niedziela, 21 września 2014

Capoeira jako duchowe zagrożenie?

Nazywam się Viajante. Długo zbierałem się do napisania tego tekstu. Chcę w kilku słowach odnieść się do pytań (czasem wręcz zarzutów) dotyczących stylu walki capoeiry jako zagrożenia duchowego. Myślę, że w Polsce temat pojawił się na wokandzie od czasu, gdy nasz szlachetny styl walki na liście zagrożeń duchowych umieściło kilka serwisów internetowych, a potem tekst o "niebezpieczeństwach" capoeiry pojawił się w czasopiśmie Egzorcysta (źródło).

Mam ten zaszczyt i wielką przyjemność uprawiać capoeirę i praktykować związany z nią styl życia od przeszło trzech lat. Wspaniały czas, spotkanie z niezwykłymi ludźmi i wszechstronnie rozwijającym sportem oraz poznawanie swoich możliwości i swoich ograniczeń. Owocne trzy lata. A i kolejne miesiące zapowiadają się ekscytująco. Oprócz stylu walki poznajemy też język portugalski, uczymy się śpiewać, poprawiamy umiejętności gry na trzech instrumentach muzycznych, tańczymy sambę. Capoeira przyciąga dobrych, uczynnych, serdecznych i bardzo pracowitych ludzi. Zobaczcie jak to wygląda (pozwalam sobie zaprezentować Wam najnowszy film naszych przepięknych capoeiristek z aglomeracji Silesia i jej okolic):


 Made by Capoeira Feminina

Nasza capoeira to tzw. capoeira moderna. Ta współczesna forma traktuje sztukę walki jako sport, a nie pradawny afrobrazylijski rytuał. Moja szkoła capoeiry, Iandê Capoeira Polonia, nie odwołuje się do żadnych elementów synkretycznego kultu candomblé, który z pewnością może się wydać komuś "zagrożeniem duchowym" (mnie samemu również). Capoeira w naszej szkole to czysty sport. Nasze pieśni zostały dobrane w taki sposób, żeby nie było w nich odniesień do bóstw Orixá - tam jest tylko Deus - Bóg. Na stronach naszej szkoły piszemy:
W naszych  priorytetami są: technika i profesjonalizm. W ćwiczeniach dążymy do perfekcji a każdy ruch musi być wykonywany dokładnie i z dbałością o szczegóły. Podczas treningu i gry capoeira kierujemy się zasadą, że lepiej jest wykonywać dwa, trzy ruchy perfekcyjnie niż siedem, osiem niedokładnie i bez dbałości o styl. Ponadto podczas ćwiczeń należy dążyć do tego, aby cały czas pracować nad poprawą już posiadanych umiejętności. Profesjonalizm oznacza dla nas kompetencje nauczycieli w szkoleniu, ale także podejście alunos do treningów. Razem ćwicząc, wszyscy ponosimy odpowiedzialność za rozwój i poziom grupy. Capoeira postrzegamy jako nierozerwalną całość, wymagając znajomości wszystkich jej aspektów, choć oczywiście z uwzględnieniem indywidualnych preferencji i zdolności każdego z ćwiczących. W codziennych kontaktach kierujemy się zasadą otwartości na innych ludzi oraz przyjaźni i wzajemnej pomocy zarówno podczas treningu jak i poza salą.
Jeżeli komuś nie wystarczą takie wyjaśnienia, odwołam się do następujących analogii (mam nadzieję, że nie zostaną one uznane przez moich Czytelników za zbyt naiwne). W czasach antycznego pogaństwa Grecy i Rzymianie używali liter swoich alfabetów do czczenia bogów, do pisania wróżb, do rzucania klątw. Teoretycznie można by było powiedzieć, że litery stały się nieczyste - a jednak żydzi i chrześcijanie przejęli te alfabety, nie wymyślali nowych, biblijnych, a właśnie wpierw alfabetem greckim spisali grecki Stary (żydowska Septuaginta), a potem Nowy Testament (chrześcijanie). W końcu Hieronim zapisał też Biblię alfabetem łacińskim (łacińska Wulgata) - literami i mową, którymi równocześnie w świecie pogańskim czczono politeistycznych bogów i oskarżano uczniów Chrystusa. Litery ludów pogańskich zostały schrystianizowane i posłużyły do przekazywania nowych, zbawiennych treści.

Przykład drugi. Nie mamy większych problemów z igrzyskami olimpijskimi. Czasopismo Egzorcysta nie wydało specjalnego numeru o zagrożeniach duchowych związanych z ostatnią olimpiadą. A przecież igrzyska takie były kiedyś świętem i sportowo-poetyckim festynem na cześć Zeusa Olimpijskiego (i innych bogów Olimpu). Pierwsi chrześcijanie grecko-rzymskie bóstwa nazywali wprost demonami. Nie obawiamy się dzisiejszych igrzysk, bo wiemy, że nie zawierają one antychrześcijańskich treści, że nie służą oddawaniu czci demonom, prawda? Podobnie jest z capoeirą w Polsce - wszędzie tam, gdzie uprawia się ją w jej współczesnej formie moderna. Jednocześnie praktykujący, wierzący gorąco chrześcijanin, który ćwiczy capoeirę, wprowadza ten sport do swojego chrześcijańskiego życia, chrystianizuje ją na swój użytek. I tak ma być...

I oczywiście jeżeli jesteś rodzicem młodego capoeiristy albo sam chcesz zapisać się do jakiejś szkoły capoeiry, dla spokoju sumienia sprawdź jakie wartości są praktykowane w twojej grupie. Jeżeli obawiasz się, że ślady kultu candomblé zagrażają Twojej relacji z Bogiem, nie wchodź w to. Pamiętaj też jednak te słowa naszego Pana:
Nie rozumiecie, że wszystko, co wchodzi do ust, do żołądka idzie i wydala się na zewnątrz. Lecz to, co z ust wychodzi, pochodzi z serca, i to czyni człowieka nieczystym. Z serca bowiem pochodzą złe myśli, zabójstwa, cudzołóstwa, czyny nierządne, kradzieże, fałszywe świadectwa, przekleństwa. To właśnie czyni człowieka nieczystym. To zaś, że się je nie umytymi rękami, nie czyni człowieka nieczystym (Ewangelia wg św. Mateusza 15, 17-20)
 Jeżeli w dzisiejszych polskich warunkach mamy naprawdę szukać zagrożeń duchowych, rozejrzyjmy się za sytuacjami, gdy zazdrościmy, pożądamy ludzi i przedmiotów, obmawiamy innych ludzi, źle im życzymy - to są prawdziwe zagrożenia duchowe, to są sytuacje, które naprawdę oddalają nas od Boga.

Miało być w kilku słowach i nie udało się...

sobota, 20 września 2014

Germańska zagadka

Kto zgadnie, co to jest? Who can guess what it is?
ᛜᛜᛜ᛫ᛖᚲ᛫ᛒᛁᛊᛟᚻᛏᛟ᛫ᚹᚢᛚᚠᚨᚻᚨᚱᛃᚨ᛫ᚹᚢᚱᛗᛁᚻᚨᚱᛃᚨᚻᚹ᛫ᚦᚨᚱ᛫ᚹᛁᚷᚨ᛫ᚢᚠᛏᚨ᛫ᛞᚨᚢᛒᛟᛞᛖ᛫ᚻᚹᚨᚾᚾᛖ᛫ᚷᚢᛏᚨᚾᚨᛞᚱᚢᚻᛏᛁᛉ᛫ᛁᚾᛁ᛫ᚹᚻᛊᛚᚨᚹᛁᛞᛁᚹᛁ᛫ᚹᚨᛉ᛫ᛗᛁᛞᛁ᛫ᛖᛉᛟ᛫ᛊᚨᚱᛈᚨᛁᛗᛁᛉ᛫ᚻᛖᚱᚢᛗᛁᛉ᛫ᛖᛉᛟ᛫ᚨᛚᛞᚨᚾᛟ᛫ᚨᚦᚨᛚᚨᛊᛏᛟᛚᚨ᛫ᚹᚨᚱᛃᚨᚾᚨ᛫ᛗᛟᛏᚢᚾ᛫ᚷᚨᚷᛁᚾᚾ᛫ᚨᛏᛏᛁᛚᚨᛊ᛫ᛚᛁᚢᛞᛁᛗᚨᛉ᛫ᛜᛜᛜ

Ek bisōhtō Wulfaharją Wurmiharjąhw; þar wīgą ufta daubōdē hwannē Gutanadruhtiz ini Wihslawidiwi (waz), midi ezô skarpaimiz herumiz ezô aldanō aþalastōlą warjaną mōtun gaginn Attilas liudimaz.
(tłum./translated by Anulaibaz Gautafriþuz)


Lewisowskie gryzmołki

Absolutna rewelacja! W skarbnicy YouTube'a znalazłem ostatnio bardzo sprawnie zrobione animacje, które ilustrują kluczowe teksty C. S. Lewisa o wierze i moralności. Do tego mamy tam już dwa odcinki Listów starego diabła do młodego! Kanał nazywa się C. S. Lewis Doodles ('Gryzmoły C. S. Lewisa'), a jego autorem jest artysta i chrześcijanin, który kryje się pod pseudonimem 'playmobible'. Filmów jest na razie trzynaście. Szkoda, że nie ma do nich polskich napisów (a można by je zrobić, bo animowane teksty są w książkach tłumaczonych na nasz Easterlingish). Zaczniemy od wizyty w pubie 'Eagle and Child'?


Tao Władcy Pierścieni

Była kiedyś taka moda, żeby klasyczne dzieła literatury zachodniej analizować z punktu widzenia filozofii Dalekiego Wschodu (pamiętacie Tao Kubusia Puchatka albo Te Prosiaczka?). Gdy odkryłem książkę C. S. Lewisa pt. Koniec człowieczeństwa, odważyłem się za moim ulubionym pisarzem chrześcijańskim częściej korzystać z terminu Tao. U Lewisa Tao to uniwersalne prawo moralne. Wiemy też jednak, że Tao w myśli taoistycznej to dużo więcej niż prawo naturalne. Dla Ursuli Le Guin, dzięki której po raz pierwszy usłyszałem o Tao, najważniejsze w tej filozofii/religii jest to, co próbuje opisać Lao-Tsy:
Mądre dusze nie gromadzą;
im więcej robią dla innych, tym więcej mają,
im więcej dają, tym są bogatsze.


(Lao-Tsy, Tao Te King, napisała na nowo Ursula Le Guin, str. 107)
Wiecie, że czytam ostatnio Władcę Pierścieni dzień po dniu (więcej o tym tutaj). Dziś (Monday, Halimath 26, 1618) czterej hobbici wkroczyli do Starego Lasu i spotkali Toma Bombadila. I właśnie przy okazji tego spotkania pomyślało mi się, jak wiele Tao jest w tym właśnie fragmencie. Tom Bombadil nie pasuje do świata przedstawionego. Dostał się do niego z pokoju dziecinnego małych Tolkieniątek (miały taką holenderską lalkę, którą nazwały Bombadilem i która wyglądała dokładnie jak Iarwain Ben-adar z Władcy) i z wiersza Tolkiena o przygodach Toma, który ukazał się w oksfordzkiej prasie w 1934. Jest Tom Bombadil takim elementem systemu, który występuje praktycznie w każdym systemie - elementem zupełnie niepasującym do układanki (bo że Tom Bombadil to nie jest Bóg/Eru, Vala, Maia, elf itd. to już wiemy od samego Tolkiena). Elementem niesystemowym, a może nawet trochę antysystemowym. On nie ma żadnej historii w Śródziemiu - nie ma więc ojca, dlatego Elfy nazywają go w sindarinie pen-adar 'bez-ojca'. Nie jest ani stary, ani młody, dlatego mówią na niego Iarwain (iar-gwain 'stary-młody'). W jednym z listów pisze Tolkien, że Tom Bombadil 'jest' - on wybiera 'być', a nie 'mieć' i to jest istota jego osobowości. Jest idealnym uczniem Tao!
Jest Panem w szczególny sposób: nie kierują nim obawy, nie ma pragnień posiadania albo władzy (...).
Czyli jest panem samego siebie. A reszta niech pozostanie milczeniem. Tom jest Tajemnicą...

Przy okazji zapraszam Was do lektury mojego starego tekstu, wymagającego dziś (gdy trochę więcej za mną lektur i doświadczeń) pewnych poprawek. Może kiedyś... Ale fajnie by było, gdyby ten tekst kogoś zainspirował do dalszych przemyśleń. Jest to artykuł pt. ‘Pozostawali oni pod Prawem…’. Etyka i moralność ludów Śródziemia (Simbelmynë nr 28, 2008) - kliknij (plik pdf, 100 KB)

Pauline Baynes, ilustracja do Przygód Toma Bombadila

piątek, 19 września 2014

Minimalizm po polsku

«Minimalizm nie polega na leczeniu frustracji związanej z nieposiadaniem czy posiadaniem mniej niż inni, na tłumaczeniu sobie, że choć nie mogę mieć tyle, ile chcę, to całkiem mi z tym dobrze, bo jestem minimalistką. Minimalizm rozprawia się z tą frustracją inaczej: zamiast ja leczyć, pomaga się jej pozbyć dzięki zmianie sposobu patrzenia na świat. Pomaga przestać oceniać rzeczywistość w kategoriach posiadania, a zacząć widzieć ją w kategoriach bycia i przeżywania. Nie trzeba odrzucać pracy, konsumpcji i tych wszystkich drobiazgów, które składają się na nasze dni. Wystarczy nauczyć się układać te puzzle w ładniejszą układankę niż do tej pory. Bez rewolucyjnych zmian. Bez radykalizmu. Bez popadania w skrajności, rzucania pracy, wprowadzania się na odludzie, pozbywania się całego dobytku. Małymi krokami przez codzienne decyzje poprawiać jakość swojej egzystencji. Pomimo bagażu długów i niefortunnych decyzji, niemal dożywotniego związku z kredytodawcą, upierdliwego szefa i nawracających migren nauczyć się cieszyć życiem takim, jakie jest. Tam, gdzie jest. Na Śląsku czy na Lubelszczyźnie, w Nowej Hucie czy Wólce Dolnej, w Pacanowie czy Kłaju.»

Więcej tutaj.

czwartek, 18 września 2014

Nai eleni siluvar mettanna tielyo!

Takie piękne elfickie pozdrowienie:
May the stars shine upon the end of your road!
Słowa Gildora Ingloriona, Noldora z Rodu Finarfina, wypowiedziane na zakończenie mądrej nocnej rozmowy z Frodem, synem Droga; w pewną wrześniową noc - odpowiednik zbliżającej się nocy w naszym świecie (o co chodzi wyjaśniam we wpisie na Elendilionie). Jestem właśnie w trakcie świetnego (i mam nadzieję owocnego) eksperymentu czytelniczego - czytam Władcę Pierścieni dzień po dniu, przeżywając przygody i śledząc rozmowy głównych bohaterów epopei w podobnych porach, przy podobnym świetle i zapachach przyrody. Jednym słowem jestem w Śródziemiu live. Dzisiaj mamy 18 września 2014, co jeśli chodzi o daty kalendarzowe nie jest 18 września w Śródziemiu, a raczej 24 września (bo tak Tolkien tłumaczy hobbicką nazwę miesiąca, który zgodnie z zasadami przekładu nazywa się w Shire halimath).

Podoba mi się pewne zdanie, które odkryłem dzisiaj we wspomnianym fragmencie Drużyny Pierścienia (na dziś przypadają strony 106-122 w wydaniach Muzy, w tłum. M. Skibniewskiej). Gdy Frodo mówi, że martwi go sytuacja, gdy jego własna ojczyzna przestaje być miejscem przytulnym i bezpiecznym, mądry Elf odpowiada:
Ten kraj nie jest twój własny. Inne plemię mieszkało tu, nim się zjawili hobbici, inne też będzie tutaj żyło, gdy hobbitów zabraknie. Otacza cię szeroki świat: możesz się w nim zamknąć, lecz nie uda ci się od niego na zawsze odgrodzić.
Świetne! Taka szeroka perspektywa - jak w słowach, które cytowałem wiele wpisów niżej, w Liście Diogeneta:
Mieszkają [chrześcijanie] każdy we własnej ojczyźnie, lecz niby obcy przybysze. Podejmują wszystkie obowiązki jak obywatele i znoszą wszystkie ciężary jak cudzoziemcy. Każda ziemia obca jest im ojczyzną i każda ojczyzna ziemią obcą.
Gildor, a jego ustami sam autor przypomina nam, że jesteśmy w tym świecie wędrowcami, że tutaj liczy się raczej droga i jej cel, a nie miejsce, w którym przyszło nam żyć. I oczywiście trzeba troszczyć się o naszą małą albo wielką ojczyznę, ale niechaj ona nie staje się Ojczyzną przez duże "O", gdyż ta jest poza kręgami tego świata. Nai eleni siluvar mettanna tielvo! 'Niech gwiazdy świecą u kresu naszej drogi!' (zajmuję się właśnie tłumaczeniami quenejskimi dla mojego kochanego artysty, Toma Lobacka, więc ten krótki przekład przyszedł mi z łatwością).

I jeszcze kilka skrzydlatych słów z tej nocy:
 - Elfowie rzadko udzielają nieopatrznych rad, bo rada to niebezpieczny podarunek, nawet między Mędrcami, a każda może poniewczasie okazać się zła (...).
- Skąd mam zaczerpnąć odwagi? - spytał Frodo (...).
- Odwagę można znaleźć w najmniej spodziewanych miejscach - rzekł Gildor. - Bądź dobrej myśli.
 

niedziela, 14 września 2014

Inspirowany Islandią


Znalazłem dziś na Vimeo świetne wideo... I przypomniała mi się jedna z najbardziej pamiętnych wypraw, która na pewno jakoś tam zmieniła mnie (każda podróż zmienia, ale ta była szczególna). Ciągle wracają obrazy z Islandii w snach (ostatnio przypomniało mi się wszystko przy okazji oglądania jednego z moich filmów roku 2014 - Sekretnego życia Waltera Mitty). W pewnym internetowym miejscu jest mój dziennik z podróży do Islandii i na Wyspy Owcze. Może komuś chce się to przeczytać (odwiedzam tam wszystkie miejsca, które "występują" w filmiku Inspired by Iceland)? Zapraszam w podróż w czasie do roku 2007 - tutaj.

O sobie na blogu Andrzeja Fiderkiewicza

Obraz, który mnie szczególnie inspiruje (vide blog A. Fiderkiewicza)

Znamy się (ale niestety tylko internetowo) od wielu lat. Andrzej Fiderkiewicz (znany jako Studyta) zawsze inspiruje mnie swoimi blogowymi wpisami, a również niejednokrotnie zachęcał mnie osobiście do kontynuowania mojego własnego bloga. Zapraszam na bloga, na którym znajdziecie i ciekawą propozycję lektur, i głębokie przemyślenia, i mnóstwo mnóstwo ciekawych kwestii do własnych przemyśleń. Właśnie trwa tam serial ankiet, w których Andrzej zadał swoim znajomym i przyjaciołom 10 pytań. Miałem zaszczyt być również do niej zaproszonym. Oto moje odpowiedzi (trafiła mi się "trzynastka").  

poniedziałek, 8 września 2014

Niech nie dręczą cię twoje braki!

Dopóki się skrycie uwielbiamy, nasze braki nie przestają nas dręczyć poczuciem rzekomego upośledzenia. Ale kiedy zaczniemy żyć dla innych, przekonamy się stopniowo, że nikt nie spodziewa się po nas, żebyśmy byli "jako bogowie". Zobaczymy, że - tak jak wszyscy - mamy naturę ludzką, a więc jej słabości i braki, i że te nasze ograniczenia grają bardzo ważną rolę w naszym życiu. Bo właśnie z ich powodu potrzebujemy innych ludzi, a oni nas (...).
Thomas Merton, Nikt nie jest samotną wyspą, str. 16.


sobota, 6 września 2014

Ewolucjonizm to kreacja



Św. Jan Paweł II w katechezie z 16 kwietnia 1986 roku:
"(...) z punktu widzenia nauki wiary nie widać trudności, gdy chodzi o uzgodnienie z ewolucjonizmem problemu pochodzenia człowieka co do ciała (...). Ta sama nauka wiary niezmiennie utrzymuje, że duchowa dusza ludzka została stworzona bezpośrednio przez Boga. (...). Ciało ludzkie, pozostające w ustalonym przez Stwórcę porządku sił witalnych, mogło się stopniowo ukształtować z istniejącej uprzednio materii ożywionej. Natomiast materia nie jest sama z siebie zdolna wyłonić duchowej duszy, która stanowi ostatecznie o «uczłowieczeniu»"
P.S. Jestem zwolennikiem teorii ewolucji w jej kreacyjnej postaci, czyli uważam, że Bóg podtrzymuje w istnieniu i stwarza świat snując rzeczywistość na matematycznej kanwie, posługując się ewolucją, mutacjami, przypadkiem... I uważam, że co do ciała pochodzimy od "wodnej małpy" (patrz tutaj). 

P.P.S. Bardzo przypadł mi kiedyś do gustu ten opis ewolucji biologicznej człowieka, który znalazłem u jednego z Inklingów, u C. S. Lewisa (C. S. Lewis Problem cierpienia w tłum. Tadeusza Szafrańskiego (Wydawnictwo Areopag 1996):
Nie wiemy, co dokładnie się stało, gdy upadek ten nastąpił: jeżeli wolno jednak się domyślać, proponuję następujący obraz - pewien mit w sensie sokratycznym, opowieść o cechach prawdopodobieństwa (...)   
1. Zanim powstał człowiek.
Przez długie wieki Bóg doskonalił zwierzęcą istotę, która miała stać się przekazicielem człowieczeństwa i obrazem Jego samego. Obdarzył ją rękami, u których kciuk mógł współpracować z każdym z palców, szczękami, zębami oraz krtanią zdolną do artykułowania dźwięków, a także mózgiem wystarczająco złożonym, by mógł realizować wszelkie materialne inicjatywy, będące przejawem myśli racjonalnej. Istota ta mogła istnieć w tym stanie przez całe wieki [raczej miliony lat - G.], zanim stała się człowiekiem; mogła nawet być dostatecznie zdolna, by wyrabiać przedmioty, które współczesny archeolog [raczej paleontolog - G.] gotów jest uznać za przejawy jej człowieczeństwa. Była ona jednak tylko zwierzęciem, ponieważ wszystkie jej fizyczne i psychiczne procesy ukierunkowane były na cele czysto materialne i naturalne.   
2. Powstanie człowieka.
Następnie w pełni czasu, Bóg obdarzył ów organizm - zarówno w sferze psychologii, jak fizjologii - nowym rodzajem świadomości, dzięki której istota ta mogła powiedzieć "ja" i "mnie", potrafiła spojrzeć na siebie jak na obiekt, znała Boga, była zdolna wydać osąd na temat prawdy, piękna oraz dobra i do tego stopnia umiała wznieść się ponad swój czas, że mogła dostrzec jego upływ.
3. Kondycja ludzka przed Upadkiem - najpiękniejsza część Lewisowego opisu:
Ta nowa świadomość rządziła całym organizmem i oświecała go, napełniając każdą jego cząstkę światłem, i nie była, tak jak nasza, ograniczona do wyboru ruchów, zachodzących tylko w jednej części organizmu, a mianowicie w mózgu. Wówczas cały człowiek był świadomością. Współcześni wyznawcy jogi twierdzą - zgodnie z prawdą lub nie - że sprawują kontrolę nad wszystkimi tymi funkcjami, które według nas są niemal od nas niezależne, jak trawienie i obieg krwi.   
Tu następuje opis, który mnie skojarzył się we fragmentach z Tolkienowskimi elfami. Ciekawe, czy Wam też? Lewis i Tolkien mogli dyskutować na temat kondycji Prarodziców podczas spotkań Inklingów i być może stąd podobieństwa. Oto tekst Lewisa:   
Władzę tę pierwszy człowiek posiadał w obfitości. Jego procesy organiczne słuchały prawa jego własnej woli, a nie prawa natury. Jego organy wysyłały bodźce pożądania do centrum osądu i woli nie dlatego, że musiały, lecz dlatego, że on tego chciał. Sen oznaczał dla niego nie odrętwienie, w które my popadamy, lecz chciany i świadomy odpoczynek - czuwał, by zażywać później przyjemności i spełniać obowiązek snu. Ponieważ procesy rozkładu i odbudowy jego tkanek przebiegały równie świadomie i były posłuszne jego woli, można z powodzeniem zakładać, że mógł także decydować o długości swego życia.

Panując całkowicie nad sobą, podporządkował sobie zarazem wszystkie niższe formy życia, z którymi się zetknął. (...) Przebywający w raju człowiek korzystał z tej władzy w obfitości. Dawne wyobrażenia na temat dzikich zwierząt igrających przed Adamem i łaszących się do niego mogą nie być jedynie symboliczne. Także i dziś więcej zwierząt, niż można by się spodziewać, gotowych jest uwielbiać człowieka, jeżeli dostarczy się im do tego odpowiedniej sposobności; człowiek stworzony został bowiem po to, żeby być kapłanem, a nawet w pewnym sensie Chrystusem zwierząt - pośrednikiem, dzięki któremu pojmują one o tyle Bożą wspaniałość, o ile pozwala im na to ich nierozumna natura.

A Bóg nie był dla takiego człowieka śliską równią pochyłą [nawiązanie do wcześniejszych partii książki, gdzie Lewis pisał o naszej nieustannej tendencji do zdradzania Boga, swoistej "równi pochyłej", która jest owocem Upadku - G.]. Nowa świadomość została stworzona po to, by mogła opierać się na swoim Stwórcy, i tak też się stało. Niezależnie od tego, jak bogate i zróżnicowane były doświadczenia człowieka z innymi ludźmi (czy z drugim człowiekiem), jeśli chodzi o miłosierdzie, przyjaźń czy miłość seksualną, a także z dzikimi zwierzętami, z otaczającym go światem, zrazu uważanym za piękny i straszny zarazem, Bóg pojawił się jako pierwszy w swej miłości i swych myślach, bez żadnych bolesnych prób. W doskonałym ruchu cyklicznym, bytowaniu, władza i radość zstąpiły od Boga do człowieka w postaci daru i powróciły od człowieka do Boga w formie miłości opartej na posłuszeństwie i pełnym zachwytu uwielbieniu; w tym też sensie, choć nie we wszystkim, człowiek był wówczas prawdziwym Synem Bożym, prototypem Chrystusa, w sposób doskonały korzystającym w radości i całkowitej swobodzie ze wszystkich zdolności i wszystkich zmysłów owego synowskiego samooddania się, które nasz Pan powtórzył w agonii na krzyżu.   
 Potem następuje fragment, w którym Lewis pisze o tym, jak my dziś odbieralibyśmy Prarodzica, gdyby stanął na naszej drodze:
Jestem pewien, że gdyby rajski człowiek mógł pojawić się wśród nas, uznalibyśmy go za istotę całkowicie dziką, którą należy wykorzystać, a w najlepszym razie się nią opiekować. Tylko nieliczni, najświętsi spośród nas, spojrzeliby jeszcze raz na nagie, owłosione i powoli mówiące stworzenie, ale po chwili upadliby mu do stóp.   
4. Upadek Pierwszych Ludzi:
Nie wiemy, ile takich stworzeń Bóg powołał do życia, ani jak długo przebywały one w raju. Ale wcześniej czy później nastąpił upadek. Ktoś czy coś podszepnęło im, że mogą stać się jako bogowie - że mogą przestać ukierunkowywać swe życie na swego Stwórcę i traktować swe wszystkie radości jako nie objęte przymierzem dobrodziejstwa, jako "przypadki" (w sensie logicznym), które pojawiły się w okresie życia ukierunkowanego nie na owe przyjemności, lecz na wielbienie Boga. (...) pragnęli się usamodzielnić, zatroszczyć o własną przyszłość, planować swoją przyjemność i swe bezpieczeństwo, posiadać swoje meum ['moje' - G.], z którego niewątpliwie płaciliby Bogu należny Mu trybut w formie poświęconego Mu czasu, troski, miłości, a które to meum byłoby ich, a nie Jego. (...) Oznaczało to jednak życie w kłamstwie, ponieważ nasze dusze nie są w istocie naszą własnością. Chcieli mieć własny zakątek we wszechświecie, z którego mogliby powiedzieć do Boga: "To jest nasza sprawa, nie Twoja". Nie istnieje jednak żaden taki zakątek. (...)   
O naturze pierwszego grzechu, grzechu pierworodnego Lewis pisze tak:   
Ten akt samowoli ze strony stworzenia, wprowadzający całkowity fałsz do jego prawdziwej sytuacji istoty stworzonej, jest jedynym grzechem, który można traktować jako upadek człowieka. Trudność związana z pierwszym grzechem polega na tym, że musiał on być wykątkowo ohydny, inaczej jego konsekwencje nie byłyby tak straszne, a jednak musiało to być coś, co istota wolna od pokus upadłego człowieka mogła popełnić. Odwrócenie się od Boga ku sobie spełnia oba warunki. Jest to grzech możliwy nawet dla człowieka z raju (...).
5. Skutki Upadku.
Aż do tego momentu duch ludzki całkowicie kontrolował ludzki organizm. Niewątpliwie spodziewał się, że zachowa tę kontrolę, gdy przestanie być posłuszny Bogu. Ale jego władza nad organizmem była władzą udzieloną mu przez Boga, którą utracił, gdy przestał być Jego pełnomocnikiem. Odciąwszy się, tak jak to potrafił, od źródła swego bytu, odciął się zarazem od źródła władzy. (...) Wątpię, czy byłoby wewnętrznie możliwe dla Boga nadal rządzić organizmem człowieka za pośrednictwem ludzkiego ducha, skoro ów duch się przeciwko Niemu zbuntował. W każdym razie nie uczynił tego. Zaczął rządzić organizmem człowieka w sposób bardziej zewnętrzny, nie za pomocą praw ducha, lecz za pomocą praw natury*. Tak więc organy człowieka, nie rządzone już jego wolą, podpadają pod kontrolę zwykłych praw biochemicznych i cierpią wszystko, co działanie owych praw może przynieść w postaci bólu, starości lub śmierci. A w umyśle człowieka zaczynają się pojawiać pragnienia nie dyktowane przez rozum, lecz wywołane przez biochemiczne czy zewnętrzne fakty. Zaś sam umysł człowieka podlega psychologicznym prawom skojarzeń i im podobnym, które Bóg stworzył, by rządziły psychologią wyższych antropoidów. Wola, porwana falą samej natury, nie ma innych możliwości, jak tylko odepchnąć pewne nowe myśli i pragnienia, zaś ci nowi buntownicy stają się, jak to dziś wiemy, podświadomością. Proces ten przebiegał, jak sądzę, równolegle do samego zepsucia, jak to może obecnie się zdarzyć z poszczególnymi ludźmi; była to utrata statusu jako gatunku. Tym, co człowiek utracił w wyniku upadku, była jego pierwotna, specyficzna natura. "Z prochu powstałeś i w proch się obrócisz". Całemu organizmowi, który dawniej podporządkowany był duchowemu życiu człowieka, pozwolono powrócić do warunków naturalnych, z których wyniósł go Bóg w chwili stworzenia - tak jak dużo wcześniej w dziejach stworzenia Bóg wyniósł życie roślinne, tak, że stało się przekazicielem cech zwierzęcych, proces chemiczny, by był przekazicielem życia wegetatywnego, a proces fizyczny, by był przekazicielem procesu chemicznego. Tak więc duch ludzki, który kiedyś był panem ludzkiej natury, stał się lokatorem w swym własnym domu, a nawet więźniem; rozumna świadomość stała się tym, czym jest dziś - kapryśnym reflektorem oświetlającym malutką cząstkę poruszeń mózgowych. Ale to ograniczenie władz ducha było mniejszym złem niż skażenie samego ducha. Odwrócił się on od Boga i stał się swym własnym idolem, tak że chociaż mógł nadal zwrócić się ku Bogu, mógł tego dokonać jedynie dzięki bolesnemu wysiłkowi, a jego inklinacje było skierowane ku sobie. Stąd duma i ambicja, pragnienie, by wydać się miłym we własnych oczach, chęć uciskania i upokarzania wszystkich rywali, zazdrość, nieustanne poszukiwanie coraz większego bezpieczeństwa - stały się obecnie postawami, które najłatwiej było przyjąć. Duch ludzki był nie tylko słabym, ale także złym władcą swej natury. (...)

Kondycja ta została przekazana na zasadzie dziedziczności wszystkim późniejszym pokoleniom. Nie było to bowiem jedynie tym, co biologowie nazywają nabytą dewiacją. Było to wyłonienie się nowego typu człowieka; nowy gatunek, nigdy nie stworzony przez Boga, włączył się do istnienia poprzez grzech (...).
* Jest to rozwinięcie koncepcji prawa Richarda Hookera. Nieposłuszeństwo wobec właściwego prawa (to znaczy prawa, które Bóg stwarza dla takich istot jak ty) oznacza, że człowiek stanie się posłuszny jednemu z niższych praw Bożych: np. jeżeli idąc śliskim chodnikiem nie zachowamy prawa roztropności, nagle staniemy się posłuszni prawu grawitacji.