środa, 29 marca 2017

9/52 Historia Gdańska t. III
W poszukiwaniu gdańskich Tolkienów

Oto kolejny tom wielkiego dzieła o historii Gdańska. Ten podzielony jest na potężną cz. 1 i krótszą cz. 2, która dodatkowo jest opatrzona w bardzo przydatny indeks. O poprzednich tomach pisałem przy okazji 3/52. Teraz poznajemy dzieje kuśnierzy gdańskich i możliwe dzieje rodziny Tolkienów w Gdańsku w latach 1655-1793. To ważny okres, bo właśnie w tym czasie spotykamy w źródłach gdańskich nazwisko Tolkien, a od 1815 nazwisko Tollkühn (jako germanizację bałtyckiego nazwiska Tolkien).

W połowie XVII w. rzemieślnicy gdańscy poszukują ochrony u króla polskiego przed kupcami wkraczającymi w uprawnienia poszczególnych cechów, jak to czynili księgarze wobec introligatorów, browarnicy wobec bednarzy, handlarze futer wobec kuśnierzy itp. (III 1, 49)

Poważnym problemem rzemieślników w tym czasie jest produkcja pozacechowa. Dotyka ten problem także kuśnierzy. Złem jest także tzw. tandeta, gdzie przez kilka dni w tygodniu można było handlować towarem starym lub częściowo zużytym. Tymczasem trafiały tu często rzeczy zupełnie nowe, lecz pochodzące z nielegalnych źródeł. Co ciekawe na ulicy Tandeta (niem. Tagnetergaße) w początku XIX w. Christian Tolkien będzie prowadził swój antykwariat. Tolkienowie – gdańscy luteranie – będą związani z pobliskim kościołem św. Jana i z Katedrą Mariacką. Na Tandecie w XVII w. sprzedawano na przykład książki, zszywane i oprawiane poza cechem introligatorskim (III 1, 133).

Cechy – w tym kuśnierze – liczyli bardzo na pomoc ze strony Jana III Sobieskiego. W 1677 cechy gdańskie wysyłają swoich emisariuszy do Warszawy. Jednym z nich był kuśnierz Matthias Wilke. Król zapewnił ich o rychłym przybyciu do Gdańska (III 2, 153).

W 1678, w czasie wizyty króla Jana III w Gdańsku, ożywiło się w mieście życie katolickie. Przy okazji wielkiej procesji do Oliwy doszło do ataku ze strony luteran gdańskich. Obrabowano wtedy klasztor karmelitów. Przeprowadzono liczne aresztowania i wskazano na czeladź jako na głównych sprawców zajść. 14 maja 1678 skazano na śmierć między innymi czeladnika kuśnierskiego, Dawida Nardela. Egzekucji nie wykonano, a Nardel odsiedział dożywotni wyrok w miejskim więzieniu (III 1, 175).

Ważnym zdarzeniem w życiu miasta był przyjazd nowego króla, Augusta II Mocnego w 1698. To w tym czasie pojawia się w źródłach pierwszy gdański Tolkien – Michael Tolkien, porucznik w armii gdańskiej. Dnia 18 marca 1698 r. August II odbył uroczysty wjazd do Gdańska. Witały go bramy triumfalne, pochody organizacji mieszczańskich, szpalery kompanii obywatelskich, salwy armatnie, a potem tańce kuśnierzy i cieśli okrętowych, sztuczne ognie i inne atrakcje (III 1, 196).


W XVIII w. cech kuśnierzy liczył 51 członków (1734). Możliwe, że w tej liczbie mieszczą się też Tolkienowie (Michael, Christian?). Bez czeladników było aż 31 kuśnierzy, z jednym czeladnikiem 11, a z dwoma czeladnikami 9. To świadczy o tym, że kuśnierzy nie było stać na wielu uczniów i zajmowali się swoim zawodem raczej samotnie – III 1, 449, 459.

W latach 1711-1729 trzech kuśnierzy zmieniło obywatelstwo gdańskie z rzemieślniczego na kupieckie (to ok. 10% wszystkich kuśnierzy). A zatem na zmianę obywatelstwa i na większe lokaty kapitału stać wtedy było nielicznych. Znaczna większość braci cechowej żyła w warunkach graniczących z ubóstwem (III 1, 461).

Osobną kartę w dziejach rzemiosła cechowego zapisały zatargi z bliźniaczymi korporacjami z innych miast Rzeczypospolitej, głównie z Prus Królewskich. M.in. cech kuśnierzy występował przeciw nałożeniu przez korporacje w Elblągu, Toruniu, Malborku i Królewcu podwyższonych świadczeń, połączonych z wprowadzeniem rygorystycznych kontroli przywiezionych towarów i ograniczeniami do 2 dni wolności handlu na jarmarku (zamiast ośmiu) – III 1, 467.

Dowiadujemy się też, że Żydzi byli dokuczliwą konkurencją dla gdańskich kuśnierzy i złotników (III 1, 470).

Czas, w którym spotykamy w Gdańsku pierwszego Tolkiena, to czas podwójnej elekcji na polskiego króla z 1697. Starły się wtedy w Polsce stronnictwa Augusta II i francuskiego księcia Contiego. Gdańsk opowiedział się za elektorem saskim. August przeciw zacumowanym pod Gdańskiem okrętom wojennym Contiego wysłał trzy tysiące żołnierzy jazdy saskiej i polskiej pod dowództwem Henryka Flemminga i generała wojsk polskich, Michała Brandta. Dzięki tej interwencji francuskie okręty odpłynęły do Francji (III 1, 191). 

Mam coraz więcej przypuszczeń, że pierwszy znany w Gdańsku Tolkien, porucznik Michael Tolkien był oficerem zaciężnym z Prus Książęcych, który stał się obywatelem i członkiem gdańskiego cechu kuśnierzy za zasługi w 1697, gdy Gdańsk opowiedział się za Augustem II, a przeciw francuskiemu księciu Contiemu. Osiadł w Gdańsku, może jego syn Michael został w poł. XVIII w. starszym cechu kuśnierzy, a syn Michaela, kuśnierz Christian spłodził Daniela, Christiana i Johanna. Oto moje dzisiejsze wnioski po lekturze Historii Gdańska.

Porucznik Michael Tolkien może być tożsamy z Michaelem Tolkienem ur. 1659 w Konradswalde k. Królewca, synem Georga, wnukiem Crispina ur. ok. 1600 w tej samej wsi. Tamtejsi Tolkienowie na 99% pochodzą od Matthiasa Tolkina z XVI w. z Legitten k. Królewca, a tamten był prapotomkiem Matthiasa Tolk von Markelingerode z Tolko i Tołkin. Rycerz Matthias pochodził od rycerzy Markelingerode z okolic Wernigerode w Górach Harcu, a tamci od możnych Sasów z czasów Biskupa Thietmara. Ostatecznie wszyscy oni pochodzili od germańskich Sasów... 

poniedziałek, 27 marca 2017

Tolkien o ateizmie
Tolkien on Atheism


"[...] We also talked of
idealist philosophy and ath-
eist ë – the latter of which
has always been to me
unintelligible: I have
never understood how any-
one nowadays could re-
main in such a position
if position it can be
called."
"[…] Rozmawialiśmy też o
filozofii idealistycznej i ateizmie
- co do tego drugiego,
nigdy nie był dla mnie
zrozumiały: nigdy
nie rozumiałem jak ktoś
w dzisiejszych czasach może
stać na takim stanowisku,
o ile można to nazwać
stanowiskiem."
– J. R. R. Tolkien on atheism (in: Parma Eldalamberon No. 20, p. 115) 
– J. R. R. Tolkien o ateizmie (w: Parma Eldalamberon nr 20, str. 115) 



niedziela, 19 marca 2017

Od mojej runy do półtorakrzyża rodu Prus

Na moim drugim blogu piszę o badaniach genetycznych rodziny Derdzińskich. Wiemy już, że moja linia męska wywodzi się od Bałtów (Estiów?), a w czasach średniowiecza moi pradziadowie byli najpewniej albo Jaćwingami albo Prusami. Naszą daleką krewną jest też – jak się okazuje – Maria Curie, z pruskiej rodziny Skłodowskich.

Rys. 1

Rys. 2

Rys. 3
Niesamowite jak w życiu łączą się pewne rzeczy. Mam swoją runę, którą od lat umieszczam na swoich grafikach. Widzicie ją na pierwszym zdjęciu w prawym dolnym rogu (to moje inicjały R.D. połączone jako tolkienowskie runy Angerthas). To niesamowite, jak bardzo znak ten przypomina warianty półtorakrzyża z herbu Prus, który gromadził ochrzczone i polonizujące się rodziny nobilów pruskich i jaćwieskich w XV w. Na drugim rysunku prezentuję graficzny wariant tego herbu z kościoła św. Katarzyny w tolkienowskim Gdańsku. Jak bardzo przypomina on moją artystyczną runę? Półtorakrzyż. A na końcu inna wersja półtorakrzyża, symbolu ochrzczonych Bałtów z tego samego kościoła w Gdańsku...

[Dodane 19 listopada 2018:]

A najbardziej niesamowite w tym wszystkim jest to, że znak z rys. 3 (który ma też wariant z rys. 2) to znak kościoła św. Katarzyny Aleksandryjskiej, w którym znajdują się groby rodziny Michaela Tolkiena, mistrza kuśnierskiego z Gdańska, którego brat, ogniomistrz gdański Christian Tolkien był praprapradziadkiem J. R. R. Tolkiena. Wszystko zamyka się i spina w jedną opowieść... Znak z kościoła Tolkienów w Gdańsku – półtorakrzyż, będący symbolem ochrzczonych Prusów i Jaćwingów  – mój tolkienowski monogram. Wszystko spina jeden wątek: TOLKIEN.

środa, 8 marca 2017

»Złu brak wyobraźni« (W. H. Auden)

»Jest tak, że Zło ma przewagę we wszystkim prócz jednego – brak mu wyobraźni. Dobro może wyobrazić sobie, że stanie się złem – stąd odmowa użycia Pierścienia ze strony Gandalfa i Aragorna – natomiast Zło, otwarcie wybrane, nie potrafi już sobie wyobrazić, że mogłoby być czymkolwiek innym niż sobą.«
W. H. Auden, "At the End of the Quest"
w: "The Tolkien Treasury" (2000), str. 48

piątek, 3 marca 2017

8/52 Marija Gimbutas, The Balts

Bałtowie to moje główne obecnie zainteresowanie historyczno-archeologiczno-lingwistyczne. Wszystko przez #TolkienAncestry oraz moje własne poszukiwania genealogiczne (wprawdzie w pamięci historycznej mojej rodziny Derdzińscy pochodzą z Krysowic między Przemyślem i Lwowem, ale jeszcze w początku XIX w. moja rodzina mogła mieszkać na dzisiejszym Pojezierzu Augustowskim, w okolicach Turówki i Bargłowa, bo tam zdaje się występują najdawniejsi Derdzińscy vel Derdowie; no i badanie genetyczne, które włączają mnie do bałtyckiej rodziny Z92!). Łykam zatem każdą intelektualną bałtycką strawę. Nie mogłem też nie pokusić się o lekturę książki prof. Mariji Gimbutas o Bałtach. I oczywiście Biblioteka Śląska okazała się tutaj znowu niezastąpiona. 

Jak miło mieć w rękach coś tak starannie i pięknie wydanego! Książka londyńskiego wydawnictwa Thames and Hudson z 1963. I znowu książka prawie jak nowa! A w środku nie tylko wielka dbałość o poprawny zapis nazw bałtyckich czy słowiańskich (pierwszy raz widzę książkę, w której polskie nazwiska i tytuły są zapisane bez jakichkolwiek błędów – pani Gimbutas po prostu dobrze chyba znała polski, urodziła się wszak w Wilnie), ale też piękne mapy i doskonałe czarno-białe ilustracje. A jaka treść! Bałtowie bowiem to pean na cześć trochę przez badaczy zachodnich zapomnianych narodów Europy Wschodniej. Są oczywiście pewne "turbobałtyzmy", bo Marija Gimbutas chętnie rozszerza wpływ Bałtów na ziemie, które według naszych badaczy nie były nigdy obszarem języków bałtyckich. Ot, taka mapa:

Na ciemno zaznaczone obszary protobałtyckie (Proto-Baltic) wg M. Gimbutas

Pani Gimbutas interpretuje bałtycko wiele nazw z obszarów na zachód od delty Wisły, które są w naszych źródłach uważane za przedsłowiańskie albo słowiańskie: Drwęca, Parsęta, Powałki, Karwie, Karwia, Salino, Łebień, Rzucewo, Labuhnken (dziś Trzcińsk), Straduń i Łabuń. Zdaje się, że w jej wizji Protobałtowie są po prostu rdzeniem indoeuropejskim w Europie Środkowej, z którego wyróżnią się dopiero inne grupy językowe, gdy tymczasem języki bałtyckie będą po prostu jego późniejszą manifestacją.  

Generalnie książka jest pierwszą w świecie anglojęzycznym monografią na temat Bałtów, ich początków, ich kultury i terytoriów, na których zamieszkiwali i zamieszkują. Praca jednak musiała zostać odpowiednio "przycięta", żeby pasować do serii wydawniczej"Ancient Peoples and Places". W związku z tym Gimbutas dotknęła tylko spraw, które wymagałyby głębszego wyjaśnienia: np. dotyczących wschodnich granic terytorium bałtyckiego, kwestii kultury łużyckiej (u Gimbutas ta ważna dla terenów dzisiejszej Polski kultura prawie nie istnieje!), ekspansji słowiańskiej. Świetne ilustracje, doskonałe mapy – można tylko mieć pretensje do okrojonej bibliografii.

Pierwszy rozdział to Linguistic and Historic Background. Opisane są w nim badania lingwistyczne i historyczne nad najwcześniej opisywanymi Bałtami. Nazwą Bałtów pani Gimbutas opisuje ludność posługująca się bałtyckimi językami rodziny indoeuropejskiej. Wiemy, że sama nazwa "Bałtowie jest XIX-wiecznym neologizmem od łacińskiej średniowiecznej nazwy Bałtyku — Mare Balticum. Próbowano też zastosować nazwę "języków aistyjskich" (propozycja lingwisty litewskiego, K. Bugi. Tacyt w Germanii (98 r. po Chr.) wzmiankuje gentes Aestiorum, zamieszkujące na wschodnich brzegach Morza Bałtyckiego. Inaczej niż nasi historycy i lingwiści (np. wspominany niedawno przeze mnie prof. Gołąb), Gimbutas przypisuje herodotowym Neuri (wzmianka w V w. przed Chr.) bałtycką tożsamość. Uzasadnia to wieloma nazwami rzecznymi na terenach bałtyckich, które zawierają rdzeń nur-. Opisuje też wzmiankowanych przez Ptolemeusza w II w. po Chr. Sudowian i Galindów. Pisze też o Kurach oraz Prusach oraz plemionach wschodniobałtyckich. Ogólnie pani Gimbutas rozszerza tereny bałtyckie o te obszary, które dla innych badaczy są poza bałtyckim uniwersum (obszary na zachód od Wisły i okolice Moskwy).

Rozdział II to Baltic Origins. Kwestia początków Bałtów łączy się ściśle z początkami Indoeuropejsczyków i ich domniemaną prasiedzibą. Podając przykłady różnych teorii (Urheimat jako stepy nadczarnomorskie, Centralna Azja, Litwa, stepy eurazjatyckie) M. Gimbutas opowiada się za okresem 2300-2200 r. przed Chr. i ekspansją całkiem nowej kultury ze stepów na północ od Morza Czarnego i za Wołgą w kierunku Bałkanów, obszaru egejskiego i zachodniej Anatolii, a potem w kierunku Środkowej i nadbałtyckiej Europy. Chodzi o słynną teorię "kurhanową". "Kurhanowcy" Mariji Gimbutas mieliby wprowadzić w Europie patriarchalną, opartą na hodowli, posiadającą konie i powozy kulturę. Ludzie ci mieliby w Europie wejść w relacje z matriarchalnymi, spokojnymi nie-indoeuropejskimi rolnikami. W ten sposób miałoby dojść do powstania zalążków kultur germańskiej, bałto-słowiańskiej i innych. Ci, którzy stać się mieli Protobałtami, przybyli wg Gimbutas z dorzecza dolnego Dniepru przez Europę Środkową do Morza Bałtyckiego, a nawet w kierunku południowo-wschodniej Finlandii. Druga spokrewniona grupa miałaby nadejść znad środkowego Dniepru do górnego Dniepru, górnej Wołki i Oki w Rosji Centralnej (kultura Fat'janavo). Na obszarach tych nowi osadnicy, tzw. kultura ceramiki sznurowej albo czekanów bojowych, zastali myśliwych-rybaków, których znamy w literaturze jako kultura ceramiki dołkowo-grzebykowej. Nowi osadnicy wyglądają na europoidów, zajmują się hodowlą bydła, świń, owiec, kóz, koni, a także prostym rolnictwem. Wykopaliska z Rzucewa i Suchacza wskazuje, że nowi osadnicy zamieszkiwali w stałych osiedlach i chowali swoich zmarłych nieskremowanych w grobach.

Rozdział III to The Bronze and the Early Iron Age of the Maritime Balts. Około 1800 r. przed Chr. Bałtowie mieliby zacząć wykorzystywać metale. Od samego początku Bałtowie mieli też podzielić się na dwie strefy wpływów. Przez całą epokę brązu zachodnia strefa była pod wpływem zaawansowanych metalurgicznie centrów w Europie Środkowej, podczas gdy strefa wschodnia zachowała swój archaiczny charakter. I to kulturowe rozróżnienie przetrwało także w późniejszych epokach. Zachodni Bałtowie, przodkowie Prusów, kulturowo przypominali mieszkańców Europy Centralnej (Ilirów i Celtów) i do zachodnich sąsiadów - Germanów. Bałtowie Wschodni (Litwini, Łotysze) mieli więcej wspólnego z Ugrofinami, Protoscytami, Kimmeryjczykami i wczesnymi Słowianami. Bałtowie nadmorscy rozwinęli żywy handel bursztynem z centralną Europą, z przedstawicielami kultury unietyckiej (nadbałtycki bursztyn znaleziono nawet w grobach mykeńskich w Grecji). Bursztyn wysyłano też do północnych sąsiadów, do dzisiejszej północno-zachodniej Rosji, a nawet do regionów uralskich. Bałtycki bursztyn znajdujemy też w końcowej fazie epoki brązu w grobach etruskich. Bałtowie tego okresu dalej chowają zmarłych w kurhanach, które otaczają dwoma albo trzema pierścieniami kamieni. Jednak około XII w. przed Chr. pojawia się i stabilizuje zwyczaj kremacji zmarłych. Pojawiają się urny twarzowe, których wzór przyszedł w VI-V w. przed Chr. z centralnej Europy.

We wczesnej epoce żelaza zaczynają się Bałtowie rozdzielać na Galindów, Sudowian (Jaćwingów), Sambian-Natangian, Kurów i Litwinów. Wg Gimbutas następuje ekspansja, którą opisują mapy (rys. 10, str. 63 i rys. 24, str. 83). Bardzo kontrowersyjne - wręcz "turbobałtyjskie"! Kultura bałtycka sięga tam dolnej Odry, Karpat, Kijowa, Kurska, a także obszaru 400 km wzdłuż Uralu. Pani profesor utożsamia kulturę urn twarzowych z Bałtami, a to nie jest w nauce dziś przyjmowane. Także powiązanie Neurów Herodota z Bałtami podlega dziś negacji.

Rozdział IV The Bronze and the Early Iron Age of the Eastern Balts jest mniej ciekawy, bo opowiada o Bałtach Wschodnich, na których temat wiemy naprawdę niewiele. Za to Rozdział V The "Golden Age" jest bardzo interesujący. Opowiada o okresie od II do V w. po Chr., gdy u Bałtów obserwujemy rozwój rolnictwa i lokalnej metalurgii w związku z rozwojem handlu bursztynem i z kontaktami z Imperium Rzymskim oraz Wolną Germanią. Na kolejnej mapie (rys. 36) M. Gimbutas ukazuje skonsolidowany obszar kultury bałtyckiej w granicach, które są dziś do przyjęcia przez większość badaczy: sięga on tylko dolnej Wisły na zachodzie, linii Narew-Bug na południowym zachodzie. Bagna Prypeci są już poza bałtyckim zasięgiem. Autorka opisuje bardzo bogatą ornamentykę ówczesnych ozdób, bogactwo ceramiki itd.

Rozdział VI to The Baltic "Middle Iron Age". Chodzi o okres 400-800 r. po Chr. Wtedy Prusowie i Kurowie odgrywali główną rolę pośród Bałtów. W tym czasie pojawiają się ekspansywni Słowianie, którzy zajmują obszary wschodniobałtyckie około 400 r., a w wieku VII rozwija się osadnictwo skandynawskie na wybrzeżu Morza Bałtyckiego. Bałtowie tracą większość wschodnich terytoriów na rzecz Słowian. Pojawiają się tam słowiańscy Wiatycze, Krywicze, Radymicze, Dregowicze i in. Obserwujemy też rozwój wikińskich osiedli w Grobinie, Sauslau-kas (na Łotwie), Viskiauten (w Sambii), Truso koło Elbląda i in.

Rozdział VII to The Balts Before the Dawn of History. Otrzymujemy zwięzły opis lat 800-1200, gdy kultury bałtyckie przeżywają odrodzenie, zwłaszcza w części zachodniej. Groby z tego okresu przechowują liczne ozdoby, broń i inne ciekawe przedmioty. Ustalają się relacje handlowe z krajami skandynawskimi, z Rusią Kijowską i Europą Zachodnią. Nadchodzą jednak czasy upadku. Pomiędzy 1231 i 1288 Zachodni Bałtowie są podbijani przez Zakon Niemiecki. Kurowie, Semigalowie i Łatgalowie także popadają w zależność od krzyżowców. Jedynie Litwinom udaje się stworzyć niezależne państwo w XIII w., które nie tylko umiało utrzymać swoje zachodnie granice, ale także stopniowo je poszerzać na wschodzie. W ten sposób powstawało Wielkie Księstwo Litewskie. 


Bardzo ciekawy jest rozdział VIII - Religion. Marija Gimbutas to nie tylko historyk. W późnych latach swojej kariery naukowej rozwijała ona swoją koncepcję religii Wielkiej Bogini (która wpłynęła na takich pisarzy jak Robert Graves, o którym wiele razy pisałem na blogu). Tu jednak Gimbutas jest jeszcze wolna od swojej osobliwej ideologii matriarchatu, feminizmu. Korzystając ze świadectw pisanych, folkloru i wykopalisk archeologicznych, Marija Gimbutas opisuje indoeuropejską religię Bałtów, rolę Krivis, czyli głównego kapłana, ryty pogrzebowe, wiarę w upiory vėlės, opisuje różnorakich bałtyckich bogów, święte gaje itd. Bardzo inspirujący obraz religii Bałtów, który jednak stawia kolejne pytania, na których odpowiedzi trzeba jednak szukać w innych książkach...


7/52 Jerzy Nalepa, Jaćwięgowie. Nazwa i lokalizacja

Ta wydana w 1964 roku książka wpadła w moje ręce dzięki poszukiwaniom genetycznym ("Jestem Z92") i bogactwie naszej regionalnej Biblioteki Śląskiej. Jestem jedną z niewielu osób, które tę akurat książkę wypożyczyły z BŚ, bo jej stan to "nówka nieśmigana". A przecież temat jest niezwykle ciekawy! Jaćwież to obszar, który w większej części znajduje się dziś w województwie podlaskim, to tereny, które mijamy, gdy jedziemy na Litwę – to przecież ziemia augustowska, Pojezierze Suwalskie. A Jaćwingowie to bałtyccy (czy też bałtyjscy – jak kto woli) sąsiedzi dawnego Mazowsza, dawnych polskich i ruskich księstw. Jaćwingowie (dziś pisze się też Jaćwięgowie, a dawniej popularny był zapis Jadźwingowie) to językowi i kulturowi krewniacy Prusów (o których tyle ostatnio czytam dzięki zgłębianiu genealogii rodziny Tolkienów), ale do ich dziedzictwa przyznaje się też współczesna Litwa (Suvalkia to dziś w litewskim piśmiennictwie najmniejszy z siedmiu regionów historycznej Wielkiej Litwy; część dawnej Jaćwieży to na Litwie dziś też region Dzūkija, który mijamy, gdy przez Olitę jedziemy do Druskiennik (co polecam, bo to piękne ziemie, cudowne leśne krainy!).

Jerzy Nalepa (ur. 1926) to polski historyk, językoznawca, mediewista i slawista. W swoich pracach zajmuje się głównie językowymi i dziejowymi początkami Słowian i Polski. W tej książce zgłębił temat nazewnictwa jaćwieskiego i lokalizacji historycznej Jaćwieży. Niewielka praca – ma 60 stron – ale bardzo ciekawa (ja sobie tę lekturę połączyłem z przestudiowaniem rozdziału o Jaćwingach w książce Jerzego Strzelczyka pt. Zapomniane narody Europy). W Jaćwięgach autor przede wszystkim szuka etymologii tego etnonimu. Wiąże go z jeziorem Hańcza.

Hańcza to wg wielu bałtologów bałtyckie *Ant-ia 'związane z kaczkami' (por. staropruską nazwę ántis/antis 'kaczka'). Inna interpretacja podana była przez H. Krahe. Wg niego *Ančia/Antia to 'końcowa rzeczka, graniczna rzeczka'. Do tej bałtyckiej nazwy Słowianie dodali protetyczne h- (jak w Ameryka : gwar. Hemeryka, Anna : Hanna). Tymczasem Jerzy Nalepa opowiada się za etymologią K. O. Falka, który łączy element *ant- z poświadczonym w łotewskim słowem uõts 'koryto'. Łotewskie uo- odpowiada litewskiemu i prabałtyckiemu an-. Nasz hydronim byłby zatem rekonstruowany jako *Antia 'Korytnica'. Oryginalną tezą prof. Nalepy jest połączenie nazw Hańcza i Jaćwięgów. Wedługo niego Jaćwięgowie wywodzą swoje miano właśnie od samej Hańczy, nad której brzegami odnajdujemy najważniejsze archeologiczne pozostałości po Jaćwięgach.

Na kolejnych stronach autor śledzi wszystkie znane nam wzmianki o Jaćwięgach w pismach staroruskich, krzyżackich i staropolskich. Profesor je analizuje i dochodzi do wniosku, że starosłowiańska forma nazwy Jaćwięgów brzmiała: *Jęt-ьv-ęg-ъ, co miało być oddaniem rekonstruowanej przez Nalepę formy starobałtyckiej: *Ant-iv-ing-as. Owi Antivingas mieli wziąć swoją nazwę od Antia, Hańczy. Bylibyż oni zatem po słowiańsku Hańczanami. Samą Jaćwież, kraj Jaćwięgów, prof. Nalepa rekonstruuje w starobałtyckim jako *Antuva albo *Antva. Sama Jaćwież należy do słowiańskich nazw krain wg wzoru: Żmudź, Golędź, Ruś, Serb', Duń. 

Nalepa proponuje przyjąć w języku polskim formy: Jaćwięż, Jaćwięgowie, jaćwięski. To się jednak nie przyjęło, bo dziś piszemy raczej Jaćwież, Jaćwingowie i jaćwieski.

Świetna mapa z pracy J. Nalepy

W sprawie osadnictwa jaćwieskiego, Nalepa opowiada się za tym, żeby za jego jądro uważać dorzecze Czarnej Hańczy, choć włączyć tu też należy Białą Hańczę na terenie dzisiejszej Litwy (lit. Baltoji Ančia). Autor pisze też o przeciekawych alternatywnych nazwach Jaćgingów. Przede wszystkim o etnonimie Sudinoi, znanym z przekazu Ptolemeusza. Wg Nalepy polska forma tej nazwy brzmiałaby Sudzinowie, a ich kraj nazywałby się Sudwą (Sudwa jak Litwa). Profesor Sudzinów nie utożsamia z Jaćwingami – uważa ich za północnych sąsiadów i wiąże ich z dorzeczem litewskiej Suduone (pol. Sudonia), dopływu Szeszupy. Z czasem nazwa Sudzinów miała przejść też na Jaćwingów. Tak nazywali ich na przykład niemieccy osadnicy z Państwa Zakonnego. Jaćwingowie nazywani też byli od strony litewskiej Dojnową (lit. Dainava), a Polacy zwykli też nazywać Jaćwingów Połekszanami (od rzeki Łek).

Wartościowa książka. Chciałoby się, żeby tematyka jaćwieska była szerzej obecna w naszej historiografii. Piszę to jako potomek Derdzińskich z okolic Augustowa. Piszę to jako genetyczny potomek Jaćwingów.

czwartek, 2 marca 2017

6/52 Christopher Clark, Prusy. Powstanie i upadek

Długo czekałem aż ta książka wpadnie w moje ręce. A gdy już wpadła, trochę się zawiodłem, bo jednak oczekiwałem ciekawszej narracji i większej ilości materiału ilustracyjnego. Ale ważne, że jest to pierwsza we współczesnej historiografii tak wnikliwa i wyczerpująca monografia dziejów Prus - od powstania tego państwa aż do jego ostatecznego upadku. Oto fragment recenzji z LubimyCzytać:

"Prusy, które z ubogiego i słabo rozwiniętego państewka, hołdownika Polski, przeistoczyły się w jeden z najpotężniejszych krajów Europy, zawdzięczały swoją siłę przede wszystkim zdolnym, energicznym, lecz i autokratycznym władcom oraz uporczywemu dążeniu do doskonałości, przede wszystkim na polu bitwy. Według autora były one wprawdzie znakomicie zarządzanym i oświeconym krajem, przypominały jednak wielkie i ponure koszary.

To z inicjatywy Prus nastąpiło w 1871 r. zjednoczenie Niemiec; to one pokonały Francję w XIX w., to one wreszcie odegrały kluczową rolę w dwóch ostatnich wojnach światowych. Jednakże stara pruska arystokratyczna elita, która pełniła funkcję rzeczywistej siły napędowej zjednoczenia Niemiec, straciła ostatecznie kontrolę nad hitleryzmem - potworem, którego sama stworzyła - czego następstwem była likwidacja Prus jako państwa przez Aliancką Komisję Kontroli w roku 1947."

5/52 Bartoszyce. Z dziejów miasta i regionu

Badam dzieje nazwiska i rodu Tolkienów (oto cała relacja z badań). W Bibliotece Śląskiej znalazłem ciekawą pracę pt. Bartoszyce. Z dziejów miasta i regionu. To część serii monograficznej, którą wydawano w latach 60-80., po reformie administracyjnej z 1975. Książka mnie bardzo interesowała, bo musiałem zbadać historię miejscowości, w których mieszkali Tolkowie/Tolkienowie, rycerski ród w Prusach Zakonnych. Chodzi o Tolko (niem. Tolks) i inne wioski i majątki, które od XIV w. były w posiadaniu tej rodziny. W tym roku chcę odwiedzić Tolko, bo znajduje się tam pałacyk, który stoi na fundamentach, które wznosili jeszcze średniowieczni, saksońsko-pruscy Tolkienowie. Książka naprawdę dobrze napisana, kawał wielkiej roboty. Opisuje przyrodę, historię i PRL-owską współczesność tych okolic. Ale o samych Tolkach/Tolkienach informacji było niewiele... 

Książka jest dziełem kilkorga autorów pod redakcją Haliny Witkowskiej. Wydano ją w 1987.

4/52 Adam Wajrak, Wilki

To kolejna książka, którą polecił mi i pożyczył Sławek Morawski, mój trener i magister elegantiarum. I znowu się nie zawiodłem. A przy okazji nabrałem jeszcze większej ochoty, żeby wybrać się w tym roku do Puszczy Białowieskiej. Wilki – towarzyszą mojej wyobraźni od dzieciństwa. Moja mama nazywa się z domu Wolf (przeczytaj o tym na moim drugim blogu), bajkowe i baśniowe wilki nie wzbudzały we mnie przesadnej grozy, a nasza paczka przyjaciół nosi od lat imię "Watahy".

Adam Wajrak, jeden z ulubionych dziennikarzy i autorów tekstów o polskiej przyrodzie, mieszka z żoną w Puszczy Białowieskiej. W swojej książce opowiada o latach tropienia wilków i o swojej fascynacji tymi niezwykłymi zwierzętami.  Z Wilków możemy dowiedzieć się wiele o przyczynach wilczych stereotypów, o losie wilków w Europie, o ich zwyczajach w Puszczy. Świetne są opowieści o ludziach, których zafascynowały wilki. Polecam!

Tako rzecze Faramir

Faramir - Katarzyna Chmiel-Gugulska (źródło)
Słowa Faramira, syna Denethora, które te wypowiada w książce Dwie Wieże, w rozdziale "Okno Zachodu" (a także później). Czytam dziś ten rozdział w ramach akcji "Czytamy WŁADCĘ PIERŚCIENI dzień po dniu", dziś bowiem 2 marca, czyli 7 miesiąca Rethe, gdy Frodo i Sam w Ithilien stają się dobrowolnymi więźniami Faramira i jego ludzi... Słowa Faramira są uniwersalne, możemy je odnieść do naszych dni, do naszego życia, do naszych trosk i wyborów.
«Ludzie z Númenoru żyli na rozległych obszarach wybrzeży i nadmorskich krajów, lecz w większości popadli w zepsucie i szaleństwa. Wielu rozmiłowało się w ciemnościach i czarnej magii. Niektóre plemiona całkowicie oddały się próżniactwu i uciechom życia. Inne zaś biły się między sobą, aż wreszcie osłabionymi przez lenistwo lub niezgodę zawładnęły złe, dzikie ludy.»

«Kapitan i wszyscy wojownicy przed zabraniem się do jedzenia chwilę stali milcząc, zwróceni ku zachodowi. (...)
- Zawsze tak robimy - rzekł, gdy znowu usiedli. - Zwracamy oczy w stronę Númenoru, który przeminął, poza Númenor ku ojczyźnie Elfów, która trwa, i ku temu co jest poza nią i nigdy nie przemija.»

«My, ludzie z Gondoru, jesteśmy prawdomówni. Rzadko się chełpimy, a jeśli coś przyrzekamy, raczej zginiemy, niż złamiemy słowo.»

«Uścisnął hobbitów, zwyczajem swego plemienia pochylając się nad nimi, kładąc ręce na ich ramiona i całując w czoła.
- Życzliwa myśl wszystkich ludzi dobrej woli towarzyszy wam w drodze! - powiedział.
»

«Nie wiem, co się dzieje. Trzeźwy rozum mówi mi, że stało się coś bardzo złego i że doszliśmy do kresu naszych dni. Ale serce temu zaprzecza, czuję się lekki, ogarnia mnie radość i nadzieja, których rozum nie może zwyciężyć. Éowino, biała księżniczko Rohanu, w tej chwili nie wierzę, by Ciemności mogły zatryumfować.»

«Nie pogardzaj litością, gdy płynie ze szlachetnego serca (...).»

«Nawet orka nie usidlałbym kłamstwem»

«Nie zabijam jednak ani ludzi, ani zwierząt bez potrzeby, a nawet gdy muszę, nie sprawia mi to przyjemności. Nie rzucam też słów na wiatr.»

«Najdziwniejszymi sposobami zbrodnia zawsze na jaw wychodzi.»

«Co innego samemu nie dochować wiary, a co innego radzić przyjacielowi, aby złamał słowo, szczególnie kiedy bezwiednie na własną zgubę związał się przyrzeczeniem.»

«Chciałbym ujrzeć Białe Drzewo znów obsypane kwieciem na królewskim dziedzińcu, i powrót Srebrnej Korony, i pokój w Minas Tirith, a Minas Anor jak dawniej, pełne świateł, strzeliste i piękne jak królowa wśród innych królowych, nie zaś władczyni zastępów niewolników, nawet jeśli byłaby to łaskawa władczyni dobrowolnych niewolników.»

«Ja tej rzeczy nie wezmę, nie schyliłbym się po nią, gdyby leżała na gościńcu. Nawet gdyby Minas Tirith chwiała się w posadach i gdybym ja tylko mógł ją uratować używając oręża Czarnego Władcy dla jej dobra i ku własnej sławie. Nie, nie pragnę takich tryumfów, wiedz o tym Frodo, synu Droga... (...) ale nie kocham lśniącego miecza za ostrość jego stali, nie kocham strzały za jej chyżość ani żołnierza za wojenną sławę. Kocham tylko to, czego bronią miecze, strzały i żołnierze: kraj ludzi z Númenoru...»