicie zrezygnowała z dierezy (oraz ze znaków diakrytycznych długich samogłosek, z zapisu [k] literą /c/ itd.). Od lat 90. zaczęły się w Polsce pojawiać poprawione przekłady oraz nowe przekłady książek Tolkiena, w których właśnie ze względu na tę tolkienowską atrakcyjność wprowadzono wszystkie diakrytyki, w tym dierezy. Zrobiono to jednak (w przekładach A. Sylwanowicz i P. Braiter) tak, że "dwie kropeczki" (nazwane niepoprawnie "umlautem") pojawiły się też w przypadkach zależnych.
A jaką regułę wprowadził sam Tolkien? Język angielski nie posiada deklinacji (czyli rzeczownik nie odmienia się przez przypadki), więc nie możemy podać przykładów z użyciem języka angielskiego. Deklinację posiada jednak naczelny język Tolkiena, z którego pochodzą nazwy i słowa z "dwiema kropkami". To oczywiście język Elfów Wysokiego Rodu, czyli język quenya (quenejski). U Tolkiena wszystko jest logiczne i tworzone z konsekwencją człowieka kochającego języki. Końcowe /-e/ (w zapisie Tolkiena /-ë/), gdy znajduje się w środku wyrazu, między dwiema spółgłoskami, w sytuacji przypadku zależnego (dopełniacza, celownika itd.) traci niepotrzebne "dwie kropki". Jest to logiczne, bo w tym wypadku "dwie kropki" są oznaczeniem samogłoski /-e/, tylko gdy znajduje się ona na końcu wyrazu. Tak u Tolkiena wygląda deklinacja quenejska (zwróćmy uwagę na słowo lassë 'liść'):
Źródło: Wikipedia |
Moim zdaniem tak samo powinniśmy potraktować Tolkienowe dierezy w polskich przekładach książek Tolkiena. Jeżeli za przykład bierzemy imię Manwë, to odmiana przez przypadki powinna wyglądać tak:
Manwë
Manwego
Manwemu
Manwego
Manwem
Manwem
Manwë!
Moją propozycję potwierdza też niemiecki tłumacz książek Tolkiena, Helmut Pesch, którego poprosiłem o ekspertyzę. Napisał on:
"/ë/ w quenyi jest zasadniczo zapisem dla osób mówiących po angielsku, aby zapobiec wyciszeniu /e/ w końcowej pozycji tej samogłoski. To jest jedyny powód, dla którego Tolkien napisał to w ten sposób, jak to wyraźnie stwierdza w WP, Dodatek E, sekcja "Samogłoski". Tak więc Manwëgo lub jakakolwiek inna kombinacja, w której /e/ nie jest na końcu wyrazu, nie miałaby sensu. Wydania niemieckie generalnie nie zawierają /e/ z tremą (dierezą), z wyjątkiem końcowego /-ië/, jak w Andúnië, również z powodów fonetycznych, ponieważ <ie> jest grafemem długiego [i:] w języku niemieckim (...).
Jednak mój postulat jest póki co wołaniem na puszczy.
Napiszcie, jaki aspekty wymowy nazw w książkach Tolkiena Was interesuje. Może uda mi się odpowiedzieć. Zapraszam do komentowania.
Mae g'ovannen, Przyjaciele Elfów!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz