wtorek, 27 lutego 2024

Przyjaźń w świecie ogarniętym przez Cień

Elena Kukanowa, "Turin i Beleg"

Philia to po grecku więź przyjacielska

W swojej genialnej książce Cztery miłości C. S. Lewis opisuje miłość w jej czterech formach: przywiązania rodzicielskiego, przyjaźni, miłości erotycznej i miłosierdzia (caritas/agape). Opisując przyjaźń, Lewis opisuje też swoją głęboką przyjaźń, która połączyła go z J.R.R. Tolkienem i Charlesem Williamsem (ukrywają się oni pod enigmatycznymi imionami Ronalda i Karola).

Philia (gr. φιλία) to miłość, która pod względem siły i czasu trwania upodabnia przyjaciół do rodzeństwa. Przyjaźń to silna więź istniejąca między ludźmi podzielającymi wspólne wartości, zainteresowania i podejmującymi wspólne działania. Nie należy jej mylić z koleżeństwem, znajomościami. Lewis natychmiast odróżnia miłość przyjaźni od innych miłości. Opisuje przyjaźń jako „najmniej biologiczną, organiczną, instynktowną, towarzyską i niezbędną… najmniej naturalną z miłości”. Nasz gatunek nie potrzebuje przyjaźni, aby się rozmnażać, ale w świecie klasycznym i średniowiecznym to miłość znajduje się na  wyższym poziomie, ponieważ została wybrana w sposób wolny (nie kierują nią biologia i seksualność).

Lewis wyjaśnia w Czterech miłościach, że prawdziwa przyjaźń, taka jak biblijna przyjaźń Dawida i Jonatana, jest sztuką niemal zagubioną. Autor wyraża silną niechęć do sposobów, w jaki współczesne społeczeństwo lekceważy przyjaźń. Zauważa, że nie pamięta żadnego wiersza, który celebrowałby prawdziwą przyjaźń o takiej sile, jak ta między Dawidem i Jonatanem, Orestesem i Pyladesem, Rolandem i Oliverem, Amisem i Amilesem. Lewis mówi dalej: „Starożytnym przyjaźń wydawała się najszczęśliwszą i najbardziej ludzką ze wszystkich miłości, koroną życia i szkołą cnót. Dla porównania współczesny świat ją ignoruje”.

Przyjaźń dla Lewisa była formą miłości, która zasługuje na głębokie uznanie i szacunek. Jednak według niego niewiele osób we współczesnym społeczeństwie mogło cenić ją tak bardzo, ponieważ tak naprawdę niewielu rzeczywiście doświadczyło prawdziwej przyjaźni.

Niemniej jednak Lewis nie był ślepy na to, co uważał za niebezpieczeństwa związane z przyjaźnią i dla samej przyjaźni.

Lewis pisze: 
W naszych czasach stało się konieczne obalenie teorii, że każda głęboka, poważna przyjaźń jest w gruncie rzeczy homoseksualizmem.

Ważne jest tu owo niebezpieczne określenie w gruncie rzeczy. Twierdzenie, że każda przyjaźń jest świadomie i wyraźnie homoseksualna, byłoby zbyt widocznym fałszem, wobec czego mędrcy uciekają się do mniej drastycznego zarzutu, że jest ona w gruncie rzeczy homoseksualna w jakiś podświadomy, tajemniczy, Pickwickowski sposób. A tego twierdzenia choć nie sposób dowieść, nie sposób również zbić. Fakt, że nie można znaleźć w postępowaniu dwóch przyjaciół żadnych bezwzględnych dowodów homoseksualizmu, bynajmniej nie peszy mędrców. „Właśnie tegośmy się spodziewali” – mówią z powagą. Brak dowodów jest więc traktowany jako dowód; brak dymu dowodzi, że ogień ukryto bardzo starannie. Tak – o ile on w ogóle istnieje. Ale musimy wpierw dowieść, że istnieje. W przeciwnym wypadku rozumujemy jak człowiek, który by powiedział: „Gdyby na tym krześle siedział niewidzialny kot, krzesło wyglądałoby puste; krzesło właśnie wygląda puste, czyli że siedzi na nim niewidzialny kot”.

Pocałunki, łzy, uściski nie są same w sobie dowodem homoseksualizmu. Ten wniosek byłby zresztą zbyt zabawny. Hrothgar ściskający Beowulfa, Johnson ściskający Boswella (notorycznie heteroseksualna para), a u Tacyta wszyscy ci obrośnięci, twardzi centurionowie, obejmujący się nawzajem i w momencie rozwiązania legionu błagający o ostatni pocałunek, mieliby być… pederastami? Jeśli możesz w to uwierzyć, możesz uwierzyć we wszystko. Z punktu widzenia szerokich historycznych perspektyw właśnie nie demonstracyjne odruchy przyjaźni naszych przodków, ale brak takich odruchów w naszym społeczeństwie wymaga specjalnych objaśnień. Nie oni, a my nie dotrzymujemy kroku.

Dziś niewielu uważnie czyta książki. Za to wielu buduje swoje skojarzenia poprzez obraz filmowy. Tak jest z odbiorem Władcy Pierścieni we współczesnym, tak zdezorientowanym świecie... Stąd dziwne memy, komiksy, pornograficzne fanfiki itd.

Tymczasem w biografii Carpentera przeczytamy, że Tolkien w wieku lat 19 nigdy nie słyszał o homoseksualizmie. O tym zjawisku przeczytamy tylko w takich, wiele mówiących, fragmentach Biografii:

Ta skłonność do zwykłego męskiego stroju była być może po części reakcją na zbytnią fircykowatość i sugerowany homoseksualizm „estetów”, którzy pierwszy raz pojawili się w Oksfordzie w czasach Wilde’a i których spadkobierców, ubierających się w pastelowe kolory i przejawiających nieokreśloną delikatność zachowania, można było jeszcze tam spotkać w latach dwudziestych i na początku trzydziestych. Z takim trybem życia Tolkien i większość jego znajomych nie chcieli mieć nic wspólnego i stąd brał się ich niemal przesadny entuzjazm dla tweedowych marynarek, flanelowych spodni, nierzucających się w oczy krawatów, solidnych brązowych butów odpowiednich do spacerów na wsi, burych płaszczy i kapeluszy oraz krótko obciętych włosów. Sposób ubierania się Tolkiena także odzwierciedlał niektóre z wyznawanych przez niego wartości, jego miłość do wszystkiego, co umiarkowane, rozsądne, niekrzykliwe i angielskie.

Carpenter o przyjaźni Tolkiena i Lewisa pisze tak (tam po raz trzeci w jego książce pojawia się słowo homoseksualizm):

Podobne uczucia podzielało wielu ówczesnych mężczyzn, choć może mniej świadomie. Istniały tego precedensy w starożytności; w czasach nam bliższych było to w pewnym stopniu rezultatem pierwszej wojny światowej, w której mężczyźni stracili tylu przyjaciół, że ci, którzy przeżyli, odczuwali potrzebę utrzymywania bliskich kontaktów. Taka przyjaźń była niezwykła, a zarazem naturalna i nieunikniona. Nie miała w sobie nic z homoseksualizmu (Lewis słusznie wyśmiewa to przypuszczenie), jednak nie obejmowała kobiet. Jest to wielka tajemnica życia Tolkiena i jeśli będziemy próbowali ją analizować, niewiele z niej zrozumiemy. Jeśli natomiast sami przeżyliśmy kiedyś taką przyjaźń, to będziemy doskonale wiedzieli, o co w niej chodzi. Jeśli i to nam nie pomoże, znajdziemy jej ślady we Władcy Pierścieni.

Tak - Tolkien wyjaśnia to w słynnym liście 43. (tutaj cytuję go na moim blogu) - przyjaźń między mężczyzną i kobietą jest prawie niemożliwa: zdarza się albo między świętymi (np. między św. Franciszkiem i św. Klarą), albo gdy zakończy się w życiu okres seksualnych zauroczeń i płodzenia dzieci:

W tym upadłym świecie "przyjaźń", która powinna być możliwa między wszystkimi istotami ludzkimi, między mężczyzną i kobietą jest właściwie niemożliwa. Diabeł ma nieograniczoną pomysłowość, a płeć jest jego ulubionym tematem. Równie zręcznie potrafi złapać człowieka poprzez szczodre, romantyczne czy też czułe motywy, jak też podlejsze czy bardziej zwierzęce. Taką "przyjaźń" usiłowano często nawiązać: prawie zawsze zawodzi jedna lub druga strona. Możliwa może być w późniejszym okresie życia, kiedy opada fala seksu.

Powtarzając słowa Lewisa: "Pocałunki, łzy, uściski nie są same w sobie dowodem homoseksualizmu". Jeżeli sami mieliśmy w tym życiu szansę przeżyć prawdziwą przyjaźń (a jest to dziś przywilej niewielu), to będziemy doskonale wiedzieli, na czym polegała przyjaźń Trzech Inklingów i czym są dowody czułości i przyjaźni we Władcy Pierścieni.

A to, co pojawia się w sieci, na seminariach Towarzystw Tolkienowskich, wśród fanów (bo na pewno nie wśród prawdziwych miłośników)? Już sam taki pomysł zasmuca. Frodo i Sam, Aragorn i Glorfindel, Beren i Beleg... Jeżeli ktoś ma tutaj dziwne skojarzenia, powinien pomyśleć, dlaczego w jego życiu brakuje relacji i więzi...

Bardzo ci polecam tę książkę!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz