niedziela, 31 maja 2020

Prawda o pandemii covid-19:
Relacje ozdrowieńców

Gdy to piszę trwa pandemia koronawirusa w Polsce, mamy jednak na dziś tylko 28 zmarłych na powikłania okołowirusowe na jeden milion mieszkańców (czyli na świecie jesteśmy na dalekim 56. miejscu!). Porównajmy to z liczbami 817 zmarłych na milion Belgów, 566 zmarłych na milion Brytyjczyków. W Hiszpanii liczba ta wynosi 580, we Włoszech 551, w Szwecji 435 itd. (statystyki znajdziecie tutaj - warto to śledzić). Wszystkie te kraje przeszły katastrofalną fazę pandemii. Polska dzięki mądrej polityce Ministra Zdrowia, pana Łukasza Szumowskiego, od samego początku, od pierwszych zachorowań poszła inną drogą. Pan Mirek Usidus ciekawie o tym napisał na Facebooku:
Popatrzcie na zmiany dziennej liczby zachorowań na #koronawirus od 1 marca dla Polski w porównaniu z krajami, z którymi się często porównujemy. IMHO w ostatnich dniach te statystyki są źle interpretowane. Liczba ta nie osiągnie nigdzie zera, o czym przekonamy się za kilka tygodni. Inne kraje Europy znormalizowały krzywą po fazie katastrofalnej. A my... nie mieliśmy fazy katastrofalnej.

Kliknij grafikę. Sytuacja w Polsce to pomarańczowa linia

Niestety dość często słyszycie i Wy, i ja naszych rodaków, którzy twierdzą, że pandemia koronawirusa to kłamstwo, spisek mający na celu zniewolenie Polaków, katolików, świat... Politycznie przodują tu jedni z największych szkodników polskiego życia społecznego czyli Konfederacja (polecam/nie polecam posłuchać, co na temat pandemii mówi Grzegorz Braun albo Janusz Korwin-Mikkke!), a ogólnie wszelaka "szuria" z nurtu New Age (Jerzy Zięba et consortes, spece od teorii spiskowych 5G) czy z hord turbolechitów...

Wielu z was nie ma wśród znajomych osób, które chorowały na covid-19. Ja z uwagi na moją pracę i zainteresowania mam wśród bliskich znajomych kilkoro ozdrowieńców, którzy podzielili się ze mną swoimi relacjami z przebiegu ich choroby. Jeżeli ta sprawa jest dla ciebie ważna, a słyszysz od znajomych, że ta choroba to wymysł, że nie znasz i nikt nie zna prawdziwych chorych na ciężką formę tej choroby, to powołaj się na mnie, Ryszarda Derdzińskiego i ten blog. Dla dobra nauki i w obronie rozumu! (jeżeli ktoś chciałby tu anonimowo dołączyć swoją relację, zapraszam!)

Osoba A, mój dobry znajomy, lekarz (zapytałem, czy jego choroba jest podobna do grypy):
"Ja zacząłem 11-go [kwietnia] bardzo mocnym bólem mięśni i stawów i trochę suchego nic nie znaczącego kaszlu. Do tego zatokowy ból głowy. Po dwóch dniach kaszel częstszy i zależny od pozycji. Im niżej głowa tym więcej kaszlu. 3 dnia dostałem tego wirusowego bólu głowy co nie pomaga paracetamol i to było najgorsze. Nie mogłem spać, w nocy musiałem siedzieć, czułem się jak w delirium, ból gorsze im głowa niżej. No makabra. Jak zdobyłem kodeinę to ból przeszedł i spałem. Potem przyszła gorączka i nocne poty - to przez tydzień. W tym czasie kaszel zrobił się naglący i budził mnie w środku nocy. Ale ataki kaszlu są takie nie do opanowania, długie wyczerpującego bolesne. Pamiętam też dojmującą słabość pod koniec pierwszego tygodnia.


Widać ze jest dużo podobieństwa [do grypy]. Ale są też różnice. Podobne 8-10 dzień to czas krytyczny, bo wtedy najczęściej dochodzi do pogorszenia u tych, którzy ładują w szpitalu"
Osoba B, koleżanka z południa Polski:
"Co do objawów:

Najpierw myślałam, że to szpetna i dziwna grypa: ból mięśni, stawów i i głowy bardzo duży plus zupełny brak sił. Leżałam plackiem prawie dwa tygodnie, z przerwą na wizytę w szpitali zakaźnym, żeby sprawdzili płuca i serce, bo zaczął się ból i ucisk przy oddychaniu. Ale nie pogorszyło się, czyli po prostu na jakiś czas musiałam się przyzwyczaić do tego i tyle. Wykluczyli zawał i zapalenie płuc, kazali cierpliwie czekać. Teraz "już", czyli po kolejnych kilku tygodniach, mija. Jedyne, co nie mija jeszcze, to kompletny brak węchu i smaku - tak mam od czwartego dnia jakichkolwiek objawów, czyli od połowy marca. Przy zupełnym braku kataru, bez zatkanego nosa! Można się oswoić w końcu, że nie wiesz, czy jesz smalec, czy Nutellę. Zero przyjemności, ale też i przykre zapachy nie męczą, np. spaliłam ciasto na węgiel, bo żadne z nas nie czuło, że się pali w piekarniku. Ale na całą wielka grupę znajomych, którzy zachorowali, każdy przechodził praktycznie podobnie, niektórzy bez utraty węchu czy smaku, ale za to z dużą temperatura. Ja gorączki nie miałam żadnej, ani kaszlu."
  Osoba C, kolega listonosz, który chorował razem z żoną, pielęgniarką w Wielkiej Brytanii:
"(...) Część z Was wie, co działo się ze mną w ostatnim czasie, część nie wie. W związku z tym, że wielu z Was dopytywało się o moje zdrowie, modliło się za mnie i uczestniczyło we mszy sprawowanej w mojej intencji, chciałbym podziękować Wam wszystkim pięknie za troskę.
Ostatnie tygodnie były naprawdę koszmarne. Pewnie wielu ludzi przechodzi tego wirusa ciężej ode mnie. Współczuję im serdecznie. U mnie objawy miały postać wysokiej gorączki, którą bardzo ciężko było zbić. Dwanaście dni wysokiej temperatury, podczas których spałem po dwie godziny na dobę. Oczywiście brałem paracetamol, a ten albo działał, albo nie. Gdy zadziałał, moje ciało natychmiast domagało się snu. Więc spałem, ale dawało mi to maksymalnie kolejne dwie godziny. A gdy się budziłem, to łóżko wyglądało jakby ktoś wlał do niego wiadro wody. Tak się wtedy poci. Po kilku dniach byłem tak naćpany tabletkami, że do dzisiaj czuję, jakbym miał kołyszący się pokład pod nogami.
Ból głowy, ból nerek, ból jąder, ból mięśni. I to uczucie ogłupienia. W różnych kombinacjach albo wszystko razem. Po kilku dniach czuje się kłucie w sercu. Cholera wie, dlaczego.

I kaszel. Kaszle się ciągle. Co 10-15 sekund. I to tak, że ma się wrażenie, że będzie się pluło płucami. To tez nie pozwala spać.

Po dwunastu dniach gorączka zaczęła ustępować. Jeszcze w czwartek wziąłem ostatni paracetamol. Od tamtego momentu już jest dobrze. Poza okropnym wycieńczeniem organizmu, który odmawiał przyjmowania jedzenia. O, właśnie, nie czuje się ani smaku, ani zapachu. Ciagle obserwuję swój oddech. Na całe szczęście nie miałem problemów z oddychaniem.

Dzwoniłem na 111. Pod koniec długiej listy pytań upewnili się, że poradzę sobie w domu bez potrzeby hospitalizacji. Po prostu powiedzialem im, że dopóki oddycham normalnie, poradzę sobie.

Testy? Zapomnijcie. Tylko dla hospitalizowanych. Tak naprawdę zostajecie z tym sami. Nie mam o to pretensji. NHS ma wystarczająco problemów beze mnie. Poradziłem sobie, mam nadzieję.

Dzisiaj po raz pierwszy byłem w pracy. Męczę się bardzo szybko, ale daję radę. U mnie w biurze jeszcze dwie inne osoby wróciły z self isolation dzisiaj. Obie miały objawy. Lżejsze niż ja.


Czy miałem koronawirusa? Jestem przekonany, że tak. Jednak testu nie miałem wykonanego. Nie choruję na grypę. Bardzo rzadko jestem przeziębiony. To co miałem nie było ani grypą, ani przeziębieniem. Dbam o siebie, jem zdrowo. Nie mam chorób współistniejących. I wiecie co? Gdybym miał, moje ciało nie poradziłoby sobie z tym. Wiem to. Dzięki najbliższym miałem ten komfort, że opiekowano się mną w domu. Dziękuję Izula
😘

Nie mogę czytać bredni spiskowych o tym, że to ściema i że tak naprawdę to zwykle przeziębienie. Wszystkim głoszącym te pierdoły dedykuję parafrazę tekstu Kazika:


Czy ten wirus to jest ściema
Gdy mnie ktoś zapyta
Wykurwię z laczka
I poprawię z kopyta

Dixi!"
 

poniedziałek, 25 maja 2020

Domy, karczma, chłopskie "runy"



Ja to tylko tu tak zostawię. Szukając wizerunków wsi w Prusach Dolnych (bo chcę zobrazować sobie wsie z karczmami, jakimi były Tollkeim i Globuhnen... Tak, piszę moją książkę!) natknąłem się Elbląskiej Bibliotece Cyfrowej na to piękne dzieło dotyczące architektury Żuław (Otto Kloeppel, Die bäuerliche Haus-, Hof- und Siedlungsanlage im Weichsel- Nogat- Delta. Th. 3.). Szczególnie piękny jest prospekt wsi Suchy Dąb (pierwszy obrazek), gdzie przedstawiono żuławską osadę "z jej zabudową, gospodarstwami, a także ze znakami własnościowymi – gmerkami przynależnymi każdemu gospodarstwu [te "runy" przy poszczególnych gospodarstwach]. Na tym rysunku zauważyć można po jednej stronie ulicy 6 dużych, piętrowych domów podcieniowych, w typie litery T, z ryglowym piętrem, podcieniem szczytowym wspartym na 5, 6, 7 i 8 słupach, jeden dom z podcieniem szczytowym, krótką holenderską zagrodą wzdłużną z ryglowym budynkiem mieszkalnym i trzy inne małe, otynkowane domki. Po drugiej stronie ulicy widać tylko jeden duży, piętrowy dom podcieniowy w układzie litery T, jeden piętrowy, szczytowy, trzy niskie z podcieniem szczytowym, 8 małych domków, dwie zagrody holenderskie wzdłużne, karczmę i pięć budynków w pierzei o formach zbliżonych do małych kamieniczek w miastach" (opis z Na polderach i w podcieniach – krajobraz i architektura Żuław).

'Wzmagający się Rozdawca' czyli nasze święte słowa

Kultura ceramiki sznurowej, ang. Corded Ware:
Germanie, Bałtowie, Słowianie, a także ludy Indo-Irańskie i Tocharowie w Azji
- mnóstwo zawdzięczamy naszym indoeuropejskim poprzednikom znad Bałtyku i Morza Północnego...

W uzupełnieniu listu Profesora Tolkiena (patrz niżej), dodam kilka ciekawych informacji, które Profesora mniej interesowały (a szkoda, bo w końcu jego przodkowie w linii męskiej okazali się Bałtami). O pochodzeniu świętych określeń w językach Słowian i Bałtów, a przy okazji ludów irańskich - Sarmatów czy Alanów.

Określenie Bóg wywodzi się od praindoeuropejskiego *bhag- 'przydzielać, rozdawać' (ale też 'otrzymywać, radować się'). Słowo to wiąże się etymologicznie z naszymi określeniami bogactwa, bogatego, bogacza, ale też ubogiego: od prasłowiańskiego *bogъ 'udział, dola, bogactwo, szczęście' i *bogatъ 'zamożny, majętny, obfitujący w coś, obfity' (staropolskie do boga 'obficie, pod dostatkiem, co niemiara, bardzo'). Analogie od tego samego rdzenia znajdujemy w staroindyjskim bhága- 'udział, dola, bogactwo, szczęście', awestyjskie (irańskie) baga- / baγa- 'udział, dobry los'.

W książce J. P. Mallory'ego i D. Q. Adamsa, The Oxford Introduction to Proto-Indo-European and the Proto-Indo-European World (Oxford University Press 2006) znajdujemy następujący opis dotyczący rdzenia *bhag-:

Czytamy tam, że określenia dotyczące słowiańskiego Boga dotarły do języków słowiańskich w czasie intensywnych kontaktów między Prasłowianami a ludami irańskimi ("perhaps Slavic < Iranian"). W takim największym uproszczeniu wyjaśnię, że opowiadam się za teorią, w myśl której mieszkańcy dzisiejszej Polski w epoce brązu i wczesnej epoce żelaza (kultura łużycka, będąca częścią szerszego kompleksu kultur pól popielnicowych, Urnfeld) byli w przeważającej mierze indoeuropejskimi Prabałtosłowianami (prof. Gimbutas i wielu uczonych bałtyjskich, jak mój kolega Glabis Niktorius owych Prabałtosłowian nazywa Prabałtami - to taki trochę turbobałtyzm, bo według nich Słowianie to tacy zepsuci przez Irańczyków Bałtowie 😉):

Zasięg Prabałtów w epoce brązu - ja tu widzę raczej Prabałtosłowian (z książki Balts, M. Gimbutas)
W epoce żelaza część ludności prabałtosłowiańskiej oddzieliła się i z niej na Środkowym Podnieprzu (dziś na Ukrainie) wyodrębniła się populacja, która wykształciła język prasłowiański, na który z kolei wpływ miały m.in. języki irańskich Sarmatów (a u schyłku starożytności Słowianie wrócili do kolebki Bałto-Słowian, czyli nad Wisłę i Odrę, gdzie w międzyczasie ich krewniacy, szczątki satemowych autochtonów trwały pod władzą germańskich knędzy [prasł. *kъnędzь < germ. *kuningaz 'wódz, wladca']). Dobrze pokazują to mapy, które przygotował Carlos Quiles (patrz kolor pomarańczowy).

Wpływy irańskie musiały nastąpić już po reformie religijnej Zaratusztry (żył ok. 1000 r. przed Chr.), skoro właśnie z języków irańskich do prasłowiańskiego dotarło nowe określenie Boga czy Bogów (pierwotny mazdaizm Zaratusztry to monoteizm, w którym dawni indoeuropejscy bogowie, Dewowie, Devá- 'bóg', zostali zepchnięci do kategorii demonów, awestyjskie daéva- 'demon'; dawne irańskie dyaoš 'niebo', stało się po reformie Zaratusztry diiaoš 'piekłem'!).


Słowianie mieli bogów, mają boga, a u Bałtów została dawniejsza indoeuropejska nazwa boga: staropruskie *dēiws, litewskie diēvas, łotewskie dievs, to Bóg. A u nas? My też przechowaliśmy to dawne określenie ale jako element demonologii - dziw od prasłowiańskiego *divъ (ale od razu dodam, że nie wszyscy językoznawcy łączą nasz dziw z praindoeuropejskim określeniem boga). 

I jeszcze określenie świętości. Wg lingwistów w indoeuropejskim prajęzyku funkcjonował termin *ḱwen(to) 'święty'. Pochodzić on ma od czasownika *euh[1] 'wzbierać, wzmagać się, wzrastać', i że *ḱwen(to) to pierwotnie 'powiększony, spuchnięty, wzmożony' (jakąś formą sakralnej mocy)'. Od tego rdzenia pochodzą: staropruskie *swents, litewskie šveñtas, a także prasłowiańskie *svętъ (pol. święty; formy bałto-słowiańskie od prabałtosłowiańskiego *śwentas), a także awestyjskie spəṇta, perskie sepantâ (formy indo-irańskie od *ćwantas). Są też formy germańskie od pochodnego *ḱun(t)-slos: pragermańskie *hunslą (kliknij, żeby zobaczyć germańskie terminy oznaczające 'ofiarę, poświęcenie').

niedziela, 24 maja 2020

Mistycyzm ukryty w słowie
Tolkien o określeniu Boga i świętości

Przedstawiam treść fascynującego listu J. R. R. Tolkiena. Tłumaczyła Agnieszka Sylwanowicz (plus moje korekty lingwistyczne). A przy okazji chciałbym Wam pokazać grafikę i animację niezwykłego chrześcijańskiego artysty, Full of Eyes.

1 Kor 1,21 - rys. Full of Eyes

209. Z listu do Roberta Murraya SJ z 4 maja 1958

[Murray napisał do Tolkiena z prośbą, czy mógłby go "pomęczyć" o "święte" słowa. Chciał poznać poglądy Tolkiena na pierwotne znaczenie i związki między różnymi wyrazami znaczącymi "święty" w językach indoeuropejskich.]

 

Problemy związane z "pierwotnym" znaczeniem słów (czy też rodzin formalnie powiązanych słów) są fascynujące, by nie rzec pociągające, choć niekoniecznie jest to zdrowe uczucie! Często zastanawiam się, jaką przez takie śledztwo osiągamy korzyść (poza historyczną wiedzą czy też przebłyskami wiedzy, co kiedyś znaczyły słowa i jak się zmieniły - na ile potrafimy to sprawdzić). Właściwie nie można uniknąć błędnego koła odkrywania poprzez historie - czy też domniemane historie - wyrazów "pierwotnych" znaczeń i skojarzeń, a następnie posługiwania się nimi do śledzenia historii znaczeń. Czyż nie można omówić obecnego znaczenia (na przykład) "świętości" bez odnoszenia się do historii znaczenia form wyrazowych obecnie używanych w tym kontekście? Odwrotność takiego postępowania byłaby raczej podobna do opisu jakiegoś miejsca (czy etapu podróży) w kategoriach różnych tras, którymi można tam dotrzeć, chociaż samo miejsce istnieje zupełnie niezależnie od tych tras, prostych lub bardziej okrężnych. 

 

W każdym razie w badaniach historycznych mamy do czynienia jednocześnie z dwiema zmiennymi, które znajdują się w ruchu i są zasadniczo odrębne, nawet jeśli "przypadkiem" mają na siebie wpływ - znaczenia i skojarzenia znaczeń to jedno, a formy słów to drugie; ich zmiany są niezależne. Forma słowa może przejść cały cykl zmian, aż staje się fonetycznie rozpoznawalna, bez wymiernej zmiany znaczenia; a z kolei w każdej chwili może się zmienić znaczenie słowa bez żadnej zmiany fonetycznej. Zupełnie nagle* (jeśli chodzi o dowody) słowo yelp ['skamleć, skowyczeć'], które oznaczało 'mówić dumnie' i było stosowane do szczególnie uroczystych przysiąg (kiedy np. rycerz ślubował dokonać jakiegoś niebezpiecznego czynu), straciło nagle to znaczenie i zaczęło określać dźwięki wydawane przez lisy czy psy! Dlaczego? W każdym razie nie z powodu jakichś zmian w poglądach na przechwałki czy zwierzęta! Od όδοντ do tooth ['ząb'] jest długa droga, lecz zmiany formy niewiele zmieniły znaczenie (ani tine ['ząb', np. wideł], odpowiednik dent-, nie przesunął się zbyt daleko)**. 

 

Nie znamy "pierwotnego" znaczenia żadnego wyrazu, a tym bardziej znaczenia jego podstawowego elementu (to znaczy części wspólnej lub pozornie wspólnej z innymi spokrewnionymi wyrazami: kiedyś nazywała się ona "źródłosłowem"); zawsze bowiem istnieje zaginiona przeszłość. Tak więc nie znamy pierwotnego znaczenia θεός czy deus, czy god ['bóg']. Możemy oczywiście snuć domysły na temat utworzenia tych trzech zupełnie oddzielnych słów, a potem usiłować uogólnić ich podstawowe znaczenie, odwołując się do znaczeń słów pokrewnych - ale nie sądzę, żebyśmy się w ten sposób bardziej zbliżyli do pojęcia 'boga' w jakimkolwiek punkcie któregokolwiek z języków posługujących się tymi słowami. To dziwne, że angielskie słowa dizzy (dawn. dysig) i giddy (dawn. gydig) wydają się spokrewnione odpowiednio z θεός i god. Po angielsku znaczyły kiedyś 'irracjonalny', a teraz 'zawrotny', 'cierpiący na zawroty głowy', ale niewielka to pomoc (oprócz powodu do refleksji, że minęło wiele czasu, zanim θεός czy god otrzymały swoje formy i znaczenia, i że w czasach, gdy nikt nie prowadził kronik, mogły zajść równie dziwne zmiany). Możemy się oczywiście domyślać, że mamy do czynienia z odległym skutkiem pierwotnych poglądów na temat "inspiracji" (w XVIII w. "entuzjasta" był tym, kogo dawny Anglosas nazwałby dysiga!). To chyba jednak nie jest zbyt przydatne dla teologii? Stoimy przed niekończącymi się drobnymi analogiami do tajemnicy wcielenia. Czyż pojęcie boga nie jest w ostatecznym rozrachunku całkowicie niezależne od sposobu, w jaki zrodziło się słowo na jego oznaczenie***? Czy to poprzez rdzeń dh(e)wes (który wydaje się odnosić zasadniczo do poruszenia i ekscytacji); czy poprzez d(e)jew (który wydaje się odnosić zasadniczo do jasności [szczeg[ólnie] nieba); czy też może (to tylko domysł) przez ghew 'płakać' - god był pierwotnie rodzaju nijakiego i miał "oznaczać" 'to, co jest wzywane: dawny imiesłów czasu przeszłego. Możliwe, że [było to] słowo tabu. Stare słowo deiwos (z którego wywodzi się divus, deus) zachowało się tylko w słowie Tuesday ['wtorek']****. 

 

Jeśli filolog starej daty (taki jak ja) ma zająć się takim słowem, jak święty, to najpierw przygląda się historii jego formy. Posługując się zasadami wypracowanymi z wielkim trudem (i moim zdaniem z pewnością obowiązującymi w pewnych granicach*****), powie, z czym prawdopodobnie jest ona formalnie spokrewniona. Nie uda mu się jednak zupełnie uciec z ruchomych piasków semantyki. Zanim zaproponuje jakieś pokrewieństwo (które stanowi prawdziwe historyczne ogniwo zmiany) między wyrazem święty oraz innymi wyrazami w tym samym języku (lub w innych uznawanych za pokrewne angielskiemu), będzie chciał poznać i możliwe pokrewieństwo fonologiczne, i jakieś możliwe pokrewieństwo znaczenia. I cały czas będzie miał niepokojącą świadomość dwóch rzeczy znanych z lingwistycznego doświadczenia: (1) że chyba zawsze istniały homofony, czyli dwa (lub więcej) fonetycznie nieodróżnialne elementy, mające odmienne znaczenia, będące zatem „różnymi słowami"******, jak indoeuropejskie tematy wyrazowemen, 'sterczeć', imen, 'myśleć', oraz (2) że zmiana semantyczna jest czasami gwałtowna i mogła mieć miejsce w mrocznej przeszłości, nie zostawiając na to żadnych dowodów. Na przykład formalna ekwiwalencjasequ w greckim ἑπομαι oraz w łacińskim sequor (a także w innych językach), które to słowa oznaczają 'iść za, następować', jest identyczna z germańskim sekʷ - tematem czasownika: ale tutaj znaczy to 'widzieć'. Co ma większą wagę: forma czy znaczenie? Filolog nie może podjąć ostatecznej decyzji na podstawie dowodów, chociaż grzebiąc po amatorsku w semantyce, może nieco uprawdopodobnić przeskok znaczeniowy, odwołując się do zastosowań słowa 'następować' = 'rozumieć' oraz do faktu, że indoeuropejskie słowa na określenie 'widzieć' (jak w gruncie rzeczy nasze see) często mają znaczenie - lub te same podstawy słowotwórcze - co 'wiedzieć', 'rozumieć'. (To jest szczególnie prawdziwe w odniesieniu do podstawy √WID: łacińskie video ma swój dokładny odpowiednik w staroang. witian, 'stróżować, pilnować'; lecz φοἰδα (= łacińskie vidi) to w staroangielskim wāt, 'wot', I know' ['wiem']. Jeśli jednak znajdzie germańskie salwo- (nasze sallow [„żółtawy, ziemisty” i łacińskie salvus (saluos), to prawdopodobnie orzeknie, iż nie ma powiązania między 'brudnożółtym' i 'całym i zdrowym'. A zatem że albo coś jest nie tak z tym fonologicznym równaniem, albo ma do czynienia z homofonami. (Zawsze istnieje też możliwość, że albo sallow, albo salvus nie wywodzą się ze wspólnej starożytności - słowa można wymyślać lub zapożyczać, a w każdym wypadku mogą one bardzo przypominać jakieś starsze wyrazy), formalnym ekwiwalentem (jedynym znanym) naszej harfy jest łacińska corbis. (Romańska arpa etc. są zapożyczone z germańskiego). Zanim nasz biedny filolog zdecyduje, czy jest możliwy związek między 'harfami' i 'koszykami', będzie musiał wezwać na pomoc jakiegoś specjalistę od archeologii - zakładając, że germańskie harpō zawsze znaczyło 'harfa', a corbis zawsze znaczyło 'wiklinowy kosz'! Corbīta to statek o obłym kadłubie.
_________________________

* Tuż po 1400 r. po Chr.

** Ale i tak nie znamy pierwotnego znaczenia tooth. Czy wyraz ten znaczył 'szpic, ostre zakończenie', czy (jak domyślają się niektórzy) był to w rzeczywistości imiesłów rdzenia ED eat ['jeść'], to znaczy wyraz funkcjonalny, a nie obrazowy?

*** Ponieważ pojedyncze słowo w ludzkim języku (w przeciwieństwie do języka entów!) jest znakiem stenograficznym, znakiem konwencjonalnym. Fakt, że zostało wyprowadzone z jednego aspektu, nawet jeśli zostanie udowodniony, nie dowodzi, że w umysłach użytkowników tego konwencjonalnego znaku nie istniały na równych prawach inne aspekty. Ostatecznie λὁγος [logos, gr. 'słowo'] jest niezależne od verbum.

**** Nie wiemy jednak, w jaki sposób Tiw (= díwus) stal się 'imieniem' zrównanym w interpretatio romana z Marsem. Może to kolejne zastąpienie terminem ogólnym (boskość) 'prawdziwego imienia'. Forma liczby mnogiej tíwar w poezji staronordyjskiej wciąż znaczy 'bogowie'.

***** To znaczy: odnoszą się one do niezakłóconych norm zwyczajowej zmiany (jak proste wypowiedzi o działaniu mrozu [na szybę]), lecz w zasady można ingerować - wzory na danej szybie są praktycznie nieprzewidywalne, chociaż wierzymy, że gdybyśmy znali absolutnie wszystkie okoliczności, byłoby inaczej.

******
Rozumie to w ten sposób, że nie są związane poprzez jakąś zaginioną zmianę semantyczną; ale jak może być tego pewien?

 

 

piątek, 15 maja 2020

The Tolkien genetics and East Prussia

First see my text about the Y-DNA test of a member of the Tolkien family. And then...

Pre-war East Prussian Y-DNA including the Tolkien family

On the Anthrogenica forum I have found the following inhabitants of East Prussia with tested Y-DNA who belonged to the same subclade R1a-Z92 as the known Tolkiens (from Amt Brandenburg and the village Globuhnen, town Kreuzburg):
  • Z92+ (hey, Tolkien family, it is necessary to make BigY tests! Please! 😎)
    the Tolkien family from Globuhnen and Kreuzburg
Probably West Baltic (Old Prussian & Yotvingian):
  • kit 329192 - Z92>Z685>YP270>YP351>Y16755>YP4296
    Friedrich Mattern, born in Liebstadt (Milakowo)
  • kit 221446 - Z92>Z685>YP270>YP351>Y9081>YP350
    Ludwig Ermis (or Germis), born in 1822 in Gruenwalde (near Ortelsburg)
  • kit 157553 - Z92>Z685>YP270>YP351>Y9081>YP350 Tomasz Szypulski, born in 1738 in Szypułki-Zaskórki (near Neidenburg)
  • kit N2278 - Z92>Y4459>YP617>YP1700  Krystyan Lamka, born in 1769 in Lapienus (Łapinóż)
  • kit 162556 - Z92>Y4459>YP5520
    Otto Ernst Kloth, born in 1702 in Deutsch Wilten (Ermakovo)
  • kit E4688 - Z92+
    Stanislaw Holynski born in 1780 in Kutten (Kuty)
  • kit N43077 - Z92+
    NN born before the WW2 in Panemune (Sovetsk)
Typically (modern distribution) East Slavic subclades:
  • kit 316853 - Z92>Y4459>YP617>YP573>YP569>YP68
    August Czeranna, born in 1864 in Gross Schöndamerau (Trelkovo)
  • kit 415060 - Z92>Y4459>YP617>YP573>YP569>YP1256>YP4846 Skubinna born in 1720 in Loyen (Łoje)
P. S. And by the way I, Ryszard Derdziński (or Rīkards Gērdis  😀 in Prussian) belong to:

Z92>Z685>YP270>YP351>Y9081>YP350+ (probably FT196931)

When ten years ago I began to investigate the genealogy of the Tolkien family and my own genealogy no one was concious that both families, the Tolkiens and the Derdziński had West Baltic roots. Thanks to the genetic tests and thanks to my research I now suppose that I could have a common ancestor with Professor Tolkien living on the shores of the Baltic Sea between 1 AD and 500 AD, in the times of the ancient Æsti (descibed by Tacitus and by Wulfstan) and maybe in the times of the first Vikings who explored the Baltic shores from today's Estonia to Poland. In Poland the families belonging to the Z92-YP350+ clan have their beginnings in the class of the West Baltic aristocracy, the so called Witings

The Tolkien family name comes from the Tolkeim place-name

Pod jakim sztandarem walczyli w 1410 przodkowie Profesora Tolkiena?


Dziś wiemy już z całą pewnością, że Tolkienowie i ich pruscy przodkowie związani byli z miejscowościami w Komturii Brandenburskiej (Pokarmińskiej) - nie Bałgijskiej, do której należeli nie spokrewnieni z nimi rycerze niemiecko-pruscy Tolk von Merklichenrad (Markelingerode). Przodkowie Profesora Tolkiena byli wolnymi Prusami, zapewne potomkami dawnych Witingów lojalnych w XIII w. wobec Zakonu Niemieckiego. Jeżeli tak, to w 1410 walczyli pod sztandarem Komturii Brandenburskiej i byli zobowiązani stawić się z koniem i pancerzem do bitwy. Oto piękna grafika Andrzeja Kleina oraz opis udziału Komturii Brandenburskiej na Grunwaldzkim Polu. Tolkienowie pamiętali tę bitwę jako Bitwę pod Tannenbergiem. Oto tekst Piotra Nowakowskiego z książki Banderia apud Grunwald (str.
„[...] Chorągiew komturii i miasta Brandenburga mająca w herbie czerwonego orła na białym polu. Dowodził nią komtur Brandenburga Markward Salzbach [...]". 
Chorągiew, którą Długosz umieścił w Rocznikach jako pięćdziesiątą pierwszą, zasługuje na szczególną uwagę. W Banderia Prutenorum, przy opisie znaku numer 41, czytamy bowiem, iż: 
„[...] schwytany zaś został wspomniany Markward [...] przez Jana Długosza z Niedzielska [...] ojca i rodzica mego wraz z [...] chorągwią wspomnianą [...]".

Miasto, zwane przez Niemców Brandenburgiem, to Pokarmin - obecnie Uszakowo w okręgu kaliningradzkim w Rosji. Zamek został tam zbudowany z inicjatywy margrabiego brandenburskiego Ottona II Pobożnego, podczas jego podróży do Prus w 1265 roku. W 1410 urząd komtura w Pokarminie sprawował Markward von Salzbach. O jego losach po trafieniu do polskiej niewoli czytamy w Banderia Prutenorum:

„[...] Aleksander Witold, wielki książę litewski, gdy mu przez ojca mego [...] [komtur] został przedstawiony, wielce się uradował jego widokiem - wielce bowiem pożądał ukarać go śmiercią za to, że matkę jego [...] nazwał ladacznicą i nieczystą matroną, co słyszał Witold - rzekł mu: »Bis du hi Marquard«, to jest »Tużeś jest Markwardzie« [...]
".

Co nastąpiło później? Długosz podaje w Rocznikach, że król Jagiełło nakazał Witoldowi poniechać pomsty. Jednak butna i arogancka postawa komtura spowodowała, że został on ukarany śmiercią. Jak podaje kronikarz

„[...] Litwini i Rusini [...] odprowadziwszy go w zboże, ścięli mu głowę [...]".


Wraz z komturem ścięci zostali wójt Żmudzi Schönburg i kompan wielkiego mistrza Jurga Marschalk. Przyczyna śmierci komtura Pokarmina była jednak inna, niż podana przez Długosza. Markward von Salzbach przez wiele lat utrzymywał dość bliskie kontakty z Witoldem, chociaż często zrywali oni przyjaźń. Razem spiskowali przeciwko Polsce. Wzięty do niewoli dostojnik stał się więc persona non grata. Gdyby Markward pozostał przy życiu, mógłby rozgłaszać informacje kłopotliwe dla Witolda, mogące także osłabić siłę sojuszu polsko-litewskiego. Czy więc istotnie Jagiełło bronił komtura przed śmiercią? To pozostanie na zawsze jedną z tajemnic grunwaldzkiego pola.
Wolni Prusowie na służbie Zakonu

czwartek, 14 maja 2020

Jaki ten Chaucer tolkienowski,
albo Tolkien chaucerowski

Ze zbioru poezji Z Tobą, więc ze Wszystkim. 222 arcydzieła angielskiej i amerykańskiej liryki religijnej w wyborze i przekładzie Mistrza Stanisława Barańczaka. Na str. 22 mamy wiersz Goeffreya Chaucera pod tytułem "Prawda. Balade de Bon Conseil". Bardzo aktualny, bardzo dla mnie (i pewnie dla ciebie). I widać podobną duchowość jak u Tolkiena w jego listach. Barańczak pisze o Chaucerze: "Znany przede wszystkim z epickich Opowieści kanterberyjskich, pozostawił po sobie dorobek imponujący różnorodnością gatunkową i stylistyczną. Urodził się w Londynie jako syn właściciela składu win. Żołnież, dworzanin i dyplomata w służbie kolejnych królów od Edwarda III do Henryka IV. Jako poeta liryczny był pod silnym wpływem współczesnej literatury francuskiej i włoskiej". Twórczość Chaucera to pole badań J. R. R. Tolkiena i Przemysława Mroczkowskiego. Sam Tolkien pisał poezję inspirowaną Chaucerem i na temat tego poety dyskutował w listach do Mroczkowskiego. A zatem poznajmy wybrany przeze mnie utwór:

PRAWDA
Balade de Bon Conseil


Uciekaj precz od ciżby, dla się bądź surowy,
Rad, jeśli najdziesz w sobie jakie zacne treści;
Bogatyś - przeklną; możnyś - nie ujdziesz obmowy;
Pomyślność cię oślepi, a zawiść zbezcześci.
Nie więcej kosztuj, niźli gęba ci pomieści;
Rządź sobą dobrze - inni posłuch dadząć potem:
A Prawda cię wyzwoli; nie lża wątpić o tem.

Nie chciej prostować każdej skrzywionej podkowy;
Fortuna kołem bieży i nie zawżdy pieści;
Gdy trudów sobie szczędzisz, łacniej o sen zdrowy;
Łbem tłucz w mury - nabawisz się jeno boleści.
Kto chce się bić o sławę, ten sczeźnie bez wieści.
Miast nad cudzymi, panuj nad swoim żywotem:
A Prawda cię wyzwoli; nie lża wątpić o tem.

Co na cię spada, przyjmuj, na wszystko gotowy;
Świat brać za bary - nie to, co uścisk niewieści.
Nie masz tu domu, jeno gościniec jałowy:
Nie stój jak koń u żłoba, gdzie siano szeleści;
Ruszaj, pielgrzymie! Dobrniesz do końca powieści,
Jeślić duch drogę wskaże wiary pismem złotem:
A Prawda cię wyzwoli; nie lża wątpić o tem

środa, 13 maja 2020

Amerykanizacja polskiego katolicyzmu?

Amerykanizacja kultury polskiego Kościoła?

— ruchy uwielbieniowe i nowoczesna muzyka (wpływ pentekostalizmu);

— nieufność wobec kultury, demonizacja dzieł literackich, straszenie zagrożeniami duchowymi, przenoszenie do Polski z protestanckich wspólnot akcji palenia książek o "Harrym Potterze" itp. (wpływ amerykańskiego purytanizmu). Przeczytaj u mnie o neopurytanizmie;

— tzw. ewangeliczny katolicyzm (tu wyjaśniam, co to jest);

— popularność wśród katolików filmów religijnych i literatury powstałej w kulturze ewangelikanizmu;

— "dobroludzizm", który przypomina "Moralistic therapeutic deism";


— wprowadzanie amerykańskich zwyczajów znanych z filmów do kościoła: panna młoda wprowadzana przez ojca, pokazywanie ochrzczonego dziecka zgromadzonym, oklaski w kościele, kiwanie głowami i pomrukiwanie z aprobatą podczas kazań...


Można coś jeszcze dodać? Bo przecież amerykanizujemy się nie tylko w kulturze świeckiej, ale też to wszystko ma wpływ na religię w Polsce. Nie jest tak, że amerykanizacja jest z gruntu zła. Ale nie jest też tylko dobra.

piątek, 8 maja 2020

Hōbits prūsiskai

This is our project to translate The Hobbit into Prussian (Nūsan nāunan prōjektan "Hōbits prūsiskai"), the language of J. R. R. Tolkien's ancestors. My guide in the mysteries of Modern Prussian language is Glabis Niktorius – vocal and guitars in Romowe Rikoito or a neofolk musical group from historical region of Prussia. Dīnkun, Glabis!



Jāns Rōnalds Reuels Tōlkins
 

 

HŌBITS
ANGA ĒNSTWENDAU BE ETWĀRTAI

 

 

Niperwakautāi wāisjai


Pa zemmei, en urwu, buwinna hōbits. Ni en kawīdsmu dērgewingjasmu, mēlinasmu, wilgasmu urwu, kwei iz wiskwēi durēi stēisan slaīkan staggai be smīrda sen pelījan, tēt dīgi ni en sāusasmu, paustasmu, zīgzdas urwu, en kawīdsmu ni ast nō ka sīstwei be ka ēstun. Ni, stan urwan bēi hōbitiskan, zentli, zēistan brewīngiskai.  

 

Wartā bēi pastippai skritā kāigi iluminatōrs, barwintā sen zallin be tikriskai en sirdu zarāi wareīna rānkena. Wartā etwēri si en ilgan kōridaran, kawīds bēi palīgus tunnelu, spārts brewīngisks be nipreidūmauts tunnels; zeidāi pastāi ebdelbtāi pra panēlans, tals pastāi tilts pra plattins be teppikan, zēidas ēnilgan stalāi poliritāi klūmpjai be wiskwēi pastāi enkrampintāi tūlan wansāi per keppuns be mantelans, beggi hōbits spārts milāi wāisjans. Tunnels wāngrau wis tālis be gilluis ēntjai ēst pa gārbu, anga pa stesmu Gārbu, kāigi zmānes pabilāi din zūrgiskai pra tūlan mīlins. — iz abbans kōridaras pāusans bēi tūliskan nidebīkas skrittas wartellikas. Hōbitu ni padīnga ēitwei ūnzai be zemmai pa treppins: māigastubas, spaktāstubas, rusjāi, karwāi (tenēi bēi tūliskan), rukeīnai (tāns turēi stubbans pastippai palīkitans per rūkans), kukāris, ēdjastubas - wissan sta bēi na stan subban nōbuwjan be en stesmu subsmu kōridaru. Ukawalnas stubbas enēntjai bēi prei kāirai, beggi tēr tennas turēi langstans - gilljai sadīntans skrittans langstikans sen pawīdan en saknisadan be tālis en wajjans, kawīdas gūbi zemmai ērgi appin. 

 

Stas hōbits bēi spārts laimīngis hōbits, bilīts Begginss. Begginsai buwinnusis en Gārbas ebzūrgisku ezze nienminītai kērdai. Be zmānes spārtai teīsina tennans ni tēr stesse paggan, kāi Begginsai bēi lāimai, adder dīgi stesse paggan, kāi tenēimans nikaddan ni audāi si niaināi preipalsenjai be tenēi ni bēi segīwusis nika niggeistan. Wisaddan bēi mazīngi etgadātun kawīds Begginss ka wīrst gērdawuns ezze stan anga kittan pawīstin īr ni prasīntjai tennan. Adder en šissei istōrijai mes wīrstmai gērbusis, kāigi aīns hōbits iz Begginsan seīmjan, sklāit adder enwijja si en preipalsenjan, be tenesmu subsmu ni waīdantjai kasse paggan, tāns pagaūwa bilītun spārts niggeistans pawīstins be spārts niggeistai laikātun si. Mazzi būtwei stesse paggan tāns aumetti swāisan kaimīnan pateīsin, adder tāns engaūwa... prēi kittan jūs subbai wīrstei widāwusus anga tāns enwangiskai engaūwa ka nika.

 

 Nūse hōbitas māti bēi… Adder kas ast hōbits? As mēri, kāi prawerīlai teinū tūls gērbtun ezze hōbitans, beggi en šans dēinans tenēi pastāi spārts retāi be tenēi aulānkja Aūktan Amzjan, kāigi tenēi pabilāi mans, zmānins.

 

(...)

 


An Unexpected Party 

In a hole in the ground there lived a hobbit. Not a nasty, dirty, wet hole, filled with the ends of worms and an oozy smell, nor yet a dry, bare, sandy hole with nothing in it to sit down on or to eat: it was a hobbit-hole, and that means comfort. 

It had a perfectly round door like a porthole, painted green, with a shiny yellow brass knob in the exact middle. The door opened on to a tube-shaped hall like a tunnel: a very comfortable tunnel without smoke, with panelled walls, and floors tiled and carpeted, provided with polished chairs, and lots and lots of pegs for hats and coats — the hobbit was fond of visitors. The tunnel wound on and on, going fairly but not quite straight into the side of the hill — The Hill, as all the people for many miles round called it — and many little round doors opened out of it, first on one side and then on another. No going upstairs for the hobbit: bedrooms, bathrooms, cellars, pantries (lots of these), wardrobes (he had whole rooms devoted to clothes), kitchens, dining-rooms, all were on the same floor, and indeed on the same passage. The best rooms were all on the left-hand side (going in), for these were the only ones to have windows, deep-set round windows looking over his garden, and meadows beyond, sloping down to the river. 

This hobbit was a very well-to-do hobbit, and his name was Baggins. The Bagginses had lived in the neighbourhood of The Hill for time out of mind, and people considered them very respectable, not only because most of them were rich, but also because they never had any adventures or did anything unexpected: you could tell what a Baggins would say on any question without the bother of asking him. This is a story of how a Baggins had an adventure, and found himself doing and saying things altogether unexpected. He may have lost the neighbours’ respect, but he gained — well, you will see whether he gained anything in the end. 

The mother of our particular hobbit... what is a hobbit?

to be continued (tomorrow)


Artwork by J. R. R. Tolkien
 

czwartek, 7 maja 2020

Litania z blokowisk

Wczoraj była litania w pieniu słowików, a dziś litania z blokowisk. Bardzo mnie poruszył ten film, ta modlitwa... Módlmy się nawzajem za siebie. I módl się za nami Ty, nasza Matko, Królowo Różańca z Łez...

środa, 6 maja 2020

Litany of Loreto in Quenya (reconstructed)

It is May, it is time of our Catholic devotion of Virgin Mary, the Mother of God. I have used J. R. R. Tolkien's Quenya translation of the Litany of Loreto from the 1950s. The missing part was reconstructed by Fr. Michał Kossowski, when he was 18 and as an used Beren took part in our linguistic activities on Elendili.pl Forum. Tolkien's text was published in Vinyar Tengwar, Number 44, June 2002, edited by Patrick H. Wynne, Arden R. Smith, and Carl F. Hostetter.

Tolkien's text only covers the invocation to the Trinity and the first five titles of the Virgin Mary. In 1944, Tolkien recommended his son Christopher to learn: "the Litany of Loretto (with the prayer Sub tuum praesidium)" by heart. It was therefore logical that Tolkien created his own Quenya translation, which immediately follows in the same manuscript as the Ortírielyanna. Fr Kossowski wrote down the missing part.

I am singing, the nightingales are singing. Let us pray together!


Full text of the Litany of Loreto in Quenya:


Kosmiczny Dramat,
czyli hipoteza filozoficzna Michała Hellera

Streszczę tu jeden z najważniejszych wykładów, jakie usłyszałem w moim życiu (link do filmu). Wykład, który językiem fizyki opowiada o Chrystocentryzmie wszystkiego, co jest - i o roli każdego najmniejszego nawet człowieka w procesach o skali kosmicznej, o tym, że modląc się, uczestnicząc w Liturgii, wykonujemy nasze zadania Człowieka Kosmicznego... Brzmi ciekawie (lub niepokojąco?). Przeczytaj dalej! Ks. Heller to wybitny naukowiec, popularyzator hardkorowej nauki, laureat najbardziej prestiżowej nagrody - Nagrody Templetona.

[Dodam tylko, że Kosmiczny Dramat, o którym mówi ks. prof. Michał Heller ma swój odpowiednik w filozofii dzieła Tolkienowskiego. To Oiencarmë Eruo czyli "Kierowanie Dramatem przez Boga", a dosłownie "Boże nieustanne stwarzanie" (HoMe X, 471). U Tolkiena w jego micie jest , Całe Stworzenie, Materialny Wszechświat, Kosmos. Nazywa się tak dlatego, że Eä! w quenya oznacza "Niech będzie!", "Niech się stanie". Są to słowa Boga Stwórcy, Eru Ilúvatara, który ma swoje Boże istnienie han “Poza Materialnym Światem" (z modlitwy Ojcze nasz w quenejskim tłumaczeniu Tolkiena: Átarelma i ëa han Eä, "Ojcze nasz, który jesteś poza Stworzeniem [czyli w "Niebie"]. Inne słowo opisujące Bożą rzeczywistość to w quenya Eruman "Niebo".]
 
Film na podobny temat instytutu Word of Fire - polecam
 
25 listopada 2015 w Wyższej Szkole Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie wysłuchać można było wykład, który powinien być powszechniej znany. Ks. prof. Michał Heller zatytułował go "Kosmiczny Dramat, mój prywatny scenariusz" (gościem był też Krzysztof Z. - którego nazwisko usunąłem z bloga z uwagi na poważne oskarżenia obyczajowe).

A teraz do sedna. Oto jak zrozumiałem wykład wybitnego kosmologa i filozofa, Hellera:

Nauka dzisiejsza niewątpliwie przedstawia pewien Dramat Kosmiczny. Wielki Wybuch, różne scenariusze kresu i tego, co między początkiem, a kresem wydarza się we Wszechświecie. O tym samym mówi chrześcijaństwo. Umysł człowieka myślącego domaga się jakiejś syntezy. Chrześcijanin zakochany w Bogu i zafascynowany badaniami współczesnej nauki chciałby, żeby te same treści, które Chrystus opisywał pojęciami dostępnymi dla prostych rybaków i rzemieślników, ująć dziś w instrumentarium naszego świata, także w język współczesnej nauki. Żeby opisać Prawdę, którą objawia Ewangelia, a jednocześnie ujawnia doświadczenie badawcze. To, co przedstawia nam ks. Heller nie jest teorią naukową, bo nauka nie zajmuje się zagadnieniami spoza świata materialnego, doświadczalnego. To może być tylko (albo aż!) hipoteza filozoficzna, która może się okazać błędna, jest otwarta na nowe myśli.

Wizja. Ale nie w tym sensie, że nagle coś się widzi, coś zostaje objawione. Chodzi o wizję naukowca i chrześcijanina, do której dochodzi się latami przez studia i prace naukowe. Jest to wizja racjonalna, stroniąca od irracjonalności. Wizja, która musi być nieustannie rewidowana. Autor wybiera dla swojej konstrukcji myślowej określenie - hipoteza filozoficzna. "Hipoteza, bo jednak nie wiem, czy tak jest (a może w części tylko tak jest?)". Jej poszczególne elementy pochodzą z nauki i filozofii nauki, a także z teologicznej refleksji.

"Czy taka wizja jest potrzebna? Jest nieunikniona! Każdy posiada jakąś wizję świata, mniej lub bardziej uświadomioną, poskładaną z mniej lub bardziej pasujących do siebie kawałków. Warto umieścić siebie w bardziej uporządkowanej całości. Życie wymaga środowiska - środowiska logicznego ładu, w równym stopniu jak środowiska tlenu i energii" - mówi ks. Heller.

Układa się ta wizja, ta hipoteza filozoficzna w spójna całość, którą teraz przedstawię.

(1) Problem Absolutu

Nie jest problemem, czy Absolut jest, lecz czym lub kim On jest.
  • Myślą czy Materią?
  • Świadomością czy Ogólną Zasadą?
  • Abstrakcją czy Konkretem, najbardziej konkretnym ze wszystkich?
Że Absolut jest, temu nie można zaprzeczyć.

COŚ istnieje

Czy mogłoby nie istnieć? Ja jestem Jego częścią.

COŚ jest absolutem. Każdy się z tym zgodzi. Nawet najbardziej zagorzały materialista i ateista (dla niego absolutem będzie na przykład świat materialny i doświadczalny). I dlatego tak ważne jest pytanie o to, czy Absolut jest czymś, czy może Kimś?

(2) Racjonalność przyrody

Sukcesy nauk empirycznych uczą, że coś, co istnieje, jest racjonalne. Wszyscy, od teistów po ateistów, zakładają, że to, co istnieje, da się racjonalnie opisywać, badać. Istnienie jest ściśle związane z racjonalnością, z rozumnością. Świat jest zbudowany z rozumności. Mówimy o racjonalności świata.

Jeżeli patrzymy na kawałek materii (np. klocek drewna), to nasz naiwny materializm, pogląd naturalny głosi: oto jest coś konkretnego, coś co po prostu jest. Nie wymaga żadnych wyjaśnień. A jednak, gdy zapytamy o to, co to jest materia, zaczynają się problemy. Bo zgodnie z dzisiejszą nauką, ta materialność "na chłopski rozum", ten klocek drewna okazuje się konfiguracją rozmaitych pól fizycznych, bozonów Higgsa, cząstek elementarnych. Przyglądając się głębiej postrzegamy cząstki elementarne ale między nimi jest więcej próżni niż materii. A badając jeszcze głębiej, na poziomie kwarków, widzimy, że kwarki nie są materią, że jest pole fizyczne, a cząstka jest jego kwantem. Materia nam się zupełnie rozłazi. Dla dzisiejszej fizyki nie jest problemem, jak uzasadnić istnienie kwarków i atomów. Problem jest z goła odwrotny: Jak uzasadnić istnienie makroskopowego świata, świata w którym codziennie funkcjonujemy. Bo pierwotny jest świat kwantów, kwarków, fal prawdopodobieństwa. Ale jak z tego wyłonił się nasz świat makroskopowy?

(3) Dlaczego istnieje raczej coś niż nic?

Nauka ma dziś odpowiedź na to pytanie. Pola kwantowe, fale prawdopodobieństwa to jest świat fundamentalny. Jaki mechanizm prowadzi z tej podstawy do wyłonienia sie świata ludzi, drzew, domów? W języku fizyki taki proces nazywa się dekoherencją. "Układ kwantowy na skutek oddziaływania z otoczeniem, utraci zdolność do interferowania z innymi funkcjami falowymi" - jak mówi profesor. Ten proces jest nieodwracalny, bardzo szybki, a w jego wyniku wyłania się świat, który dobrze znamy. Ontologicznie nasz świat jest pochodny. I wydobywa się ze świata pola kwantowego przez tę właśnie dekoherencję, czyli jakby rozbicie czegoś, co jest spójną całością.

Istnienie jest nierozerwalnie związane z niezmiernie skomplikowaną siecią struktur, które - przynajmniej w znacznej mierze - dają się modelować matematycznie, racjonalnie. Istnienie i racjonalność to dwa oblicza tego samego. Nie jest tak, że coś może istnieć, ale nie być racjonalne. Jeżeli jest nieracjonalne, jest niczym!

Leibnitz zadał ważne pytanie: Dlaczego istnieje raczej coś niż nic? Jeżeli istnienie i racjonalność są zamienne, to pytanie to jest równoważne pytaniu: Dlaczego coś jest raczej racjonalne niż nieracjonalne? Gdyby było nieracjonalne (irracjonalne), byłoby wykluczone z istnienia. Tę racjonalność (czyli fakt, że świat da się badać metodami opartymi na rozumie, metodami bardzo racjonalnymi) w tzw. świecie martwym można dostrzec gołym okiem (a przy okazji refleksja profesora, że tzw. "gołe oko" to mit, bo zwykle patrzymy na świat okiem szczelnie otulonym rozmaitymi nawykami i uprzedzeniami).

(4) Logos świata to świadectwo pochodzenia od Boga!

Czy świadomość i wszystkie jej konsekwencje, są tylko ubocznym produktem tej racjonalności, czy też najgłębszą jej podstawą? Czyli czym lub kim jest Absolut? I od razu uwaga: nie czyńmy zbyt szybkich porównań tej Świadomości z naszą świadomością. Nasza świadomość jest jedynie "obrazem i podobieństwem" tamtej. 

Nie wiemy, czy Wszechświat zaczął się od Wielkiego Wybuchu. To jedna z teorii naukowych. Wiemy, że obecna faza istnienia Wszechświata zaczęła się od stanu czegoś bardzo gęstego i bardzo gorącego. To nazywamy "Wielkim Wybuchem". Nie wiemy czy przedtem było coś, czy nie było. Czy pierwotna osobliwość początkowa była rzeczywiście osobliwością, czy jest to konstrukt naszej wciąż niepełnej wiedzy. Nie wiemy, co było przedtem. Nie wiemy, czy istnieją inne Wielkie Wybuchy, inne Wszechświaty. To są domysły i spekulacje. Nie wiemy, czy są możliwe inne zestawy praw fizyki, czy tylko jeden, a inne są logicznie niemożliwe. 

(5) Stan Alfa jako Wielkie Zacieśnienie Logosu

Ale mamy prawo sądzić, że istniał Stan Alfa, od którego wszystko wzięło początek. Nie musiał to być początek w sensie czasowym! Bo wszystko wskazuje, że czas jest tylko pochodną praw fizyki i gdy rodziły się prawa fizyki - i te, które znamy, może jakieś inne - czasu jeszcze nie było. Więcej - podejrzewamy, że najbardziej podstawowy poziom praw fizyki, praw rządzących Wszechświatem, jest aczasowy, nie potrzebuje czasu. Stan Alfa to wielkie zacieśnienie - zacieśnienie niezmierzonego Pola Racjonalności, Pole Potencjalności, Logosu w najczystszej formie. Tego "podpola" racjonalnych struktur, które stało się prawami fizyki i dzięki któremu Wszechświat (lub wszechświaty) rozpoczął przygodę istnienia. 

To rozpoczęcie nie musiało być zanurzone w czasie. Może było zawsze, o ile "zawsze" bez czasu ma jakieś znaczenie. "I tak upłynął wieczór i poranek - dzień pierwszy." (Rdz 1,1). W hipotezie filozoficznej ks. Hellera było to Pierwsze Wcielenie Logosu. Odwieczne Logos-Słowo, nieskończone Pole Racjonalności, stało się ciałem Wszechświata (od razu dodam, że dalej okaże się, że jest tylko Jedno Wcielenie Boga, które łączy w pozaczasowości stworzenie świata i poczęcie się w łonie Dziewicy Maryi). Nasuwa się od razu fragment z Ewangelii wg św. Jana (J 1,1):
Na początku było Słowo,
a Słowo było u Boga,
i Bogiem było Słowo.
Ono było na początku u Boga.
Wszystko przez Nie się stało,
a bez Niego nic się nie stało,
co się stało.
Ten przejaw Bożej Myśli stał się ciałem wszechświata, który po miliardach lat wyda nas, istoty rozumne i świadome. Nie tylko rzucą one wyzwanie racjonalności otaczającemu je światu, ale także postawią pytanie o dobro i zło.

(6) Człowiek i wolność decyzji

My dziś rozdzielamy: Prawda i Dobro. Że należą one do dwóch różnych porządków. Nauka docieka Prawdy, ale obszary Dobra są dla niej niedostępne. Dobro i zło to teren działalności człowieka. Najwięksi myśliciele było skłonni utożsamiać Prawdę i Dobro. I dodawali jeszcze Piękno, bo czyż samo utożsamienie Prawdy i Dobra nie jest Piękne?

Niezmierzone Pole Racjonalności, które było zanim stał się Stan Alfa, było również Niezmierzonym Polem Dobra. Stan Alfa, stworzenie Wszechświata, można również uważać za Wielkie Zacieśnienie Dobra, czyli jego Wielką Koncentrację. Jeżeli poszukamy w ludzkim języku wyrazu, który swoim znaczeniem najbardziej zbliżałby się do tego, co się wówczas stało, znajdziemy ten jeden - Miłość. Wszechświat poczęty został z Miłości.

Mamy prawo uważać, że każde poczęcie nowego człowieka jest "obrazem i podobieństwem" tamtego poczęcia. Ale zbyt często obrazem boleśnie zniekształconym. Bo wraz z pojawieniem się człowieka, pojawia się we Wszechświecie cecha, której mu dotychczas brakowało, a która musiała zaistnieć, żeby Wszechświat był "bardzo dobry" - wolność decyzji, możność wybierania między dobrem i złem. Wolność decyzji, wolna wola to:
  • albo wybranie Racjonalności i zakorzenienie się w Logosie, w Dobru, zjednoczenie w wolą Boga,
  • albo ustanowienie własnego porządku. "Non serviam!" (Jer 20,2), czyli odrzucenie woli Boga.
(7) Od Upadku do Golgoty

Pierwotna wina ludzkości, czyli człowieka, każdego z nas, polega na tym, że do Pola Racjonalności, do Pola Dobra człowiek wprowadza zgrzyt - irracjonalność zła. Choć zło/grzech jest zawsze czymś osobistym, jest ono również dramatem całego Logosu, jego Golgotą. Wzniesienie o tej nazwie poza murami starożytnej Jerozolimy może było już tylko prostą konsekwencją tej pierwotnej Golgoty, którą wprowadzamy poprzez nasze "non serviam!".

(8) Tajemnica zła i tajemnica jego naprawienia: Wcielenie jako Akt Miłości

Jeżeli zło jest rozdarciem Racjonalności-Dobra, to jego naprawienie musi być aktem Racjonalności-Dobra. Stoimy tu wobec wielkiego problemu ontologicznego, problemu na miarę Logosu. Ten problem ma wymiar kosmiczny, ale także wymiar osobisty każdego indywidualnego człowieka. Logos/Słowo "stało się ciałem" po to, aby wymiar kosmiczny stał się wymiarem człowieka - każdego człowieka.
 
Tak naprawdę jest tylko jeden akt Wcielenia Boga w Jego Stworzenie, bo w rzeczywistości bez czasu to, co nazwaliśmy Pierwszym Wcieleniem Logosu (poczęcie Wszechświata) i Drugie Wcielenie Logosu, czyli poczęcie się w ciele Dziewicy Maryi samego Boga to jednorazowy i spojony Akt Miłości. Żadne z tych Wcieleń nie byłoby pełne bez drugiego. Może jest to jeden Akt Miłości, tylko z naszego punktu widzenia rozdzielony w czasie.

Jeżeli tak, to tajemnica zła od samego początku została wykorzystana, by Miłość była jeszcze piękniejsza! Irracjonalność zła stała się elementem Racjonalnego Zamysłu. Racjonalność pochłonęła irracjonalność.

(9) Zło jest prawdziwie kosmicznym problemem!

"Wszystko, co tu mówię, jest ciemnością i mrokiem w porównaniu z oślepiającym blaskiem rzeczywistości" - mówi ks. Heller. Przypomina tu też teologię apofatyczną, która mówi, że o Bogu więcej nie da się powiedzieć niż da się powiedzieć.

Ks. Heller mówi dalej: "Teraz wchodzę w szczególnie przepastny obszar. Problem zła. Zło musi być wielkim dramatem, dramatem na skalę kosmiczną, skoro wymagało aż tak kosztownej naprawy. Biblia mówi, że śmierć i cierpienie są konsekwencją naszego zła, a cierpiący i umierający Logos wyrównaniem i przeważeniem. Jeżeli Logos przez swoje Pierwsze Wcielenie jest we wszystkim, to cierpi i umiera w każdym cierpieniu i każdym umieraniu.
 
List do Kolosan mówi przecież:
On jest obrazem Boga niewidzialnego -
Pierworodnym wobec każdego stworzenia,
bo w Nim zostało wszystko stworzone:
i to, co w niebiosach, i to, co na ziemi,
byty widzialne i niewidzialne,
czy Trony, czy Panowania, czy Zwierzchności, czy Władze.
Wszystko przez Niego i dla Niego zostało stworzone.
On jest przed wszystkim i wszystko w Nim ma istnienie.
Wszystkie cierpienia i wszystkie śmierci skoncentrowały się w Krzyżu Logosu. Ale i odwrotnie, nasze cierpienia i nasze umieranie nie są tylko nasze. On cierpi i umiera w nas. On jest krzyżowany we wszystkim, co nas boli i co w nas umiera. Umieranie na krzyżu jest aktem całego Kosmosu!

Racjonalność Dobra jest tak ogromna, że irracjonalność naszego zła staje się w nim nic nie znacząca, zostaje unicestwiona.

(10) Czym jest śmierć?

Jesteśmy dziwnym tworem. Swoją zdolnością myślenia mamy dostęp do Racjonalności, lecz swoją wolnością decyzji mamy możność czynienia rzeczy irracjonalnych.

Swoją genealogią jesteśmy zrośnięci z ewolucją Wszechświata, ale swoją indywidualnością wyrastamy ponad Wszechświat. Jądra atomowe, z których zbudowane jest nasze ciało, znajdowały soę kiedyś we wnętrzach masywnych gwiazd. Jesteśmy zbudowani z prochu Wszechświata, z gwiezdnego pyłu. Nasza świadomość, nasza racjonalna ale wolna wola są uwikłane w bezwładność materii. 

Ta bezwładność materii kiedyś nas pokona. Ciało wróci do elementów Wszechświata. Świadomość - przynajmniej w takiej postaci, jaką ją znamy - zgaśnie. Prawa fizyki dokonają swojego dzieła...

"- Ale co to są prawa fizyki?
- Wyłoniły się w wyniku Wielkiego Zacieśnienia nieskończonego Pola Racjonalności - zacieśnienia, które nazwałem Stanem Alfa."

A zatem prawa fizyki, które stanowią strukturę Wszechświata, są zanurzone w tym, co się zacieśniło, by je wydać. Nie są więc wszystkim, co jest. Śmierć może być wyzwoleniem z Zacieśnienia.

Wejściem w Rozszerzenie!

(11) Czym jest Życie?

Struktury matematyczne, które są obecnymi prawami fizyki, mogą być rozszerzone do większych struktur, których są podstrukturami. Te większe struktury też mogą wyznaczać jakąś fizykę; w braku lepszego określenia nazwijmy ją nadfizyką. W takiej interpretacji prawa naszej fizyki są granicznymi przypadkami praw nadfizyki. Puśćmy wodze wyobraźni! Cała ta wizja, cała ta hipoteza filozoficzna, jest dziełem wyobraźni, ale wyobraźni kształtowanej zawrotnymi perspektywami, jakie daje nam nauka:
  • Może druga zasada termodynamiki, rządzącej procesami rozkładu i śmierci, jest tylko granicznym przypadkiem ogólniejszej zasady nieograniczonego wzrostu?
  • Może twórczość i wzrost złożoności, które odbywają się kosztem rozpraszania energii, są tylko granicznym przypadkiem praw rządzących tworzeniem bez strat?
  • Może obszary, w których rozpraszanie energii wyznacza nieodwracalne upływanie czasu, są tylko znikomymi podzbiorami w bezczasowym obszarze istnienia?
  • Może bariera pomiędzy tym, co jest mierzalne i wyrażalne w liczbach, jest tylko brzegiem, który z perspektywy zanurzenia w Całości nie ma żadnego znaczenia?
Takich pytań można by mnożyć jeszcze więcej.

(12) Ćwiczenie wyobraźni - Wielkie Rozszerzenie czyli Stan Omega

Zadajmy sobie pytanie: Jak wyglądałby świat człowieka z perspektywy bakterii?

To Wielkie Rozszerzenie możemy nazwać Stanem Omega. Stan Omega jest przeznaczeniem każdego człowieka i całego Wszechświata (tu ojciec Heller przyznaje, że ten termin zaczerpnął od Teilharda de Chardin). Stan Omega dla nas dziś to to, jak bakteria widziałaby świat człowieka...

Koniec
 


P. S. Krzysztof Z. zadał bardzo konkretne i potrzebne pytanie. Jaką w tym Kosmicznym Dramacie rolę ma na przykład modlitwa. Czy może ona coś ubłagać, czy jest to tylko akt psychologiczny, który nam pomaga psychologicznie? Ks. Heller bardzo dobrze odpowiedział:

- Problem modlitwy jest bardzo ważny. I ładnie się wkomponowuje w Kosmiczny Dramat. Wielu mądrych ludzi nie lubi takiej wizji, że Bóg interweniuje w prawa przyrody. A ja na przykład modlę się, żeby była jutro ładna pogoda. I jak to wygląda w Kosmicznym Dramacie? Bóg widzi naszą modlitwę z perspektywy pozaczasowej (co trudne jest dla nas do wyobrażenia). Można powiedzieć, że widzi naszą modlitwę i widział ją też przed miliardami naszych lat. I mógł w warunkach początkowych Wszechświata tak to zakodować, żeby jutro była ta upragniona przez nas pogoda.

Świętych obcowanie też tak działa. Pamiętajmy, że wieczność to nie jest upływanie czasu. Z chwilą śmierci wchodzimy w obszar bezczasowy. Nie umiemy sobie takiej rzeczywistości wyobrazić. Ale właśnie takie oddziaływanie żyjących ludzi tu i tam (ich umysłów), między rzeczywistością czasową i pozaczasową istnieje. I wpływa na nas i na tych, po drugiej stronie rzeczywistości. Ks. Heller przypomniał też terminologię św. Tomasza z Akwinu: Bóg jest w æternitas, aniołowie i święci żyją w ævum, a my w tempus.

Postanowiłem zapisać w formie streszczenie wyjątkowo ważny wykład ks. prof. Michała Hellera pod tytułem "Kosmiczny Dramat". Słowa Hellera mogą zmienić postrzeganie świata, a może nawet życie. Dlatego są ważne i trzeba je spisać.

Gdy byłem małym chłopcem i nie wiedziałem, że Michał Heller jest księdzem, w księgarni, którą zawsze odwiedzałem w drodze ze szkoły (dla znających Sosnowiec, w "Plastrach Miodu", tam gdzie dziś jest sklep rowerowy) znalazłem pewną książkę. A że był to czas, gdy intensywnie zacząłem kupować książki (ok. 1984 roku), praca Hellera trafiła do mojego domu. I zafascynowała mnie. Zamarzyłem, żeby zostać astrofizykiem albo filozofem natury. Z tego dwojga zostało mi do dziś zainteresowanie kosmologią i teologią, ha ha. A okładkę książki pokazuję po lewej. Może ktoś ją zna?


niedziela, 3 maja 2020

Jak modlić się w języku elfów?



Jeden z moich Patronów napisał do mnie:
Mam szczęście mieszkać w Puszczy Białowieskiej i jeśli jeszcze gdzieś możliwe jest spotkanie leśnego Elfa, to jest to chyba ostatnie takie miejsce w Europie.Tak więc postanowiłem się nauczyć podstaw sindarinu, aby być uprzejmym w razie potencjalnego spotkania 😀

Znalazłem sporo materiałów do nauki. Niemniej największy problem sprawia mi poprawna wymowa. I w tym kontekście miałbym propozycję dla Pana. Czy nie mógłby Pan nagrać na YouTube powiedzmy 4 filmiki po 15 minut każdy, w których przedstawiłby Pan tj. pokazał tekst i powoli przeczytał na przykład:

1. modlitwę "Ojcze Nasz" i "Zdrowaś Mario" w Pańskim tłumaczeniu na sindarin,

2. podstawowe zwroty powitania, pożegnania i np. najpopularniejsze sentencje z książek Tolkiena, itp.

3. teksty czytanek z lekcji Sindarinu (ta część dla poczatkujących) opracowanych przez T. Renka.
To bardzo fajny pomysł! I dlatego już dziś nagrałem pierwszy z tej serii filmików (włączcie napisy!). Może kiedyś Patroni zbiorą fundusz na lepszy mikrofon i statyw? W każdym razie polecam się na Patronite.pl/Galadhorn i PayPal.me/Galadhorn

A to teksty, które próbowałem wyrecytować:

Neo Sindarin (by Galadhorn):

Vi eneth Adar ar Ion ar Fae Aer
 
Sindarin (by J. R. R. Tolkien + Galadhorn):
 
1. Ae Adar vín i vi Menel
2. no aer i eneth lín
3. tolo i arnad lín
4. caro den i innas lin bo Ceven sui vi Menel.
5. Anno ammen sír imbas ilaurui vín
6. ar díheno ammen i úgerth vin sui mín i gohenam di ai gerir úgerth ammen
7. ah ú-dogo na-vael ammen dan leithio ammen ed ulug! Tanc
 
Neo Sindarin (by Galadhorn):
 
1. Ai Meri, meleth-phant,
2. Hîr ah-le; daethannen im bessath phain
3. a daethannen iaf e-huvech, Iesus.
4. Aer Meri, Eru-Emel,
5. hero ammen ugerthain
6. sí ar vi lú i gurth vín. Tanc