wtorek, 18 maja 2021

J. R. R. Tolkien, "Król Sheave"

Sheaf, or Shield Sheafing, 
can actually be made out as one 
 of the remote ancestors of the present Queen
 
J. R. R. Tolkien, "The Lost Road" (HoMe V)
 
 
Fragment tekstu Tolkiena z Notion Club Papers (cytat z "Zapisków Klubu Mniemań" w Simbelmynë w tłumaczeniu Joanny Drzewowskiej, "Adaneth"; fragment HoMe IX). O bohaterze tego opowiadania pisałem już tutaj. Przypominam go w związku z finalizacją badań genetycznych Tolkienów (wyniki poznamy latem 2021). A jako ilustrację przedstawiam fragment komiksu o Thorgalu. Ja Tolkiena poznałem trochę przez Thorgala, bo komiksy były u mnie przed książkami, a gdy spotkałem Tolkiena, uderzyło mnie to, że znam już przecież Gandalfa - okazało się, że innego Gandalfa...

J. R. R. Tolkien

 

KRÓL SHEAVE


W dawnych dniach się zdarzyło, że z głębin Oceanu przypłynął okręt ku siedzibom Longobardów, którzy zamieszkiwali wyspy na północy. Okręt zbudowano z lśniącego drewna, a nie miał on wioseł ani masztów, lecz unosił się na wodzie, płynąc na wschód. Za nim, rozpalając płomieniem bezbarwną wodę, zachodziło słońce. Obudził się wiatr. Gdzieś poza granicami świata wspinały się z wolna w górę ołowiane chmury, rozciągając szeroko szare skrzydła, nachylone nad ziemią jak mocarne orły, zwiastuni złych nowin szybujący gdzieś na wschód. 

 

Zdumiewali się ludzie, stojący we mgle ciemnych wysepek, w głębinach czasu. Nie znali oni, co śmiech, nie wiedzieli, co światło ani co mądrość. Panował nad nimi cień, a zło zamieszkiwało urwiste góry wznoszące się za nimi, srogie i pozbawione życia. Wschód był pogrążony w ciemnościach. 

 

A okręt, który przypłynął do brzegu, lśnił blaskiem. Unoszony na falach, wpłynął na plażę, gdzie spoczął wśród piasku i żwiru. Słońce zaszło, chmury zakryły zziębłe niebo. Ludzie o sercach wypełnionych smutkiem pospieszyli na plażę, ku bezbarwnym wodom, w poszukiwaniu łodzi, co wciąż lśniła w szarości zmroku. Zajrzeli do środka – a tam, śpiąc, leżał chłopiec o pięknym obliczu i miłym dla oka wyglądzie. Oddychał spokojnie, a jego krucze włosy, przepasane złotem, odbijały czernią od białej skóry. Drewno, z którego zbudowano statek, pokrywały rzeźby i złocenia. Obok chłopca w złotym naczyniu stała woda, dalej, przy jego ręce, leżała złota harfa o srebrnych strunach. Głowę oparł o snop zboża, który także lśnił delikatnym blaskiem, jak lśni blade złoto z dalekich krain, położonych na zachód od Angol. I zdumiewali się ludzie. 

 

Przyciągnęli łódź i przywiązali wysoko, poza zasięgiem fal, a potem na rękach przenieśli cały jej ładunek. Chłopiec spał. Razem z posłaniem zanieśli go między swe czarne, ponure domy, w mroczną krainę między pustkowiem a morzem. Ponad domami wznosiła się tam drewniana hala, pusta i zapomniana. Stała tak już długi czas, nie znając żadnego gwaru, nie widząc światła – czy to nocą, czy za dnia. Tam go położyli do snu w ciemności i pustce, zamknęli drzwi i postawili straż. Mijała noc, potem – jak zawsze na ziemi – wczesnym świtem obudził się nowy dzień. Otwarto drzwi i ludzie weszli do hali, i stanęli w zdumieniu, napełnieni podziwem i strachem. W domu nie było nikogo. Hala była pusta. Ani śladu po leżącym na podłodze człowieku – tylko w kurzu przy opuszczonym posłaniu stało złote naczynie po wodzie, próżne już i suche. Gość odszedł. 

 

Zasmucili się. Szukali go z żalem, aż z niebieskich wzgórz wzeszło słońce, przynosząc światło do ludzkich domostw. Spojrzeli wzwyż – a tam, wysoko, na zszarzałym, bezdrzewnym pagórku zalśnił blask złota. Tam stał ten, którego szukali – z głową podniesioną, z rozpuszczonymi na wietrze włosami. Spod jego rąk płynęły dźwięki harfy, u stóp jego leżał bladozłoty snop zboża. Potem czystym głosem zaśpiewał pieśń – słodką, nieziemską, dziwnie mieszając muzykę ze słowami w nieznanej mowie. Stały milczące drzewa, a ludzie zamarli w zdumieniu, nasłuchując. 

 

Środkowa Ziemia od wielu wieków, od dni swej młodości nie znała pieśni ni pieśniarza, oczy śmiertelników nie widziały tak pięknego widoku jak ten – w owej zapomnianej krainie smutku, gdzie lud nie miał nad sobą pana ani króla, ani Wielkiej Rady, a rządził nimi jedynie zimny strach, co pochodził z bezludzia, czarny cień, który mieszkał po wzgórzach i po zszarzałych lasach, a ich panem było Przerażenie. Długo czekała w ciszy pusta królewska hala, ciemna, cicha, zapomniana, opuszczona, bez ognia, bez uczty. 

 

Wybiegli ludzie ze swych ciemnych domów, otwarli drzwi, rozgrodzili wrota. Budziła się radość. Tłumnie pospieszyli ku wzgórzu i podnosząc głowy, spojrzeli na swego gościa. I skłonili się przed nim siwobrodzi mężowie, błogosławiąc go, iż przybył za ich dni, by przynieść uleczenie. Witali go młodzieńcy i dziewczęta, kobiety i dzieci. A on, skończywszy pieśń, spoglądał na nich w milczeniu. Obwołali go swoim władcą, uczynili go swym królem, ukoronowali wieńcem ze złotej pszenicy. Bielą lśnił jego królewski płaszcz, a harfa była mu berłem. W jego domu zapłonął ogień, odbywały się uczty, tam zamieszkała mądrość, a nie miał przystępu strach. I tak dożył wieku męskiego, w potędze i chwale. 

 

Nazwano go imieniem Sheave – Snop, który przywiózł im okręt, a imię to stało się odtąd sławne w krainach Północy, brzmiące w pieśniach. Prawdziwe jego imię pozostało tajemnicą – ukryte imię w nieznanej mowie jakiegoś dalekiego kraju, gdzie na zachodzie zapadające się morze obmywa brzeg lądu, gdzieś poza szlakami ludzkich wędrówek, odkąd upadł świat. Zapomniano słowo, zagubiono imię. 

 

Wspomógł ich w potrzebie, przywrócił dawno zapomniane prawa, nauczył ich słów mądrości i piękna – za czasów króla Sheava ich język dojrzał, zrodził muzykę i pieśń. On im odsłaniał sekrety i wyjaśniał runy. On rozdawał bogate dary, nagrodę za trud, a z ziemi wzrosły bogactwo i dostatek. Mężczyźni zaorali akry ziemi, wiosną zasiali zboże w wielkiej obfitości, by we żniwa zebrać do spichrzów złoty plon, pożytek dla ludzi. W tym czasie zszarzały las cofnął się aż w ciemne góry, podniósł się cień, a tam, gdzie niegdyś były pustkowia, na wietrze szumiały lśniące zboża, podnosiły się srebrne kłosy pszenicy i kwitły drzewa. 

 

Z drewna budowano hale i domy, a z kamienia wysokie, strome wieże o złotych dachach, które wznosząc się, strzegły miasta. W królewskim dworze, także zbudowanym z drewna, rzeźbami pokryto ściany. Na zwisających ku ziemi zasłonach wymalowano postacie o pięknych barwach, lśniące srebrem, złotem i szkarłatem, by opowiadały o obcych krainach, jeśli patrzący miał mądrość, by w myśli przywołać legendę. U jego tronu mężowie szukali rady i pociechy, uleczenia i sprawiedliwego sądu. Ręką hojną rozdawał dary i rosła jego chwała. Sława jego niosła się daleko nad bezbarwną wodą, przez krainy Północy – echem pieśni o królu Sheavie, potężnym królu światła.

 

(...) Siedmiu synów spłodził król Sheave, ojciec książąt, mąż wielkiej mądrości i mocy, i wielkiego serca. Z jego rodu pochodzi siedmiu królów, jak uczą nas pieśni. Zanim w Dawnych Latach zmienił się świat, rządzili oni na ziemi, zakładali i nazywali królestwa Północy, i strzegli swego ludu. Tych spłodził Sheave: morskich Dunów i Gotów, Szwedów i Lud Północy, Franków i Fryzów, lud wyspiarski, lud miecza, Saksonów, Szwabów, Anglów i Longobardów, którzy dawno temu, daleko za Mircwudu zdobyli potężne królestwo w ziemi Walów, gdzie w Italii królował Ælfwine, syn Éadwina. Lecz wszystko to przeminęło!

 

Grzegorz Rosiński, "Thogral | Gwiezdne dziecko" (tom 7.)

Pamiętajmy też, że Longobardowie ruszyli na południe znad bałtyckich brzegów. Z Bałtykiem wiążą się też losy praprzodków rodziny Tolkienów...



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz