poniedziałek, 20 kwietnia 2020

List Tolkiena
do córki Profesora Mroczkowskiego (ok. 1969)


"Kompleks Atlantydy..." - rys. Ryszard "Galadorn" Derdziński
Odkrycie nowego listu Profesora Tolkiena! Ojciec Anicet Gruszczyński, który tego odkrycia dokonał, wynotował z tekstu Przemysława Mroczkowskiego, Uczoność i wyobraźnia w Oxfordzie (Tygodnik Powszechny, 1973 nr 40, s. 7.) niezwykły list, którego nie ma w zdobytym przeze mnie ostatnio zbiorze dziesięciu listów do Profesora Mroczkowskiego (i nie jest on znany z oficjalnego zbioru Listów w wyborze Carpentera). Jest to fragment listu Tolkiena do córki Prof. Mroczkowskiego, pani Marii Anuncjaty Mroczkowskiej-Gardziel z czasów, gdy pisała ona pracę magisterską (dostała go. ok. 1969 roku). List był bardzo nieczytelny i rodzina Mroczkowskich poprosiła o transkrypcję na maszynie znajomą z Londynu.

Tłumaczony jest z języka angielskiego przez samego Przemysława Mroczkowskiego (wdarły się w jego tłumaczenie błędy: zamiast Atlandydy jest Attyli, zamiast Númenoru jest Numenora). Jak napisał mi Ojciec Anicet: "List jest dobry. Genialna jest ta wzmianka o tym, że od 7 czy 8 roku życia [Tolkien] interesował się elfami i orkami. To koresponduje z myślą z On Fairy-stories (którą często podkreśla Flieger), iż źródłem Tolkiena nie była wojna; ona tylko "przyspieszyła wzrost" tego, co już w nim się kotłowało. Ale nigdzie w pismach Tolkiena nie ma wzmianki, która by się z tą równała". Ważna jest też bardzo osobista wzmianka o "kompleksie Atlandydy" (zob. tutaj):

[ok. 1969 r.]

Nie lubię, gdy o mnie piszą i uważam to za przedwczesne. A już najmniej mogę akceptować, gdy mnie analizują. Podzielam zdanie Gandalfa (Lord of the Rings, t. I, s. 272): »Ten, kto rozbija jakąś rzecz, by się dowiedzieć, czym ona jest, zeszedł ze ścieżki mądrości«.


[…]

Użyte przez Panią wyrażenie o przetrawieniu (digested) jest trafne i ukazuje od razu niemożliwość wykonania takiego zadania (i jego, sądzę, bezpożyteczność). W każdym razie nie jest to zadanie, w którym ja mógłbym dopomóc. Jest to coś jak zastosowanie płukania żołądka do kogoś, komu smakował dobry obiad! Nie przyświecał mi zgoła żaden uświadomiony cel w pisaniu, prócz zamiaru opowiedzenia historii o zwartym, jednolitym planie i atmosferze, której zbiorcze wrażenie w czytaniu byłoby jednorodne. W rodzaju, który mi najbardziej odpowiada. Co do tego ostatniego, nie mogę powiedzieć nic konkretniejszego, jak nazwać go »europejskim« widzianym od pewnej określonej strony: od północo-zachodu. Ale na pewno nie zamierzyłem tego (przynajmniej świadomie) jako summy kultury angielskiej, ani zbadania jej korzeni. Nie mam umysłu analitycznego ni alegorycznego. Toteż konstruując wyobrażoną kulturę i okres historyczny musiałem ukazać, że mają one (w tym samym układzie) głębokie historyczne korzenie, które zresztą są tylko zarysowane.


Nie wzorowałem świadomie mojego pisania na żadnych »gatunkach« literackich: wiele elementów można by przypisać rozmaitym gatunkom. Gdybym był przymuszony, by umieścić moją historię w jakiejś kategorii, nazwałbym ją (i nazwałem) bohaterskim romansem.


Nawołuję do ostrożności w sprawie „źródeł”. Wciąż mi mówią o moich własnych źródłach (krytycy i inni). Często są to rzeczy, których nigdy nie czytałem i nie chcę czytać. Wygląda, że nikt jakby nie mógł zrozumieć, iż coś potrafi się pojawić w czymś innym bez żadnego innego związku prócz tego, że jedno i drugie jest częścią ludzkich przeżyć i tradycji. Można wywołać wyobraźnią głos rogu nie czytając »Pieśni o Rolandzie«, itd. itd.


[…]


list Pani skłonił mnie do sięgnięcia myślą wstecz i zdaję sobie sprawę, że (by nie sięgać do szumnych zwrotów), urodziłem się, by napisać ten cały historio-mit (wszyscy się rodzimy, by dokonać czegoś osobistego – indywidualnego). Odkąd sięgnę pamięcią (w dziedzinie procesów myślowych), tj. od siódmego lub ósmego roku życia, uświadamiam sobie dwa zainteresowania dominujące nad wszystkim innym: elfy i orki. W tym jest zarodek „Pana Pierścieni” etc. Zbierałem i magazynowałem na przestrzeni całego życia każdy szczegół z tym związany czy podsycający te zainteresowania. Dochodzi jeszcze jeden osobliwy element. Miałem coś, co można by nazwać kompleksem Atylli [chodzi na pewno o "kompleks Atlantydy" - R.D.]. Zakłócał moje sny tak, jak pewne inne obrazy zakłócały sny Junga: coś nieodpartego nachodziło kraj, rosnąc w potęgę. Ale to tylko mgliście przeziera w Appendiksie A. Jeszcze nie ogłosiłem »Upadku Numenora« [chodzi o »Upadek Númenoru« - R.D.].

Z archiwum Tygodnika Powszechnego 1973 nr 40, s. 7
Freda Bruce Lockart
P. S. Dziś, 22 kwietnia, rozmawiałem przez telefon zarówno z panią Katarzyną Mroczkowską-Brand, jak i z panią Marią Anuncjatą Mroczkowską-Gardziel. Wiem już, że list został przysłany do pani Marii w 1969, że był bardzo niewyraźnie napisany i Państwo Mroczkowscy wysłali oryginał do Londynu, do przyjaciółki rodziny, pani Fredy Bruce Lockhart (1909-1987), aktorki i krytyka filmowego, która list Tolkiena przepisała na maszynie i odesłała do Krakowa. Oryginał listu Tolkiena nie przetrwał, za to maszynopis jest w archiwum domowym pani Marii i być może za jakiś czas poznamy pełny tekst tego (podobno ostatniego) listu Tolkiena do Mroczkowskich.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz