poniedziałek, 8 sierpnia 2022

Omentielva Nertëa | dzień 4. (pod patronatem Vardy i Maryi)

Po zakończeniu konferencji zaprosiłem chętnych do mojego hobbickiego domostwa
Od lewej: za liśćmi Anders Stenström (Beregond), Johann Winge, Christopher Gilson, Francesco Veneziano, Miriam Mayburd, Łukasz Szkołuda (Orondil), Valeria Barouch, J. 'Mach' Wust and Jakob Teuber (Gilruin)
 

Niedziela zwieńczyła całe nasze Dziewiąte Spotkanie (quen. Omentielva Nertëa). To był piękny dzień, niewiele wykładów, ale szczególnie jeden odsłonił głębokie przyczyny tych naszych spotkań, rozświetlił ciemności naszego życia, jeżeli mogę tak górnolotnie napisać.

Do wieczora pracowałem nad moją prezentacją. Dziękuję za pomoc mojemu przyjacielowi, Maciejowi Garbowskiemu (Araelowi). Jak pamiętacie, pierwszego dnia opowiadałam na rozpoczęcie konferencji o tym; jakie były związki Tolkiena z Polakami i Polską (patrz dzień 1.). Organizatorzy zdecydowali, że będę też mówił prawie na zakończenie naszego Omentielva. Jak się okazało, mój wykład był całkiem niezłym wprowadzeniem w to, co stało się kulminacją całego 4-dniowego spotkania - w prezentację przez redaktora Parma Eldalamberon, Christophera Gilsona, nieznanego wcześniej tekstu hymnu do Vardy (Elbereth) w języku sindarińskim, quenejskim i po łacinie.

W niedzielę wstałem wcześnie, zjadłem śniadanie i z duszą na ramieniu ruszyłem do Katowic. Pozostali uczestnicy konferencji już czekali i w naszej Sali Bursztynowej (jaka adekwatna nazwa dla konferencji na temat lingwistycznej twórczości pisarza, którego przodkowie pochodzili z bursztynowych wybrzeży Bałtyku! - przypadek?) przygotowaliśmy rzutnik, laptop. Oto pierwsza plansza mojej prezentacji:

Mój slajd nr 1

Opowiedziałem o znaczeniu modlitwy, czyli wzniesienia naszego umysłu ku Bogu, żeby Go adorować, dziękować Mu i prosić Go w naszych potrzebach. Pokazałem, jak modlitwa przenika ludzkie kultury od zarania i jak jest obecna w świecie Ardy. Następnie na przykładzie quenejskich katolickich modlitw Tolkiena z Vinyar Tengwar nr 43 i 44 pokazałem dwie rzeczy: jak katolicka wiara Tolkiena wpłynęła na jego mitologię oraz jaki potem miało to wpływ na język quenya/sindarin, w których mitologiczne pojęcia elfickie posłużyły do przełożenia Ojcze nasz albo Chwała na wysokości Bogu. Zwróciłem uwagę, że proszenie Boga, adorowanie go oraz dziękczynienie Mu to treść trzech dorocznych świąt Númenoru: Erukyermë 'prośba do Boga', Erulaitalë 'adorowanie Boga', Eruhantalë 'dziękczynienie Bogu'. Zwróciłem też uwagę, jak święta te przypominają biblijny judaizm z jego Trzema Pielgrzymkami (Shalosh Regalim, שלוש רגלים) do Świątyni Jerozolimskiej na "Górze Morii" - na wiosenną Paschę, letnie Szawuot oraz jesienne Sukkot. Pokazałem, jak język przeniknięty jest mitologiami, religijnymi wyobrażeniami użytkowników języka oraz jak czytanie mitów pomaga nam odnowić zachwyt różnymi pojęciami i zjawiskami, które pod zasłoną codzienności zdają nam się wyświechtane i szaro-zwyczajne. Bardzo się ucieszyłem, bo zadano mi dużo ciekawych pytań i ogólnie miałem wrażenie, że dotknąłem w tym odczycie czegoś istotnego, co siłą rzeczy dociera do serca każdego czytelnika, który chce zgłębić literaturę Tolkiena. Przy okazji pokazałem uczestnikom konferencji zamówione przeze mnie u Kasiopei grafiki (Gandalfa oraz Milczącej ceremonii). Za pytania dziękuję szczególnie Beregondowi i Lokŷtowi. Zadałem też pracę domową, żeby uczestnicy przełożyli na quenya fragment z Władcy Pierścieni, gdy Faramir mówi o milczącej ceremonii Dúnedainów. Ciekawe czy ktoś podejmie się tego wyzwania. Moje wystąpienie będzie opublikowane w Arda Philology.

Mój slajd nr 5

I nadeszła godzina 9.30. Zaczęło się wystąpienie naszego gościa honorowego, Christophera Gilsona pt. “Queen of Heaven”: A Trilingual Prayer to Varda by J.R.R. Tolkien (pol. '"Królowa Niebios": trójjęzyczna modlitwa do Vardy autorstwa J. R. R. Tolkiena'). Poproszono nas o wyłączenie telefonów, aparatów, odłożenie długopisów i piór. Pełne top secret, żadnych notatek! Nie lubię takich sytuacji, bo to trochę jak wsączenie trucizny zazdrości w życie naszego małego fandomu. Od wczoraj jestem uprzywilejowany wobec osób, które nie były na konferencji, bo poznałem przepiękne teksty Tolkiena w kompletnych językach elfickich z ok. 1966 r. Cierpię, bo nie mogę się tym z Wami podzielić. A było to prawdziwe objawienie, coś cudownego i pięknego. Za kilka lat zapewne poznacie te teksty w czasopiśmie Parma Eldalamberon albo Vinyar Tengwar. Modlitwa w sindarinie, języku quenejskim i po łacinie przypomina antyfony maryjne (np. Regina cœli) i w zasadzie można by zmienić imię Vardy w imię Maryi, a mielibyśmy całkiem ortodoksyjne prośby do Matki Bożej. W modlitwach tych Elbereth, miłą Bogu Jedynemu, łaskawą i miłosierną, nadzieję mieszkańców Śródziemia, prosi się w cieniu strachu przed śmiercią o jej światło w ciemności naszych serc. Mamy przepiękne słownictwo, kilka ciekawych rozwiązań gramatycznych, a teksty łacińskie (bo są dwie łacińskie modlitwy) zachwycają katolickie serce.

Matka Boża ze swoim Synem w kościele św. Józefa w Katowicach-Załężu

Po emocjonującej prezentacji Gilsona dostaliśmy czas wolny. Szybko ruszyłem z Beregondem (Andersem Stenströmem) do pobliskiego kościoła św. Józefa na Mszę świętą. Anders jest bardzo pobożnym chrześcijaninem. Ten wybitny członek fandomu tolkienowskiego, organizator naszych konferencji nosi na piersi duży krzyż, nie wstydzi się wiary. Pochodzi ze Szwecji i jest aktywnym członkiem swojej rady parafialnej w zborze luterańskim. Śmialiśmy się, że jest bardziej ortodoksyjny od niejednego szwedzkiego katolika (tam niestety też docierają zgubne modernistyczne prądy). Bardzo mu się podobało na naszej Liturgii. Miał po mszy kilka ciekawych pytań. Wróciliśmy do sali konferencyjnej i tam powtórzyłem wcześniejsze zaproszenie do mojego domu. Część uczestników konferencji musiała jechać na lotnisko, ale ci, którzy zostali, po lunchu i po zakończeniu konferencji postanowili do mnie zawitać. 

Wróciłem do domu, żeby upiec ciasteczka i przygotować dom na przywitanie gości. Wróciłem na godzinę 14.00, żeby wziąć udział w sesji zamykającej Omentielva. Tam ogłoszono nam też, że jak Eru da, kolejne spotkanie w 2024 odbędzie się we Francji - albo w Prowansji, albo w Normandii/Bretanii (co byście woleli? Ja najbardziej Bretanię!). Za cztery lata chcemy zorganizować spotkanie w USA, w Milwaukee.

I tu zaczęła się jakże miła dla mnie część dnia. Zabrałem autem Christophera Gilsona, Beregonda i Valerię Barouch do Sosnowca, a po drodze pokazałem im ciekawe miejsca w Katowicach i Szopienicach (m.in. świetny układ architektoniczny naszego katowickiego Spodka oraz zbudowanego niedawno wysokościowca .KTW, którzy wygląda tak, jakby jego elementy przesunął zlatujący z przestrzeni kosmicznej statek międzygwiezdny). Reszta osób - sześciu lingwistów - dotarła do mnie tramwajem. Oczywiście najpierw wszystkich przyciągnął mój "tolkienowski pokój" z biblioteczką, która - jak się okazało - była miejscami bardzo dla gości interesująca. Christophera Gilsona zainteresowały też moje książki historyczne i lingwistyczne (mam dużą kolekcję poświęconą Wędrówkom Ludów, wczesnym Germanom, Słowianom i Bałtom) W czasie spotkania Beregond śpiewał nam maryjne antyfony łacińskie (zwracam uwagę, że jest on luteraninem! - tak działa Tolkien), Christopher wspominał początki jego czasopism lingwistycznych, śmialiśmy się z fajnych żartów i opowiastek Valerii, oglądaliśmy nasze polskie fanziny z lat 80. i 90., dyskutowaliśmy o tłumaczeniu Tolkiena (czy dobre są przekłady a la Łoziński, na przykład), posłuchaliśmy trochę mojego języka mhrask z Netflixa (patrz tutaj). Czas mijał nam przecudnie. Ch. Gilson i Beregond oraz pozostali uczestnicy spotkania zostawili mi swoje autografy, ja Gilsonowi podarowałem kopie odkrytych przeze mnie listów Tolkiena (patrz tutaj i tutaj) oraz herb Tolkiena z Biblioteki Bodlejskiej (patrz tutaj).

A potem poszliśmy na dworzec i zakończyliśmy dzień w Cafe Kattowitz, pijąc pyszne trunki i zajadając się śląską roladą, modrą kapustą i kluskami, które nazywamy tutaj, na Śląsku, gumiklejzy. Towarzyszył nam Elficki Łabądek Alqua (tutaj jest jego fanpage - proszę o polubienia!). Smutno było się potem żegnać. Zakończyliśmy naszą tolkienowską niedzielę około godziny 22.00.

[Post scriptum: Tak działa #TrueTolkien - dziś Christopher Gilson oraz Anders Stenström (Beregond) są na wycieczce do Częstochowy, bo chcieli obaj odwiedzić Jasną Górę i sanktuarium naszej Vardy... to znaczy Matki Bożej. Pokażę Wam w związku z tym kawałek z listu Tolkiena do prof. Mroczkowskiego, w którym Profesor dziękuje za kartkę, którą dostał od przyjaciela z Jasnej Góry. Jest sierpień - może i Was zainspiruje ta relacja i odwiedzicie Jasną Górę?]


2 komentarze:

  1. Niesamowite. Pochodzę z Częstochowy i zawsze zastanawiałem się, czy Tolkien kiedykolwiek słyszał o tym wspaniałym miejscu jakim niewątpliwie jest Jasna Góra. Każdego dnia dowiaduję się czegoś nowego o Profesorze. Wspaniałe. Dziękuję bardzo za Twoją ciężką pracę i poświęcenie przy blogu! Jest źródłem wielu moich inspiracji!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo bardzo Ci dziękuję i cieszę się, że blog na coś się przydaje. Uzupełniłem trochę relację z soboty i niedzieli. Pozdrowienia! :)

      Usuń