niedziela, 28 lutego 2016

Wojownicy Tańca 2016

"Capoeristas to sportowcy i artyści ekspresyjnie manifestujący radość z życia, to ciekawi świata i naładowani pozytywną energią ludzie. Capoeristas to pasjonaci, współcześni wojownicy tańca..."
Od tego roku jesteśmy członkami nowej międzynarodowej grupy capoeiry, która nazywa się Aruê. W dniach 1-3 kwietnia będziemy przeżywać nasze pierwsze Batizado e Troca de Cordas (nadanie nowych stopni). A tak wyglądają aruowi Wojownicy Tańca.


Galadhorn

Mój herb, herb Galadhorna Galachaliona Elvellona, Dúnadana ze Śródziemia, przedstawia wysokie, rozłożyste drzewo (*galadh-orn) i Gwiazdę, która oświetla Drogę. Wszystko w barwach, które Gal lubi (bo ożywia jego umysł kolor żółty i pomarańczowy ;-) Herb zaprojektowała zacna niewiasta, Adaneth, a wykonał w formie na szkle malowanej Elendil i jego tata, Amandil. Na zdjęciu jest prezent urodzinowy, który dostałem cztery lata temu od Elendila. Dziękuję!



czwartek, 25 lutego 2016

Który jesteś poza tym, co stworzyłeś

"Átarelma i eä han Eä..."

Tak po małej modyfikacji (-mma > -lma) zaczyna się Tolkienowe "Ojcze nasz" w quenya. Bardzo mi się podoba to elfickie tłumaczenie, w którym słowa "któryś jest w niebie" przełożono "który istniejesz poza [wszelkim stworzonym] Bytem. Bardzo to apofatyczne i głęboko teologiczne :-) Ten quenejski tekst domaga się artykułu po polsku.

Ojcze nasz i Zdrowaś Maryjo w qyenya (J.R.R. Tolkien)



Sybilla Północy

Zachwycam się o poranku "Wieszczbą Wölwy" w interpretacji J.R.R. Tolkiena i w tłumaczeniu Elring, czyli Katarzyny Staniewskiej ("Legenda o Sigurdzie i Gudrun", str. 537-541):

«Olbrzym pradawny przybędzie ze Wschodu,
kamienną tarczę dzierżący przed sobą.
Wąż, co w oplotach całą ziemię trzyma,
w gniewie straszliwym swe cielsko rozwinie -
Zewnętrzne Morze poruszy do głębi,
aż się rozprzęgną wszystkie stare więzy.

I statek cieni, wreszcie uwolniony,
z mroźnej Północy swe maszty wyłoni;
przez morza hordy z Helu się przeprawią,
Loki łańcuchów zostanie pozbawion;
i razem z wilkiem wszelkie bestie dzikie
spadną na ziemię, szukając zdobyczy.

(...) A potem słońce przyćmi swe promienie
i w morskie głębie runie cała Ziemia;
z rozdartych niebios wszystkie jasne gwiazdy
umkną w popłochu i w otchłanie spadną;
wzwyż buchną pary gorejącej kłęby,
sklepienie niebios zajmie się płomieńmi.»

Polecam Wam tę książkę i polecam Wam wszelkie utwory poetyckie i poetyckie przekłady Elring!

wtorek, 23 lutego 2016

8/2016 Korneliusz Tacyt, Germania

Germania (łac. De origine et situ Germanorum, dosłownie O pochodzeniu i kraju Germanów) – napisana przez Publiusza Korneliusza Tacyta około roku 98, jest etnograficznym dziełem o plemionach germańskich poza granicami Cesarstwa Rzymskiego.

Dzieło zachowało się tylko w jednym egzemplarzu znalezionym w opactwie Hersfeld w Niemczech – wówczas na obszarze Świętego Cesarstwa Rzymskiego, i przeniesione zostało do Włoch w roku 1455, gdzie Eneasz Sylwiusz Piccolomini (późniejszy papież Pius II), po raz pierwszy zbadał je i zanalizował, wzbudzając zainteresowanie pośród niemieckich humanistów, takich jak Konrad Celtis, Johannes Aventinus czy Ulrich von Hutten . Po studiach i debatach pismo to zostało uznane za autentyczne źródło obrazu starożytnej Germanii. Od momentu odkrycia dzieło o kulturze dawnych ludów germańskich jest intensywnie wykorzystywane – szczególnie w zakresie niemieckiej historii, archeologii, filologii, studiów etnologicznych, w mniejszym stopniu także w krajach skandynawskich [źródło: Wikipedia, hasło Germania (Tacyt)].

Udało mi się znaleźć bardzo dobre tłumaczenie Germanii na język polski. Jego źródłem jest to wydanie: Publiusz Korneliusz Tacyt, Germania [w:] P. Cornelius Tacitus, Germania, tłum. T. Płóciennik, wstęp, komentarz J. Kolendo, Poznań 2008, s. 62-97.  


A swoją drogą dziwię się, że nikt jeszcze nie nakręcił filmu, który byłby ilustracją dla tekstu Germanii. Nawet w Niemczech lat 30. nie zrealizowano takiego projektu. Wyobrażam to sobie jak obrazy kręcone w naturalnych krajobrazach opisanych przez Tacyta z wykorzystaniem naszej wiedzy historycznej i archeologicznej. Może jest to jakiś pomysł dla grup rekonstrukcji historycznej?


Całe dzieło jest godne szczegółowego przeczytania. Ale na pewno dla polskiego czytelnika najważniejsze będą te opisy Tacyta, które dotyczą ziem dzisiejszej Polski. Oto szczególny fragment, który świadczy o tym, że tu - na południu Polski - jesteśmy spadkobiercami Lugiów, a na Górnym Śląsku żyjemy na miejscu dawnych Hariów...
"Rozdziela bowiem i przecina Swebię nieprzerwane pasmo górskie [Rudawy-Sudety-Karpaty Zachodnie], za którym [czyli na dzisiejszych Łużycach, Śląsku i Zachodniej Małopolsce] żyją liczne ludy. Z nich najszerzej rozciąga się związek Lugiów [ger. 'zaprzysiężeni], podzielony na liczne plemiona. Wystarczy wymienić najważniejsze: Hariowie, Helwekonowie, Manimowie, Helizjowie, Nahanarwalowie. U Nahanarwalów zobaczyć można gaj [przypuszczalnie w puszczy na Górze Ślęży/Siling], miejsce starożytnego kultu, któremu przewodzi kapłan w kobiecym stroju; mówią, że bogami są tam -tłumacząc na pojęcia rzymskie - Kastor i Polluks. Taki jest ich charakter, nazywają się Alci [ger. 'uświęceni']. Nie ma tam ani posągów, ani śladu obcego ceremoniału - czczą ich jednak jako braci i jako młodzieńców. Dalej [Najpewniej na Górnym Śląsku i w Zachodniej Małopolsce] Hariowie [ger. 'wojownicy'], straszniejsi niż to wynika z ich sił, którymi przewyższają wymienione wyżej ludy; dają oni upust wrodzonej dzikości, wspomagając ją pewnymi zabiegami i dogodnym czasem. Czernią tarcze, malują ciała, do bitwy wybierają ciemne noce i samym widokiem tak złowróżbnego wojska sieją postrach wśród wrogów, z których żaden nie wytrzymuje nieznanego i zgoła piekielnego widoku. We wszystkich bowiem bitwach pierwsze ulegają oczy."
W mojej koncepcji (o której piszę i tu, i szczególnie na drugim blogu Aldrajch) nazwy germańskich plemion na ziemiach dzisiejszej Polski to nazwy germańskich rodów, sojuszy i związków religijnych. A pod tym podziałem ukrywa się substrat ludności autochtonicznej, być może indoeuropejskich, przedsłowiańskich Wenetów (Słowianie żyli już zapewne między Bugiem a Naddnieprzem).

poniedziałek, 22 lutego 2016

7/2016 David J. Peterson The Art of Language Invention

Dziś kurier przyniósł mi dwie książki zamówione na niemieckim Amazonie (polecam - książki przychodzą bez dodatkowych kosztów - zamówione w piątek dostałem w poniedziałkowy poranek!). Pierwsza z nich to dla mnie prawdziwa księga czarodziejskich zaklęć - tomisko, które wypatrzyłem u Foylesa w Londynie, na które tam się nie mogłem zdecydować, a które w końcu kupiłem po powrocie. Napisze o nim kiedy indziej. Chodzi o monumentalną pracę pt. The Oxford Introduction to Proto-Indo-European and the Proto-Indo-European World. Tymczasem porwała mnie mniejsza książka - w polskim tłumaczeniu Sztuka Wymyślania Języka Davida J. Petersona. 

Peterson znany jest jako autor języka dothrakijskiego i wysoko-valyriańskiego z filmowego cyklu Gra o tron (HBO). Ten lingwista i twórca conlangów ma na swoim koncie również inne języki wykorzystane w różnych produkcjach filmowych. Dowiaduję się o nich, o ich użytkownikach, a także ciekawych systemach zapisu dopiero z tej książki. Słyszeliście kiedyś o shiväisith, castithan, irathient, indojisnen, kamakawi oraz væyne zaanics

Autor wpierw opisuje dzieje swojej pasji językotwóczej, a potem przybliża nam historię samego zjawiska conlangu zatrzymując się m.in. przy języku św. Hildegardy z Bingen, XV-wiecznym sztucznym języku balaibalan z Turcji, przy volapüku i esperanto, a wreszcie przy językach Tolkiena (str. 10) i innych autorów literatury fantastycznej. W końcu Peterson wskazuje moment, gdy narodziło się nowe zjawisko - wynajmowanie zawodowych lingwistów do tworzenia języków, które będą użyte w produkcjach filmowych. Chodzi o film Land of the Lost (1974) i język paku wymyślony przez lingwistkę Victorię Fromkin. Autor opisuje też hermetyczne środowisko twórców języków, conlangerów. Bardzo fajny jest opis zabawy zapoczątkowanej latem 1999 przez Irinę Rempt. Peterson nazywa ją relay - 'praca na zmianę'. Conlanger wymyśla język, tworzy w nim początek jakiejś opowieści, a potem kolejnemu lingwiście przesyła ten początek, słowniczek i gramatykę wymyślonego języka. Kolejna osoba musi zrozumieć tekst, a potem dopisać dalszy ciąg opowieści - i przekazać pracę kolejnemu conlangerowi. W czasie takiej pracy na zmianę można zauważyć, jak dany język zmienia się i rozwija.

6/2016 Apokryfy Nowego Testamentu.
Ewangelie apokryficzne
cz. 2

To drugi tom cyklu, który mnie prawdziwie zafascynował. Pierwsze, bardzo dokładne i świetnie zredagowane polskie wydanie wszelkich apokryfów dotyczących Nowego Testamentu. W cz. 1 czytałem z zaciekawieniem teksty z tradycji chrześcijańskiej, gnostyckiej (gnoza to w pierwszych wiekach największy wróg rodzącego się chrześcijaństwa), żydowskiej (straszne, bluźniercze teksty o Jezusie, które zaważyły na całe stulecia na wzajemnej nieufności między Kościołem i Synagogą), muzułmańskiej (w książce znajdują się wszystkie fragmenty Koranu o proroku Isa i jego matce Mariam). I tak jak cz. 1 skupiła się na ewangeliach dzieciństwa Jezusa, tak cz. 2. to głównie teksty o Męce i Zmartwychwstaniu Mesjasza, a także apokryficzne teksty o Wniebowzięciu Maryi. Świetne teksty tuż po moim powrocie z Izraela i Palestyny. Teksty, które są niezbędne w lepszym zrozumieniu na przykład ikonografii Kościoła greckiego (np. tematu ikon Anastasis i Wniebowzięcia). Ponieważ równolegle czytam kilka książek Roberta Gravesa (zacząłem od Herkulesa z mojej załogi, ale zaraz przeskoczyłem (bo ta pierwsza to trochę nuda) do Króla Jezusa, Mitów hebrajskich i Białej Boginii).

Co mnie szczególnie zainteresowało? Tzw. Cykl Piłata czyli wczesnochrześcijańskie teksty, który miały imitować raporty i listy Poncjusza Piłata. Bardzo polubiłem też opowieści o Zaśnięciu i Wniebowzięciu Maryi. Będę do nich na pewno wracał w sierpniowe święto.

Wielkie podziękowania dla grona redakcyjnego za przybliżenie tej nieznanej polskiemu czytelnikowi literatury. Ks. Marek Starowieyski daje nam wspaniały prezent. Teraz lektura tekstów kanonicznych, a szczególnie ikonografia wczesnochrześcijańska nabierają nowej głębi. 

Zamówiłem też książkę z najstarszymi relacjami z pielgrzymek do Jerozolimy (bo gorąco pragnę poznać tekst pielgrzymującej Egerii) i już niedługo uzupełnię swoją wiedzę o myśleniu i życiu pierwszych chrześcijan w Ziemi Świętej. Czeka też na mnie książka Henri Daniel-Ropsa pt. Życie w Palestynie w czasach Chrystusa. Mam też na warsztacie Wojnę żydowską Józefa Flawiusza (!). I czekam na ten film (polska premiera Zmartwychwstałego już 4 marca!):


niedziela, 21 lutego 2016

Anarcho-konserwatyzm

Porządki w Shire - rys. Inger Edelfeldt
 
«Moje poglądy polityczne coraz bardziej skłaniają się ku anarchii (w rozumieniu filozoficznym, w którym oznacza ona zniesienie wszelkiej kontroli, nie zaś mężczyzn z bokobrodami podkładających bomby) – lub ku monarchii „niekonstytucyjnej”. Aresztowałby każdego, kto używa słowa „państwo” (w jakimkolwiek innym znaczeniu niż nieożywione królestwo Anglii i jego mieszkańcy: rzecz pozbawiona władzy, praw, rozumu); a po daniu mu szansy odwołania swoich poglądów, gdyby okazał się uparty, straciłbym go.»

J.R.R. Tolkien, Listy

Polecam: Laissez Faire. Pismo Konserwatywno-Anarchistyczne, marzec 2007, temat "Tolkien"

Życie pośród bloków...


piątek, 19 lutego 2016

J.R.R. Tolkien, Noël

  Źródło wiadomości i zdjęć: The Tolkien Society website

Świat obiegła ostatnio informacja o "odkryciu" dwóch wierszy J.R.R. Tolkiena (patrz artykuł w Guardianie). Miały być one odnalezione w szkolnym roczniku z 1936, w magazynie Our Lady's School Abingdon w hrabstwie Oksford. Jest to raczej "ponowne odkrycie", bo wiersze były jednak znane biografom i badaczom tolkienowskim (o czym pisano ostatnio na liście dyskusyjnej mythsoc). Jeden z wierszy, The Shadow Man znalazł się w rozszerzonym wydaniu Adventures of Tom Bombadil (nowego brytyjskiego wydania Przygód Toma Bombadila z 2014). Dla nas tym bardziej ciekawy jest zatem drugi z wierszy - Noël (Boże Narodzenie). Sama szkoła katolicka w Abingdon prowadzona jest przez Siostry Miłosierdzia - z tym zakonem Tolkien był zaprzyjaźniony od czasów swojej hospitalizacji w czasie I wojny światowej. 

Wiersz Noël jest bardzo piękny, w rytmie znanym z innych poezji Tolkien (jest to elficki rym ann-thennath 'długie-krótkie'). Opowiada o Bożym Narodzeniu z pewnej ciekawej perspektywy - tak jakby z perspektywy Śródziemia, świata mrocznego i szarego, z ciemnej zimnej sali w pałacu pośród gór... Jest mowa o jakimś "władcy śniegów" w długim i wypłowiałym płaszczu. I nagle w tym smutnym świecie rodzi się Dziecię i słyszymy czysty śpiew Maryi. Ponieważ wiersz znika ze stron anglojęzycznych (pewnie jest jakaś interwencja Tolkien Society), mam odwagę opublikować go na moim tolkniętym blogu. I mam nadzieję, że ktoś przełoży go pięknie na język polski (patrzę tu z nadzieją na Adaneth).

J. R. R. Tolkien
NOEL


Grim was the world and grey last night:
The moon and stars were fled,
The hall was dark without song or light,
The fires were fallen dead.
The wind in the trees was like to the sea,
And over the mountains' teeth
It whistled bitter-cold and free,
As a sword leapt from its sheath.

The lord of snows upreared his head;
His mantle long and pale
Upon the bitter blast was spread
And hung o'er hill and dale.
The world was blind, the boughs were bent,
All ways and paths were wild:
Then the veil of cloud apart was rent,
And here was born a Child.

The ancient dome of heaven sheer
Was pricked with distant light;
A star came shining white and clear
Alone above the night.
In the dale of dark in that hour of birth
One voice on a sudden sang:
Then all the bells in Heaven and Earth
Together at midnight rang.

Mary sang in this world below:
They heard her song arise
O'er mist and over mountain snow
To the walls of Paradise,
And the tongue of many bells was stirred
in Heaven's towers to ring
When the voice of mortal maid was heard,
That was mother of Heaven's King.

Glad is the world and fair this night
With stars about its head,
And the hall is filled with laughter and light,
And fires are burning red.
The bells of Paradise now ring
With bells of Christendom,
And Gloria, Gloria we will sing
That God on earth is come. 

czwartek, 18 lutego 2016

Merton o sztuce

»Cała prawdziwa sztuka jest przypomnieniem i kontynuacją Apokalipsy św. Jana.«

Thomas Merton w liście do B. Pasternaka. Bardzo mi to przypomina wizję sztuki wg J.R.R. Tolkiena.

poniedziałek, 15 lutego 2016

Materializm

"(...) sztuka [współczesna, oparta na materializmie], która w impresjonizmie i ekspresjonizmie dotarła do granic możliwości postrzegania zmysłowego, staje się - dosłownie - bezprzedmiotowa. Staje się eksperymentowaniem ze stworzonymi przez człowieka światami, pustą "kreatywnością", która nie dostrzega już Creator Spiritus - stwórczego Ducha".

J. Ratzinger, "Duch liturgii", str. 148

Już wiem czemu pozostałem we współczesnym mitotwórstwie przy Tolkienie, Le Guin, Dukaju... Tam jest próba dotknięcia Tego, Co Nienazwane, Logosu wszechświata. Szukam czegoś takiego w "Grze o tron" - na razie widzę "eksperymentowanie ze stworzonym przez człowieka światem" :-)

Masoni w akcji

Jeden z najfajniejszych i... najkrótszych seriali telewizyjnych. "Vanished" mówił o spisku masonów. Zdjęto go (a właściwie brutalnie skrócono i strywializowano zakończenie) po protestach organizacji masońskich w USA, które poczuły się urażone...


Apokalipsa!

Wydaje mi się, że w 2016 jest znacznie więcej apokaliptycznego niepokoju niż na początku XXI wieku. Straszy się nas wojną na Bliskim Wschodzie, planami wojennymi Rosji/USA (niepotrzebne skreślić zgodnie ze swoimi poglądami), upadkiem Stolicy Piotrowej (wg przepowiedni św. Malachiasza obecny papież jest przedostatnim), katastrofą kosmiczną, a zapomina się, że zapowiedź ewangeliczna Dnia Pańskiego to z jednej stony zapowiedź najradośniejszego wydarzenia w skali kosmicznej - Ponownego Przyjścia Chrystusa, a z drugiej pewność, że ten Dzień przyjdzie "jak złodziej" - nikt się go nie będzie spodziewał. Może on nadejść dziś o 12.17, a może nadejść za milion trzysta tysiecy dwieście jedenaście lat...

Proszę nas nie straszyć, bo my, chrześcijanie, z radością czekamy na Dzień Pański! :-)

Fałszywy ascetyzm

Czy uświadamiamy sobie dziś to, że jedną z najbardziej charakterystycznych cech naszej cywilizacji jest dziś to, że... nie umiemy spontanicznie i radośnie świętować? Tłusty Czwartek? - ojoj, zjem, ale będę musiał zrzucać. Walentynki? - komercja, nie świętuję. Dzień Kobiet? - komunistyczny relikt. Nie mówię już o świętach chrześcijańskich... Boże Narodzenie? - jak przetrwać ten czas? Wielkanoc? - jestem zmęczona porządkami.

Boże, przytul i uzdrów ten rozpasany świat, w którym ludzie martwią się nie o to, żeby mieć co zjeść, tylko żeby nie zjeść za dużo. Żyjemy w niezdrowym, fałszywym ascetyzmie, który nie pozwala nam cieszyć się życiem, zdrowo i spontanicznie świętować naszą obecność w kosmosie.

piątek, 12 lutego 2016

5/2016
Adolf Hitler, Mein Kampf

Czytam teraz kilka książek na raz (dwie Gravesa - napiszę o nich później). Tymczasem wpadła mi w ręce książka, która w Europie na szczęście jest dziś prawie nie znana, nie może inspirować rzesz ludzkich w dobie problemów migracyjnych i demograficznych związanych z wojną w Syrii i niepokojami w Afryce Północnej. Mamy bowiem dziś problem z wojującym islamem, ale też ze wzrastającym w naszym sytym świecie antysemityzmem (europejskich muzułmanów przeciw Żydom i coraz większej liczby Europejczyków przeciw semickim, arabskim imigrantom). Ponieważ skończyło się w Niemczech embargo na wydawanie tej książki, ponieważ wydano właśnie w RFN wydanie krytyczne tej książki, postanowiłem przeczytać ją od deski do deski i spojrzeć na nią krytycznie. Interesuje mnie w tej lekturze pojęcie Boga u Adolfa Hitlera (bo do Boga Wszechmogącego w książce się odwołuje) i jego krytyka liberalnej demokracji.

Książka, która gdzieś tak zawieruszyła mi się na półce to polskie wydanie Mein Kampf Adolfa Hitlera z 1992 (Wydawnictwo Scripta Manent, Krosno). Jest to w zasadzie obszerny wybór z ciekawym tekstem "Od wydawcy". Czyta się tę "biblię narodowego socjalizmu" z ciekawością, ale też z wielkim trudem. Trud wynika z zawiłości stylu, pompatyczności, obfitości słów przy ubogości treści. Z drugiej strony taka lektura zdejmuje mityczną zasłonę - chodzi o mit zła - z tej centralnej w XX wieku postaci historycznej (stojącej tuż za Józefem Stalinem oraz Włodzimierzem Leninem - dwoma architektami jeszcze większego zła niż nazizm). Poznajemy Adolfa Hitlera jako człowieka z krwi i kości - mającego swoje marzenia, swoje strachy, swoje interesy i swoje obsesje. Czy jest to człowiek wierzący? Hitler od pierwszych stron swojej książki odwołuje się do idei Boga Wszechmogącego, ale z kontekstu wynika, że nie jest to Bóg Miłości, a raczej bezwzględna, bezlitosna Siła, która kieruje ewolucją gatunków i promuje silnych ponad słabymi (w rozdziale II pisze: "To daje mi przekonanie, że działam w imieniu Wszechmogącego Stwórcy"). Chrześcijaństwo interesuje Hitlera tylko jako skuteczna siła, która ma swoją doktrynę i wolę jej głoszenia na całym świecie - Hitlerowi imponuje w Kościele jego metodologia, ale zupełnie nie pociągają go treści przez Kościół głoszone. Duchowni są przydatni tylko wtedy, gdy wzmacniają poczucie jedności narodowej. 

Widać też tu jak teoria ewolucji potrafi zainspirować "religijnie" człowieka - wtedy darwinizm staje się ideologią nie tylko w odniesieniu do świata istot żywych, ale też w odniesieniach społecznych. Przyszły wódz III Rzeszy znalazłszy się (z marzeniem o studiach artystycznych) w wielonarodowym Wiedniu, będąc obywatelem decentralizującej się monarchii Habsburgów, którzy w XX w. promowali emancypację narodów słowiańskich - szczególnie Czechów - kipi gniewem. Boi się rozpadu świata, w którym prym wiedli politycy i urzędnicy pochodzenia niemieckiego. Boi się utraty znaczenia niemieckich Austriaków. I z tego strachu rodzi się narastający szowinizm. Hitler widzi też głównego winowajcę takiego stanu rzeczy. Oskarża inteligencję żydowską, polityków i dziennikarzy pochodzenia żydowskiego, o promowanie idei, które zdaniem Hitlera zniszczą tkankę jego ukochanego narodu, zdławią mitycznego germańskiego ducha. Te oskarżenia to nie tylko antyżydowskość czy antysyjonizm (przejawów antyjudaizmu u Hitlera nie widzę, bo nie widzę też u niego w ogóle żadnej szczerej postawy religijnej, postawy wyznawcy jakiegoś Absolutu i jakiejś Świętej Księgi), ale prawdziwy rasistowski antysemityzm oparty na płytkiej wiedzy o biologii i antropologii.

Z książki można się dowiedzieć o podstawowym lęku Hitlera, jakim była obawa przed utratą przez narody pochodzenia germańskiego wpływów na rzecz Słowian i Żydów. Widzimy też, że Hitler rzeczywiście wierzył w zagrożenie degeneracji rodzaju ludzkiego, związane z "mieszaniem się ras". Możemy tam wyczytać nadzieje, jakie wiązał Hitler z wymarzonym sojuszem z Wielką Brytanią, która miałaby zabezpieczać tyły Niemiec w ekspansji Niemców na wschodzie. Możemy się dowiedzieć, skąd u przyszłego Fühera plan kolonizacji na terenach Polski i dawnego Związku Sowieckiego - dostrzegał on znaczny przyrost naturalny narodu niemieckiego (pisze, że wynosi on za jego czasów 90 tys. obywateli każdego roku). Możemy też zobaczyć, jak Hitler łączył w swojej myśli politycznej postępy marksistów z kulturą żydowską (w jego wywodach anty-kulturą). Poznajemy polityka wielkoniemieckiego z początków XX w., który wpłynął na myśl młodego Adolfa Hitlera - Georga von Schönerera. Widzimy lewicową wrażliwość na problemy społeczne, swoisty lewicowy socjalizm - połączony jednak z darwinizmem społecznym opartym na swoiście interpretowanych danych dotyczących ewolucji gatunków, w tym gatunku człowieka, który w ideologii Hitlera dzieli się na różnorodne, nierówne, w różnym stopniu uzdolnione rasy.

Kilka myśli, które zapewne były atrakcyjne dla ludzi w latach 20. i 30, ale mogą też niestety przyciągnąć do idei narodowego socjalizmu ludzi dziś, na progu wielkich zmian demograficznych i politycznych w Europie:
"Większość nie może nigdy zastąpić jednostki. Większość jest nie tylko obrońcą głupoty, ale także tchórzliwej polityki i tak jak stu głupców nie może stać się jednym mądrym, tak i bohaterskiej decyzji nie może podjąć stu tchórzy" (str. 57 wyd. pol.)

"Celem obecnej demokracji nie jest ukształtowanie zgromadzenia mądrych ludzi, ale raczej zebranie tłumu, który jest do niczego nieprzydatny, który daje się łatwo prowadzić w określonym kierunku, szczególnie jeżeli inteligencja poszczególnych jednostek jest ograniczona" (str. 58) 

"Świat nie jest dla tchórzliwych narodów" (str. 60)

"Jeżeli przyjrzymy się przyczynom upadku Niemiec, ostatecznym i rozstrzygającym powodem okaże się brak zrozumienia problemów rasowych, a szczególnie zagrożenia żydowskiego" (str. 130)

"Pozyskanie ludzkich dusz może się zakończyć sukcesem tylko wtedy, gdy podczas prowadzenia walki o polityczne cele równocześnie zniszczymy tych, którzy się temu sprzeciwiają. Masy są częścią przyrody i nie muszą rozumieć wzajemnego uściśnięcia dłoni między ludźmi, którzy są w opozycji do siebie. Oni pragną zobaczyć zwycięstwo mocniejszego i zniszczenie słabszego." (str. 134)

"Przyszłość [naszego] ruchu zależy od fanatyzmu, a nawet nietolerancji" (str. 138)
 Na pewno interesująca, choć z perspektywy doświadczeń II wojny światowej dołująca, jest analiza II części książki, gdzie Hitler szczegółowo kreśli plan ruchu narodowosocjalistycznego, całą jego doktrynę polityczną, kulturową i rasową. Wszystkiemu przyświeca motto:
"Silny człowiek jest najmocniejszy, gdy działa sam"
 Dla nas niepokojący jest rozdział "Polityka wschodnia" (str. 255). Widać w nim program, który w okrutny i bezwzględny sposób był realizowany podczas ostatniej wojny światowej... Całość zamyka "Program NSDAP" - widzimy w nim podsumowanie poglądów Adolfa Hitlera, a także konkretny program działań, które przyniosły tyle cierpień i tyle śmierci...

Książka jest ważnym dokumentem. Ale obawiam się, że "uwolnienie" jej w tym roku spod cenzury spowoduje wzrost narodowosocjalistycznych sympatii w samych Niemczech i w innych krajach kontynentu. Bo Europa choruje. Brak jej duszy, odrzuciła już swoje chrześcijańskie dziedzictwo, a z drugiej strony porażkę ponosi polityka multikulturowości - ginie ona pod stopami setek tysięcy imigrantów z krajów Afryki Północnej i Bliskiego Wschodu. Dziś "Żydem" narodowych socjalistów staje się powoli "Arab".

czwartek, 11 lutego 2016

Nie bójcie się pielgrzymować do Ziemi Świętej!


Wróciłem szczęśliwie i już marzę o powrocie. Wydaje mi się, że moja pierwsza podróż do Izraela wiele lat temu, to był też pierwszy w życiu lot samolotem. Ileż to już było lotów od tamtego czasu... Wiemy, że na Bliskim Wschodzie jest napięta sytuacja polityczna. Media ciągle nas informują o zdarzeniach z frontu "wojny z terroryzmem". Tymczasem Izrael - świetnie zorganizowane i silne militarnie państwo, forpoczta naszej cywilizacji na Bliskim Wschodzie - dba o bezpieczeństwo turystów. Tak samo władze Autonomii Palestyńskiej. Wszystkim zależy na tym, żeby do Ziemi Świętej przybywało jak najwięcej turystów i pielgrzymów. Nie dajcie się zastraszyć terrorystom i mediom. 

Sama odprawa na lotnisku i lot nie są już tak uciążliwe, jak to było kilka lat temu. Mieliśmy dokładne kontrole, ale były one przeprowadzone z delikatnością. Są one w naszym własnym interesie. W drodze powrotnej, na lotnisku Ben Guriona pod Tel Awiwem obawiałem się reakcji służb na informację, że mieszkaliśmy w Betlejem, na terenie Autonomii Palestyńskiej. Okazało się, że prawdomówność i "mówienie jak jest" popłaca. Pięć lat temu skłamałem, powiedziałem, że nie byliśmy w Autonomii, sprawa wyszła i było trudno - miałem osobistą kontrolę, a moją grupę mocno przetrzepano. Teraz obyło się bez żadnych ale to żadnych nieprzyjemności. Wszystko poszło spokojnie (nie trzeba było nie tylko ściągać butów, ale nawet można było przejść przez bramkę z paskiem i zegarkiem! - to niebywałe). Gdy rozpakowałem bagaż w domu, znalazłem w torbie ładną ulotkę z informacją, że z uwagi na bezpieczeństwo lotu torba była otwierana, ale że wszystko odłożone jest na swoje miejsce. I że jeżeli mam jakieś uwagi, mogę zadzwonić albo napisać. Super kultura! (bo na przykład w czasie lotu do USA torbę otwarto bez naszej wiedzy - a do tego zniknęły mi z niej drogie RayBany...).

Odwiedzajcie Ziemię Świętą. Róbcie to dla naszych braci chrześcijan z Bliskiego Wschodu, bo oni potrzebują naszej obecności, naszej modlitwy, pamięci - a także odwiedzin w ich sklepach, hotelach, korzystania z ich usług.

Zapiski ze Świętej Ziemi

Zebrałem tutaj garść swoich refleksji z mojej pierwszej podróży w 2016, z pielgrzymki parafialnej do Izraela i Autonomii Palestyńskiej, czyli do Ziemi Świętej. Te krótkie teksty publikowałem na bieżąco podczas podróży na Facebooku.

Galeria zdjęć z pielgrzymki znajduje się tutaj.

(31 stycznia)
Dziś kierunek Bliski Wschód. O 3.30 w nocy będę już w Tell Avivie, a jutro Hajfa, Karmel i do hotelu w Nazarecie. Zaczynamy od Starego Testamentu, Eliasza, a potem zamieszkamy w mieście Świętej Rodziny...
(2 lutego)
Jeżeli Kościół to Nowy Izrael, to katolik jest Nowym Izraelitą? Czuję się w Izraelu jak u siebie

(...)
Dowiedziałem się czegoś nowego. Jeżeli w Izraelu lub Palestynie meczet ma złotą kopułę i zwieńczenie minaretu, to należy do radykalnych muzułmanów antyizraelskich. Ten złoty kolor ma przywodzić na myśl Kopułę na Skale w Jerozolimie. Czyli oznacza, że tacy muzułmanie dążą do tego, żeby Jerozolima była stolicą muzułmańskiej Palestyny a nie żydowskiego Izraela. Dużo tu złocistych kopuł...

(...)
Dobry dzień mija. Zakończył się ciekawym spotkaniem z chrześcijanami pochodzenia żydowskiego (18-latka, która przyjechała z Rosji. Za krzyżyk na szyi i wiarę chrześcijańską o mało nie ukamienowali jej koledzy ze szkoły) i palestyńskiego (dwaj mieszkańcy Nazaretu, którzy zmagają się z przemocą islamską). Od dziś będę mówił, że jestem Nazarejczykiem, bo tak po hebrajsku i arabsku określa się chrześcijan. I będę z dumą nosił swój krzyżyk, bo tutaj za jego noszenie można zapłacić cenę życia.

Doceniajmy że mieszkamy w spokojnej i dostatniej Polsce. Świat się radykalizuje. Chyba będzie gorzej i gorzej na Bliskim Wschodzie...

Z Hajfy kierowałem autem do Nazaretu. Niezwykłe przeżycie. Jeszcze nie kierowałem autem 120 km od bojowników ISIS.



 (3 lutego)
Apel do Was. Jeżeli wybieracie się do Izraela i Palestyny, dopilnujcie tego, żeby skorzystać tutaj z usług chrześcijan, a nie żydów albo muzułmanów. Z roku na rok w Ziemi Świętej jest mniej chrześcijan. Są między muzułmańskimi młotem i żydowskim kowadłem. Jest coraz gorzej. Korzystajcie zatem z chrześcijańskich biur, autokarów, hoteli, przewodników (tak jak robi to moje biuro), bo inaczej wspieracie albo budowę meczetów, albo często organizacje nacjonalistyczne żydowskie, które utrudniają życie żydowskim chrześcijanom (jest ich tu jawnie albo w ukryciu całkiem wielu, szczególnie w Hajfie).
Smutne, że za kilka srebrników, za jakieś marne 5 dolarów polscy duchowni organizatorzy pielgrzymek wolą żydowski hotel albo muzułmański autokar zamiast wesprzeć przedsiębiorców chrześcijańskich (palestyńskich lub żydowskich).
Odwiedzajcie Izrael i Palestynę! Nie trzeba się obawiać. Turyści i pielgrzymi mają tu świetne warunki, są tu mile widziani przez wszystkich. Gościnność bliskowschodnia jest przysłowiowa. Formalności na granicy są proste, nikt tu nas nie kontroluje, nie czuje się jakiejś napiętej sytuacji. A przybywając tu jako chrześcijańscy pielgrzymi dajemy wsparcie duchowe i materialne tutejszym chrześcijanom. Pamiętajmy, że po czasach Jezusa i Apostołów ta ziemia stała się chrześcijańska i była kolebką "Nazarejczyków" aż do niewoli muzułmańskiej i powrotu Żydów w XX w. Pamiętajcie o naszych braciach na Bliskim Wschodzie...
Serce boli, gdy pomyśli się, że jakieś 200-300 km stąd głodują i cierpią grozę śmierci nasi bracia pod jarzmem Daesh.
(4 lutego)
Byłem dziś w niezwykłym miejscu, które potrzebuje naszej pomocy! Sierociniec w Betlejem, za murem... Proszę, wpłać chociaż 5,- zł na to konto! PROSZĘ 

 (6 lutego)

Byłem w Pustym Grobie. Mesjasz prawdziwie zmartwychwstał, alleluja!
Doszliśmy dziś do wniosku z naszym księdzem, że pielgrzymka do Ziemi Świętej, do Jerozolimy, powinna być obowiązkowa w każdym polskim seminarium duchownym.

Kto zebrał wiatr w swoje garście?

"Kto wstąpił do nieba i zstąpił?
Kto zebrał wiatr w swoje garście?
Kto wody owinął płaszczem?
Kto krańce ziemi utworzył?
Jakie jest jego imię? - A jakie syna?
Wiadomo ci może?"

(Prz 30,4)
 

... czyli starotestamentowy dowód na to, że Mesjaszem jest Jeszua/Jezus, że jest on Bogiem, że zginie na krzyżu... Ciekawe, że ani Biblia Jerozolimska, ani Tysiąclatka nie pochylają się jakoś specjalnie nad tym ciekawym, enigmatycznym fragmentem. Dla mnie to takie miejsce w Biblii, w którym czuję ducha celtyckiej zagadkowości i poetyczności Północy... Oczywiście to zupełnie luźne skojarzenie.

Za ciekawego linka dziękuję naszemu przewodnikowi z Ziemi Świętej, Stanisławowi Lipnickiemu.

poniedziałek, 8 lutego 2016

4/2016
Kościół, Żydzi, Polska, ks. Waldemar Chrostowski

Ten wywiad-rzeka z człowiekiem mocno zaangażowanym (aż po zniechęcenie) w dialog polsko-żydowski i katolicko-judaistyczny wpadła mi w ręce tuż przed moim wylotem do Ziemi Świętej (gdzie byłem w dniach 1-7 lutego 2016). Wybitny biblista rozmawia ze znanymi publicystami, Grzegorzem Górnym i Rafałem Tichym o historii swojego zaangażowania w to, co miało być dialogiem, a okazało się - z chwalebnymi wyjątkami - inicjatywą jednostronną. Punkt dla strony polskiej i katolickiej. Minus dla środowisk żydowskich, które w świetle tej książki są przede wszystkim uprzedzone do tego, co jest sercem chrześcijaństwa - do osoby Jezusa Chrystusa, Jeszui Mesjasza. Książkę czyta się z wypiekami na twarzy, szczególnie, gdy rozmówca odsłania mało znane fakty, opisując kulisy różnych bulwersujących zdarzeń (np. sporu o Karmel w Oświęcimiu, sporu o Krzyż Papieski na Żwirowisku, negatywnej roli ludzi ze środowiska "Tygodnika Powszechnego"). To, co wydawało się ks. Chrostowskiemu drogą ku dobru, okazało się niestety bezdrożami i zawodem. 

Dla mnie najciekawsze w tej książce były następujące sprawy: uwaga księdza Chrostowskiego, że z tradycji żydowskiej moglibyśmy przejąć coś, co można by nazwać Świętem Boga Ojca. Brak u nas uroczystego uwielbienia Boga jako Stwórcy i dla dzieła stworzenia (można by wtedy dowartościować też naukowe spojrzenie na historię naturalną jako dzieło Boga). Brak w naszej pobożności eschatologii doczesnej (występującej w judaizmie) czyli dowartościowania życia i możliwości, jakie ono ze sobą niesie, o to by mając, bardziej być, by być tu i teraz. Zaskoczeniem były opisy dziełka znanego wielu wierzącym Żydom, które musi być obrazą dla chrześcijanina - chodzi o Toledoth Jeshu (patrz tutaj - a szczególnie opis tego tekstu w języku angielskim - tutaj). Zaskoczeniem były informacje o różnych prawie-magicznych przekleństwach i zaklęciach, które pojawiają się w myśli albo na ustach niejednego wierzącego Żyda, gdy słyszy imię Jezusa albo widzi krzyż (gdybym usłyszał o tym od osoby typu Grzegorza Brauna, to bym nie uwierzył - księdzu Chrostowskiemu wierzę). Bardzo ciekawy był wywód sprowadzający się do tego, że chrześcijanie mają obowiązek głosić Dobrą Nowinę wśród wyznających judaizm rabiniczny Żydów (wbrew oficjalnej linii Kościoła katolickiego dziś). Użyteczny jest też proponowany przez Chrostowskiego podział negatywnych postaw wobec Żydów na antyżydowskość, antyjudaizm, antysyjonizm i w końcu antysemityzm (który jest postawą rasistowską, prowadzącą do eksterminacji).

Ksiądz Chrostowski daje jednak nadzieję. Choć po lekturze książki wydaje się, że nie istnieje coś takiego jak dialog międzyreligijny, to jednak widać, że warto rozmawiać, warto się nawzajem poznawać, warto zwalczać w sobie i w swoim środowisku postawy szowinistyczne. Zarówno dzisiejszy judaizm rabiniczny jak i chrześcijaństwo mają swoje korzenie w judaizmie biblijnym (który zaczął zanikać wraz z powstaniem Kościoła - dzisiejszy judaizm rabiniczny jest w dużej mierze efektem przenikania do części społeczności żydowskiej w Palestynie i Diasporze postaw antychrystusowych i antychrześcijańskich). Judaizm biblijny jest punktem, w którym spotykamy się z dzisiejszymi Żydami.