|
(znalezione dzięki pomocy Troelsa Forchhammera z Tolkien Society) |
Według prof. Verlyn Flieger do Tolkiena pasują liczne etykietki, jakie sprawiedliwie lub zgoła bezrozumnie nadaje współczesny świat. Oto te etykietki:
mediewista, modernista, postmodernista, rojalista, faszysta, mizogin, feminista, rasista, egalitarysta, romantyk, realista, optymista, pesymista. Pasują do niego określenia homofobiczny, homosocjalny*, radykalny, konserwatywny, apologeta chrześcijański, apologeta pogański, katolik, który wierzy w baśnie, monarchista, który wywyższa małych i niepozornych ludzi, torys ze skłonnością do anarchizmu...
Kilka tych etykietek jest moim zdaniem celnych (bardzo mi się podoba "monarchista, który wywyższa małych i niepozornych ludzi" oraz "torys ze skłonnością do anarchizmu"). Wykluczyłbym jednak stanowczo "faszystę", "mizogina", "feministę", "rasistę" i "homofoba".
Myślę, że to duży problem dla współczesnych zachodnich towarzystw tolkienowskich, gdzie coraz częściej słyszymy, że
"Tolkien nie był rasistą/homofobem/itp. w kontekście jego własnych czasów i kultury, ale jeżeli dziś ktoś chce dzielić i popularyzować jego poglądy, ten zasługuje prawdopodobnie na etykietę rasisty/homofoba/itp."
(autentyczne słowa z rozmowy z osobą reprezentującą ważne towarzystwo tolkienowskie). Gdzie indziej można się dowiedzieć, że
"jeżeli Tolkien przyjmował nauki Kościoła swoich czasów, to można powiedzieć, że tak - że dziś byłby homofobem"
(słowa bardzo prominentnego aktywisty tolkienowskiego w rozmowie).
Dlatego też organizacje typu Tolkien Society w swoich statutach podkreślają, że nie promują światopoglądu Profesora Tolkiena, a ich celem jest tylko promowanie określonych form badań tolkienowskich oraz edukacja społeczna na temat życia i twórczości J. R. R. Tolkiena. Czy jednak promując twórczość i listy Tolkiena, nie promują jednak jego poglądów? A zatem tego, co dziś poprawnościowy-politycznie świat nazywa faszyzmem, homofobią, antyfeminizmem, rasizmem?
Przecież Tolkien popierał w wojnie domowej w Hiszpanii Generała Franco (pisałem o tym
tutaj: Tolkien i "faszyści"). Przecież Tolkien był wiernym synem Kościoła katolickiego, z którego doktryną możemy się zapoznać choćby we współczesnym Tolkienowi
Katechizmie św. Piusa X, a tam są jednoznaczne słowa np. o etyce seksualnej, o grzechu aktywnego homoseksualizmu itd. Przecież Tolkien jest autorem takiego na przykład listu nr 43, który tak bardzo nie pasuje dzisiejszym feministkom (
przeczytaj go na moim blogu).
Jesteśmy w pułapce, bo polemizując, odnosząc się do zarzutów, zaczynamy mówić językiem współczesnej krytyki lewicowej (i używamy nie naszych terminów jak "homofob" itp.).
Czasem myślę też, że rzeczone towarzystwa tolkienowskie zastawiają pułapkę, do której same wpadną. Myślę sobie, że wielu dzisiejszych aktywistów tolkienowskich, którzy mylą tolkienistykę z ideologią Antify, których cenzorskie nożyce wycinają niepoprawne głosy (jestem tego ofiarą - o czym pisałem
tutaj; ostatnio też jestem zbanowanym członkiem jednego z towarzystw), za jakiś czas kajać się będzie, że promowali książki "faszysty", "mizogina", "homofoba"... To tak, jakby niektórzy administrowali masą upadłościową.
Ale nie traćmy nadziei. Warto promować tolkienistykę pozytywną, tolkienistykę przepełnioną wartościami drogimi Profesorowi, który pisał przecież (patrz
tutaj):
Actually I am a Christian, and indeed a Roman Catholic, so that I do not
expect 'history' to be anything but a 'long defeat' – though it contains (and in a legend may contain
more clearly and movingly) some samples or glimpses of final victory.
Tak się składa, że jestem chrześcijaninem, a właściwie
rzymskim katolikiem, więc nie spodziewam się, żeby "historia" była czymś innym niż
"długotrwałą porażką" - chociaż zawiera ona (a w legendzie może to robić
wyraźniej i w sposób bardziej poruszający) pewne próbki czy przebłyski ostatecznego zwycięstwa.
________________
* Skłonność do przyjaźni tylko w obrębie tej samej płci.