poniedziałek, 17 lipca 2023

Tolkien i Bernadeta | Lourdes and the Rings

Eduardo Tojetti, "The Annunciation", 1877
 

napisane w Lourdes we Francji
 
Czy zwróciliście uwagę, jak wiele elementów łączy spotkanie Lúthien przez Berena ze scenami objawienia się Maryi zwykłym śmiertelnikom? Jest zwrot, który występuje w opisach z Lourdes albo Fatimy i w opisie z Silmarillionu - jest to "wpaść w zachwycenie":
 
Artwork by Elena Kukanova
"W tym oka mgnieniu Beren zapomniał o wszystkim, co przecierpiał, i wpadł w zachwycenie; Lúthien bowiem była najpiękniejsza z Dzieci Ilúvatara. Suknię miała błękitną jak pogodne niebo, lecz oczy szare jak gwiaździsty wieczór, płaszcz naszyty złotymi kwiatami; lecz włosy ciemne jak cienie o zmierzchu, jak światło na liściach drzew, jak głos czystego strumyka, jak gwiazdy nad mgławicami świata - takie było jej dostojeństwo i uroda, a twarz jej jaśniała światłem."

Dopiero niedawno to zauważyłem. Tolkien, który - jak wynika z listów - interesował się bardzo objawieniami maryjnymi z Lourdes, opisał Berena olśnionego widokiem Dziewicy w błękitnej sukni, co jako żywo przypomina opis Maryi, najpiękniejszej i najczystszej z Dzieci Bożych, którą w grocie Massabielle ujrzała w zachwyceniu św. Bernadeta Soubirous.

Z książki Tolkien's Faith, której autorką jest Holly Ordway i która to książka ukaże się na półkach księgarskich w sierpniu (patrz tutaj), dowiemy się, że J.R.R. Tolkien miał szczególne nabożeństwo do trojga świętych: św. Tomasza Morusa, św. Filipa Neri oraz do św. Bernadety z Lourdes. W książce Holly Ordway przeczytamy (s. 203): 

"Cześć Tolkiena dla św. Bernadety jest dobrze potwierdzona. Warren Lewis [brat C.S. Lewisa] zanotował w swoim dzienniku w 1947 r., że Tolkien napisał do niego „najbardziej życzliwy i pełen współczucia list”, kiedy był w szpitalu, dochodząc do siebie po chorobie. Tolkien napisał, "że wezwał pomoc «tego dziecka łaski, które jest najbliższe jego sercu», św. Bernadetę, aby wspomogła jego słabe modlitwy o moje wyzdrowienie”. W liście z 1956 roku Tolkien nazwał ją „ukochaną Bernadetą”. Priscilla wspominała, że ​​jej ojca „szczególnie uderzył” jeden szczegół z relacji z życia świętej: „Bernadeta wzdrygała się, gdy pokazywano jej różne dewocyjne obrazki, i widać było ewidentnie, że ogarniało ją przerażenie na widok jaskrawych i tandetnych przedstawień Maryi po rzeczywistości, którą poznała”. To, że Bernadeta poczuła się urażona tymi kiczowatymi wizerunkami, odbiło się echem w głębokim oddaniu Tolkiena dla Maryi i dla Jej Niepokalanego Poczęcia oraz w jego własnym wyczuciu estetycznym”.

[dziękuję Holly Ordway za nadesłanie mi tego cytatu z jej książki]

W niepublikowanym liście z 1956 do Patricii Kirke napisał, że ma specjalne nabożeństwo do święta Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny, bo Oratorium księży filipinów, w którym pierwszy raz się wyspowiadał i przyjął Pierwszą Komunię nosił wezwanie Niepokalanego Poczęcia NMP. W kościele Niepokalanej w Warwick wziął też ślub Pisał też w tym liście o swojej szczególnej relacji ze św. Bernadetą.

św. Bernadeta Soubirous - ukochana święta Profesora Tolkiena

W jeszcze innym liście, w korespondencji z synem Christopherem Tolkienem w 1944 J.R.R.T. napisał o uzdrowieniach w Lourdes:

W niedzielę pojechaliśmy z Priscą na rowerach, w wietrze i deszczu, do św. Grzegorza. P. walczyła z przeziębieniem i innymi dolegliwościami i nie zrobiło jej to dobrze, chociaż teraz czuje się już lepiej; usłyszeliśmy jednak jedno z najlepszych (i najdłuższych) kazań ojca C. Cudowny komentarz do niedzielnej ewangelii (uzdrowienie niewiasty oraz córki Jaira), ogromnie wyrazisty dzięki porównaniu trzech Ewangelistów. (P. szczeg[ólnie] spodobała się jego uwaga, że ponieważ św. Łukasz sam był lekarzem, nie odpowiadała mu sugestia, że biedaczce się pogorszyło, więc złagodził ten kawałek). A także przez jego wyraziste ilustracje współczesnych cudów. Podobny przypadek kobiety dotkniętej podobną chorobą (spowodowaną wielkim guzem macicy), która została błyskawicznie uzdrowiona w Lourdes, tak że guza nie można było znaleźć, a jej pasek okazał się dwa razy za długi. I najbardziej wzruszająca opowieść o chłopcu chorym na gruźlicze zapalenie otrzewnej, który nie został uzdrowiony i odjechał pociągiem ze swoimi rodzicami, niemal umierając w obecności dwóch pielęgniarek. Po drodze pociąg mijał Grotę. Chłopiec usiadł. „Chcę pójść porozmawiać z tą dziewczynką"" bo tym samym pociągiem jechała dziewczynka, która została uzdrowiona. Wstał, poszedł do dziewczynki i bawił się z nią i kiedy wrócił, powiedział: „Jestem głodny". Dostał ciastko, dwie miseczki czekolady i olbrzymie kanapki z konserwowym mięsem i wszystko zjadł! (To było w 1927 r.). Tak jak nasz Pan polecił dać córeczce Jaira coś do jedzenia. Takie to zwykłe i przyziemne - takie bowiem są cuda (...).
Jak wiele takich listów i zapisków wciąż czeka na opublikowanie? Może zostaną ujawnione w planowanym na jesień bieżącego roku rozszerzonym wydaniu Listów Tolkiena (patrz tutaj)? Bardzo bym chciał, żeby rodzina Tolkienów pokazała też na jakiejś wystawie lub w jakiejś publikacji pamiątki związane z pobożnością Profesora - jego książeczkę do nabożeństwa, jego Biblię, jego różaniec...
 
Moje skojarzenia biegną być może za daleko, może sam Profesor zmarszczył by tu brwi, ale gdy tłumaczyłem na polski Naturę Śródziemia Tolkiena, której redaktor, Carl F. Hostetter wykazał katolicki fundament, na którym wyrastała wyobraźnia i kreatywność Tolkiena, dostrzegłem takie oto paralele między naturą Tolkienowej narracji i przekazem z Lourdes. Św. Bernadeta widzi Maryję, której nie mogą dostrzec inni ludzie - mamy tu zjawisko indemmar, "obrazów umysłu" z Natury Śródziemia (s. 265: "Utrzymywali, że „umysł” z natury wyższy lub też taki, który wytęża swoje największe moce, będąc w jakiejś skrajnej potrzebie, może przekazać pożądaną „wizję” bezpośrednio innemu umysłowi. Umysł odbierający przekaz przetłumaczyłby ten impuls na kategorie znane mu dzięki używaniu fizycznych narządów wzroku (i słuchu) i wyświetliłby go sobie, widząc go jako coś pochodzącego z zewnątrz"). Rozmowa między Maryją i Bernadetą to przykład ósanwë, "porozumiewania się poprzez myśl" (NŚ, s. 273), którą to formę komunikacji znamy na przykład ze sceny w Lothlórien we Władcy Pierścieni z udziałem Galadrieli. Ciało św. Bernadety po śmierci nie ulega typowemu rozkładowi i wydziela piękną woń - te same zjawiska opisał w tekstach Natury Śródziemia Tolkien, a przedstawił je dokładniej Carl F. Hostetter na s. 521-522.
 
Relikwiarz św. Bernadety w Nevers
 
Natura Niepokalanego Poczęcia jest w książce Tolkiena opisana na s. 519. Czytamy tam:
s. 51: „porodowi u Eldarów nie towarzyszy ból”.

Księga Rodzaju (Rdz 3,16) mówi, że bóle porodowe to jedna z konsekwencji Upadku: „w bólu będziesz rodziła dzieci”. Eldarowie, jako istoty nieupadłe, nie odczuwają bólu podczas porodu dziecka. Co więcej, ponieważ Kościół katolicki naucza, że Dziewica Maryja była, jak mówi Tolkien, „jedyną [czysto ludzką] osobą nieupadłą” (Listy, s. 466, przyp.), tj. zachowaną od grzechu pierworodnego aktem uprzedniej łaski Chrystusa (to rzeczywiste znaczenie Niepokalanego Poczęcia). Kościół uczy również, że nie doświadczyła bólu podczas narodzin Jezusa.

piątek, 7 lipca 2023

Czy przodkowie rodu Tolkienów byli Jaćwięgami?

Anzans to po prusku dąb. Ten pamiętał zapewne dawnych Bałtów

I
 
To wpis, który pasuje też do mojego drugiego blogu, Aldrajchu. W związku z pokrewieństwem patrylinearnym rodu Tolkienów i mojego rodu Derdzińskich (zwanych jeszcze w XVIII w. Derdami/Dyrdami), czyli przynależnością do R1a-Y42738*, staram się prześledzić najdawniejsze dzieje obu rodów oraz znaleźć wspólny etnos, z którego oba rody się wywodzą. Wspólny męski przodek naszej linii (TMRCA czyli the most recent common ancestor) miał żyć między 1280 r. przed Chr. a 220 r. po Chr. (wg YFull) albo ok. 670 r. po Chr. (wg TheyTree). Mógł zatem być albo Prabałtem, albo już nawet Sudawem z mapy Ptolemeusza (Soudinoi). Ślady prowadzą moim zdaniem ku Sudawom czyli Jaćwięgom. Ten drugi etnonim łączy się w niektórych pracach (np. A. S. Kibina) z imieniem wodza wikińskiego o imieniu Játvígr, który w X w. być może stworzył drużynę złożoną z bałtyjskich Sudawów - od jego imienia nazwano być może ten lud Jaćwięgami (*Játvingar). Imię to wspomina Knytlinga saga oraz zapisy ruskie (traktat bizantyjsko-kijowski z lat 944-945, czyli umowa z kniaziem Igorem/Ingvarrem, gdzie wśród ruskich kupców wymienia się Jatviaga Gunarewa). 
 
Bałtyjscy wikingowie wyjaśnialiby też, dlaczego do naszego genetycznego rodu należą "kuzyni" ze Skandynawii:

Nasz patrylinearny ród R-Y42738 na drzewie YFull (źródło)

Mój kolega, Joseph Pashka, uznając propozycję Kibina, podobnie zinterpretował etnonim jako wywodzący się ze staronordyckiego imienia Játvígr, z dopełniaczem znanym z Knytlinga saga: Játvígs liðsmenn (ᛃᚨᛏᚢᛁᚴᛋ ᚱᛟᚦᛋ). Łączy on tych pierwszych Jaćwięgów z miejscowością Indura na Grodzieńszczyźnie, nad Niemnem.
 
Pierwotne siedziby różnych ludów bałtyjskich wg M. Gimbutas (książka The Balts)
 
 
Proponuję hipotezę, wedle której przodkowie Tolkiena byli Jaćwięgami osiedlonymi pierwotnie blisko Górowa Iławieckiego i Iławy Pruskiej (tam gdzie mamy parafię Schmoditten i na jej terenie wioskę Tollkeim, od której pochodzi nazwisko Tolkienów). Dlatego Tolkienowie dzielą ze mną i innymi "kuzynami" geny, które określam jako jaćwięskie (patrz tutaj). O szeroko rozproszonym osadnictwie Prusów i Jaćwięgów pisał w Pruthenii (nr 3) Grzegorz Białuński (artykuł Emigracja Prusów w XI-XIV wieku; źródło): 
"Najwięcej konkretnych wiadomości o emigracji w tym kierunku mamy jednak z Jaćwieży. Przykładem jest ludność z ziemi Kymenow, która wpierw poddała się rycerzom zakonnym, ale w drodze na Sambię udało się jej oswobodzić i zbiec na Litwę. Podobnie uczynił dowódca jakiejś innej ziemi – Skurdo wraz ze swoimi ludźmi (cum suis hominibus). Także waleczny Skomand zdecydował się wraz z całą swoją służbą i przyjaciółmi (cum tota familia et amicis) opuścić Jaćwież i osiedlić się na Rusi (zapewne na jej litewskiej części). Trudno ustalić czas tej migracji, ale nastąpiła ona gdzieś w 1282/1283 r. Pobyt na Rusi przyniósł jednak rozczarowanie, domniemywa się, że Skomand nie otrzymał spodziewanego zaopatrzenia materialnego lub też brał niefortunny udział w wewnętrznych zamieszkach, które wybuchły właśnie na Litwie po śmierci Trojdena. Zatem po pewnym czasie, ale niedługim, powrócił do swojej dawnej siedziby w ziemi Krasima, skąd został przesiedlony przez Krzyżaków w okolice Górowa Iławeckiego [do Natangii]. Nie wiadomo, czy ze Skomandem powrócili wszyscy jego towarzysze ucieczki, jakaś część na pewno, bowiem Krzyżacy musieli trapić go najazdami, zanim się ostatecznie poddał (...)"

[w sprawie Skomanda i jego synów patrz PUB I, cz. 2, nr 464 (rok 1285)] 

Z pracy Alicji Dobrosielskiej: Uwagi o udziale Jaćwięgów w kolonizacji krzyżackiej:
"Kierunki przesiedleń ludności jaćwieskiej nakreślił Stanisław Zajączkowski w opublikowanej w 1935 r., niewielkiej książeczce: „tych zaś [ Jaćwięgów – A.D.] którzy się poddali, przesiedlali Krzyżacy w głąb Prus, osadzając ich w komturii kiszporskiej, dalej w okolicach Pruskiego Holądu (Preussisch Holland) i Pruskiej Iławy (Preussisch Eylau), a przede wszystkim na półwyspie sambijskim, głównie na północno-zachodnim jego cyplu, który potem długo nosił nazwę Sudowskiego Zakątka (Sudauische Winkel)”. Tezę tę przyjął Aleksander Kamiński, który opierając się na dziewięciu tekstach nadań dla Jaćwięgów, kronice Dusburga i źródłach późniejszych: dziełach Maleckich, Grunaua, Hartknocha, wykazał przesiedlenia Jaćwięgów w głąb Prus, głównie do Sambii, okręgu Pasłęka, Pruskiej Iławki oraz Bałgi. Przywołane teksty źródłowe z okresu XV–XVII w. pozwoliły autorowi wnioskować, iż potomkowie przesiedleńców przetrwali na ziemiach swoich dziadów, zachowując jeszcze w XVI w. pewne tradycje jaćwieskie np. język, zwyczaje. Ustalenia Kamińskiego dotyczące kierunków przesiedleń ludności jaćwieskiej, w tym na Sambię jako głównego terytorium migracji były następnie powielane w literaturze dotyczącej dziejów Prusów".

Od takich, osiedlonych w Natangii Jaćwięgów (Sudawów) wywodziły się być może nazwiska typu Sudaw, które znamy z okolic wsi Tolkienów, z Globuhnen w XV w.:

Globothyn villa. Kirstan, Plauwel, Peter Kirkin, Niclos Kukyne, Andreke, Lucas, Niclos, Martin, Hans Sudaw [OF 164, 18r]

II

Moja rodzina po mieczu - Derdzińscy - wywodzi się z Łańcuta, a wcześniej z Bud Łańcuckich oraz Przeworska. Według moich ustaleń genealogicznych i historycznych, mój ród przybył na Ruś Czerwoną (na obszar dzisiejszego woj. podkarpackiego) jako puszczańscy rzemieślnicy - budnicy i smolarze (więcej o tych zawodach na moim drugim blogu). Budnicy byli wolnymi leśnymi rzemieślnikami, specjalizującymi się w karczowaniu lasu, produkcji gontów, smoły, dziegciu, potażu itp. Ludzie tacy w dawnej Rzeczypospolitej wywodzili się z północnego Mazowsza i z Litwy. Często była to bardzo zubożała szlachta mazowiecka (jak szlachta zagrodowa z VI księgi Pana Tadeusza), która wolała pracę w lesie na czynszu i umowach z panami niż popadnięcie w pańszczyznę. Ignacy Kraszewski w opowiadaniu Budnik kreśli postać takiego smolarza i gonciarza, który żyje w ubóstwie w kurnej chacie pośród leśnych bud potażowych, ale na ścianie u niego wisi szabla. Z uwagi na budnicki charakter naszej rodzimej wsi oraz na moje Y-DNA, podejrzewam od dawna, że moi patrylinearni przodkowie byli pierwotnie Jaćwięgami albo Prusami. Skąd Bałtowie na Rusi Czerwonej? Grzegorz Białuński we wspomnianym wyżej artykule pisze:
Należy też przypuszczać, że wśród nazw związanych z Jaćwieżą mogą znajdować się pamiątki po osadach jenieckich i branieckich. Charakterystyczne bowiem, że nazwy te występowały na terytoriach pogranicznych puszcz w XIII w., gdzie szczególnie chętnie osiedlano właśnie jeńców. Najprawdopodobniej osadami jenieckimi były również wsie o nazwie Jatwięgi (Jatvjagi) aż na Rusi Czerwonej, pod Lwowem i Żydaczowem.
Moim zdaniem potomkowie Bałtów na Ruś Czerwoną mogli też dostać się właśnie jako budnicy i smolarze.
 
Rudnicy i smolarze spod Augustowa na Jaćwięży.
Nazwisko Sudowicz i Sudewicz zapewne pochodzi od etnonimu Sudow, czyli Jaćwięg
 
Ostatnio w książce Wojciecha Giełżyńskiego pt. Jaćwięgi są wśród nas (2019) znalazłem bardzo tajemnicze, a dla mnie ekscytujące zdanie na temat rodzinnych stron mojego taty: 
"Pojedź do Łańcuta, tam znajdziesz księgę, w której o Jaćwięgów dziejach jest wszystko napisane"
Z przyczyn genealogicznych zajmuję się dziejami Prusów i Jaćwięgów jako przodków Tolkienów i moich Derdzińskich. Podejrzewam - jak pisałem wyżej - moich podłańcuckich przodków Dyrdów/Derdzińskich o jaćwięskie pochodzenie. Wśród budników (wolnych leśnych rzemieślników) mogli przecież żyć potomkowie Jaćwięgów. Trzeba to jednak udowodnić.
 
Twarze Jaćwięgów
 
I oto otrzymałem pomoc - link prowadzący do tej oto strony, blogu p. Bogusława Stępnia. Okazuje się, że relacja Wojciecha Giełżyńskiego być może dotyczy materiałów, którymi dysponował miejscowy przedwojenny nauczyciel, Józef Leja. Oto w pewnym liście z 1995 r. czytamy:
Drogi bracie Staszku! Przygotowujecie się tam w Nienadówce do obchodu 400 lecia, a ja opiszę Ci co w wiem o Nienadówce. W latach mojej młodości zbierałem różne wiadomości o wiosce od starców, jak też i od dziadków, a dużo otrzymałem wiadomości od nauczyciela Józefa Lei, który przybył do nas z Łańcuta, a miał jakieś pisma o tych stronach i mapy. Spodziewałem się, że mi to zostawi, ale on mówił, że to wypożyczył w Łańcucie i musi oddać. Jak porównywałem do tych legend, które krążyły po ludności, więc mi się zgadzały z temi wiadomościami jakie dostarczał mi Leja. 
 I dalej:
"Droga jaka była na planie to była jedyna w tej okolicy i ta droga przez ludność była nazywana "dulski gościeniec" (...)
Nienadowskie legendy były takie. Koło tej drogi usadowiły się Smolaki, a na wzgórzach byli już Jadźwingi. Mieszkali oni na wprost "Pustek" na górze "Góra Jazia". Sądzę, że Ci osadnicy włączyli się w gromadę tworzącej się wioski. Sokołów powstał później, a Trzeboś i Medynia jeszcze później. Jak już powstał dwór i Sokołów, oraz gdy wybudowano kościół to wtedy połączono dwór Nienadówkę i Sokołów, ale droga "dulski gościeniec" był nadal ważny, bo przy tym gościńcu rozwinął się przemysł i handel w Sokołowie".

Autor tego bloga pisze:

Powyższy fragment listu, to niezwykle ciekawa i nigdzie do tej pory przeze mnie nie spotkana informacja. Informacja o pierwszych zapamiętanych mieszkańcach tych terenów Jaćwingach i Smolakach. Mówi się o zasiedleniu tych terenów przez Mazurów, ale nie o Jaćwingach, znanych też jako Jaćwięgowie. Jaćwingowie to jeden z najbardziej wojowniczych i najpotężniejszych ludów bałtyjskich. Długo siał strach na północ od ziem polskich. Swoje grody i sąsiadujące z nimi wsie ukrywał w przepastnej puszczy i w trudno dostępnych miejscach. Gdy nie wojował zajmował się m.in. łowiectwem, bartnictwem, hodowlą i rolnictwem. Uległ zagładzie dopiero podczas ekspansji zakonu krzyżackiego oraz w wyniku asymilacji przez ludy ościenne. Część z nich ruszyła jednak puszczą na południe, a jakaś grupka dotarła i osiadła na górze, do dziś zwanej "Górą Jazia". To bardziej wzniesienie, niż góra, znajduje się w środku lasu "Cisowiec". Przebiega tamtędy leśny trakt prowadzący z Pogwizdowa do Nienadówki, obok tzw. kasztanów i Jaziej Góry, naprzeciw części Nienadówki zwanej "Pustki", dziś to teren mniej więcej w rejonie ośrodka zdrowia po południowej stronie. Równolegle do tego traktu z Pogwizdowa, na wschodzie przy ścianie lasu biegł "Dulski gościniec". To tam, gdzieś miała mieszkać druga grupa osadników, nazwana Smolakami. Autor listu nie sprecyzował przy jakiej drodze, ale dróg wtedy to raczej tu nie było, można więc założyć, że chodziło właśnie o "Dulski gościeniec" Smolak w języku staropolskim oznacza osobę wyrabiającą smołę z drewna, dziegć, lub smolne polana na łuczywo. To osoba mająca związek z palonym drewnem. Ciekawym zagadnieniem może też być to, że najczęściej spotykanym, a tym samym, chyba najstarszym w Nienadówce nazwiskiem, jest Ożóg. Wywodzi się ono również od palonego drewna i znaczyło dawniej tyle co - opalone drzewo, głownia bądź pogrzebacz, kij do poprawiania ognia w piecu. Obie te nazwy są jakby spokrewnione tym samym zajęciem.

W styczniu 2022 roku odbyłem podróż do Bud Łańcuckich, wsi moich dalekich przodków (najstarszy znany mi przodek z tej wsi, to urodzony pod kon. XVII w. Bartek Derda, który uprawiał świeżo wykarczowaną ziemię tzw. "kopaniczą"). Odbyłem tam kilka ciekawych rozmów, w tym z księdzem proboszczem w Nowosielcach oraz bardzo miłym panem, sąsiadem Dyrdów z Bud Łańcuckich. Tak dotarła do mnie niezwykła informacja. Według mojego informatora Dyrdowie posiadali swój własny język! Niezrozumiały dla innych. Pan z Bud określił, że było to jakby mówili od tyłu... Czyżby chodziło o jakiś relikt języka Jaćwięgów? Takie rzeczy się zdarzały. 

Prawdopodobnie Bartek Derda z Bud to urodzony jeszcze
w XVII wieku mój prapraprapraprapradziadek. [AGAD 1/350/0/-/4z, 1760 r.]

Kojarzy mi się to z historią, jaką opowiedział mi mój dobry kolega, Glabis Niktorius, który na co dzień praktykuje pruski styl życia i używa zrekonstruowanej mowy Prusów (patrz Aldrajch). Glabis napisał: 

Raz w latach 70-tych odbyła się w Wilnie konferencja językowa. I przyszedł jakiś człowiek, który w czasie działań wojennych był tłumaczem. Opowiedział swoją historię. Pewnego razu w 1945 roku przybył z dwoma-trzema żołnierzami do jakiegoś odległego natangijskiego (czy warmińskiego) būrwalkan (prus. 'gospodarstwa') I poprosili o nocleg. Właścicielami było tam dwóch braci. Pracowali aż do zmroku. A ten tłumacz wojenny nie mógł spać i wyszedł zapalić. I zobaczył, że ci dwaj bracia zakończyli swoją pracę. Więc przez jakiś czas tłumacz wojenny po prostu pozostawał w mroku i chciał posłuchać rozmów braci. I oni rozmawiali. Nagle tłumacz wojenny zdał sobie sprawę, że nie rozumie ich języka. Znał niemiecki, litewski, polski, białoruski, rosyjski i niektóre dialekty. Ale tutaj został i naprawdę nie mógł zrozumieć, w jakim języku rozmawiają. Rano zapytał ich, w jakim języku rozmawiają w nocy. A bracia powiedzieli, że to po litewsku. Ale tłumacz powiedział, że w 100% nie był to litewski. Więc na tej konferencji powiedział, że jest pewien, że to mowa pruska. Po wojnie pomyślał o tej sprawie. I był pod wrażeniem. Przyjrzał się więc ówczesnym badaniom pruskim. I powiedział, że bardzo duże prawdopodobieństwo, że pruski były używane w jakimś bardzo odległym folwarku, gdzie nie było zbyt wielu kontaktów z innymi wsiami.

Mowa Prusów prawdopodobnie była zbliżona do mowy Jaćwięgów. Ten drugi język na pewno miał wpływ na formę pruskiego używaną na Półwyspie Sambijskim oraz w Natangii, gdzie te dwa zachodniobałtyjskie etnosy - jak pisałem wyżej - uległy wymieszaniu.

Jatwięgi pod Lwowem

_________________________________

Czy przodkowie Tolkiena byli Jaćwięgami osadzonymi przez Zakon Niemiecki na terenie Natangii? Czy ja sam jestem potomkiem Jaćwięgów, czyli Sudawów? Być może kiedyś moja hipoteza zostanie wsparta dowodami albo zastąpi ją zupełnie inna hipoteza. Opowieść snuje się dalej...

Dopisane później:
 
Na facebookowym profilu p. Bogusława Stępnia ("Nienadówka Górna, Środkowa, Dolna") mamy ciekawy komentarz p. Grzegorza W. Tracza:
Ciekawy artykuł! Przekazy z lat 1500 o Puszczy Sandomierskiej, szczególnie o prawą stronę chodzi, mówią iż zamieszkiwali w połowie Rusini a później Niemcy i Polacy po połowie - taki zapis odczytałem. Zaś, Mazurami w dawnych czasach na tym terenie określano Polaków przez sąsiadów Rusinów i raczej ich pochodzenie z dalekich Mazur jest wątpliwe bo wiele przesłanek jest przeciwnych i temat rzeka. Szlachta w Puszczy pojawiała się bardzo mało i to raczej oficjalności lub na mieszczan. Znam wyjątek ze Stobiernej 1729 r., gdzie na roli siedział szlachcic płacąc jak chłop pańszczyznę i to chyba mu w dłuższej perspektywie nie opłacało się i gospodarstwo oddał, a że miał wolność osobistą to opuścił wieś. Zatem, grupa szlachty zaściankowej z Mazowsza to nie ten trop. Mam w swojej genealogii szlachtę, wiec mógłbym jeszcze więcej napisać. Ponadto, co do jaćwieskiego języka to miał zaginąć w latach 1500 a czasem dziwna niespotykana mowa mieszkańców wsi i miasteczek była związana z handlem. Przykład; w Biłgoraju sitarze mieli swoją mowę w celach handlowych aby nikt nie rozumiał o czym mówią na targu i też jak sita nosili do innych krajów używali swojej mowy dla własnych interesów. Ta praktyka była stosowana w Polsce w niektórych innych miasteczkach i niekiedy wsiach by nie wszyscy wiedzieli o czym oni do siebie mówią. Zatem, można było kogoś przezywać po urodzie Tatarzyn lub po mowie Jaćwing a wcale nie miał z nimi nic wspólnego.

 Bardzo dziękuję panu Bogusławowi Stępniowi za wszelką okazaną pomoc!