Dużo czytam, mało piszę. A mam tyle pomysłów. Jakoś ciężko zabrać mi się za pisanie, bo... Bo ciąży nade mną takie przeświadczenie, że na tym etapie życia mam napisać książkę. I mam mnóstwo pomysłów. I wiem, że jak zacznę pisać, porwie mnie to. I tego się właśnie jakoś obawiam. Ale czytam, czytam... Nie dam rady napisać recenzji wszystkich przeczytanych książek (a przecież do tego się zobowiązałem), ale choć po jednym, dwóch zdaniach, dobrze?
Wygląda na to, że do tegorocznego celu brakuje mi już tylko dwóch pozycji. I wchodzę w akcję 52/2016! A Ty?
31/52: Szczepan Twardoch, Wieloryby i ćmy. Z jednej strony jest to na pewno swoista masturbacja egotyka (większość dobrych artystów to egotycy). Z drugiej książka pozwala lepiej zrozumieć, o co chodzi w takich dziełach jak Wieczny Grunwald albo Drach. A że ze Szczepanem dzielę pochwałę męstwa oraz kocham tak jak on Północ, czytało mi się to dobrze i z ciekawością.
32/52: Andrzej Stasiuk, Wschód. Piękny język, wielka wrażliwość. Stasiuk gra na zapomnianych strunach człowieka, który dzieciństwo spędził w innej epoce, w innych didaskaliach. I dużo można się dowiedzieć o Wschodzie. Tym bardzo bliskim i tym dość dalekim...
33/52: Paulina Niechciał, Mniejszość zaratusztriańska we współczesnym Teheranie. Pasjonująca jest część przedstawiająca prawdziwe wierzenia współczesnych zaratusztrian i ich walkę o uznanie za monoteistów w społeczeństwie islamskiego Iranu. Bardzo ciekawa praca naukowa, którą wypatrzyłem w katowickim Matrasie.
34/52: Zbigniew Kadłubek, Listy z Rzymu. Mądra, inspirująca książka po śląsku i po polsku. Wymaga głębszej recenzji. Zajmę się tym niedługo...
35/52: Michael Cook, Koran. Pożyteczny komentarz do Koranu, który człowiekowi Zachodu wiele wyjaśnia. Jest też część poświęcona sprawom, które nas dziś najbardziej interesują: stosunkowi do praw kobiet oraz dżihadowi. To jest książka neutralna - nie jest ani "politycznie poprawna" ani oskarżycielska.
36/52: The Qur'an. Angielskie tłumaczenie Oxford University Press z przypisami. Nie
czytałem od deski do deski (w ten sposób przeczytałem dawno temu polski
przekład), ale zajrzałem w wiele kontrowersyjnych miejsc, a także tam,
gdzie pisze się o osobach, zwanych Isa i Mariam. Bóg muzułmanów nie jest
Bogiem miłości. Jezus muzułmanów nie jest Bogiem, Chrystusem. Maria
muzułmanów jest siostrą... Mojżesza...
37/52: William Golding, Spadkobiercy. Golding właśnie tę książkę uważał za najważniejszą. A my cenimy go (i znamy) głównie za świetnego Władcę Much. Dla mnie Władca jednak lepszy, ale to właśnie Spadkobiercy są ciekawi, bo zadają pytania o początek człowieczeństwa i działają na naszą paleontologiczną wyobraźnię. Polecam!
38/52: J.R.R. Tolkien, Beowulf. Dla mnie wydarzenie roku. Wszystko, co chcielibyście wiedzieć o Beowulfie. Wszystko, co w Beowulfie zainspirowało wątki Władcy Pierścieni (świetna zabawa, żeby te wątki odnaleźć). A do tego mnóstwo informacji o "epoce heroicznej" i cudowne poetyckie tłumaczenie poematu pióra Katarzyny "Elring" Staniewskiej.
39/52: Robert Graves, Córka Homera. Uwielbiam te zabawy klasyczne, historyczne z czytelnikiem, który co nieco wie o starożytności. Kolejna książka Gravesa, która zadaje pytania i inspiruje.
40/52: Randal Munroe, Co by było gdyby. Lubię książki, które popularyzują naukę. Ale trochę się zawiodłem. Niby fajne pytania, niby super rysunki, ale z książki zapamiętałem tylko to, jakie by były konsekwencje zatrzymania się Ziemi.
41/52: Michel Houllebecq, Uległość. Jedna z moich lektur roku! Czyta się szybko, z wypiekami, chętnie się sprawdza i ogląda miejsca w Google Earth. Książka jest znakomitą ilustracją tego, co dzieje się teraz we Francji (zamachy sprzed miesiąca, droga Marine Le Pen po władzę, której nigdy nie dostanie...). 'Uległość' to jedno z tłumaczeń słowa islam.
42/52: C. W. Ceram, The Secret of the Hittites. Klasyczna pozycja na temat niezwykłego indoeuropejskiego ludu Hetytów. Jesteśmy krewniakami, a mało się znamy. Kupiłem w angielskim antykwariacie. Świetna książka sprzed lat. I do tego to nazwisko - Ceram, który jest arcymistrzem ciekawego pisania o archeologii.
43/52: J.R.R. Tolkien, The Art of The Lord of the Rings. Piękna książka. Mnóstwo grafik i inskrypcji Tolkiena, których wcześniej nie znaliśmy. Uczta dla oka, bo książka cudownie wydana (jak jej poprzedniczka - książka o Hobbicie, którą miałem przyjemność tłumaczyć).
44/52: Richard Rohr, Andreas Ebert, Enneagram. Wróciłem do tej książki po latach, gdy rozmawiałem o enneagramie z moją dziewczyną. Jestem Trójką (a konkretnie 3w2). Moim zdaniem świetna metoda opisu swojego charakteru i jednocześnie narzędzie do pracy nad charakterem. Nie widzę tu New Age, co enneagramowi zarzucają dziś neopurytanie.
45/52: Ursula Le Guin, Miejsce początku. To było moje miejsce początku wśród leguinowskich lektur. To książka, która ma wielkie znaczenie w moim związku, ale nie chcę o tym tutaj się rozpisywać... Piękna książka o bezsensie i sensie życia, o znaczeniu fantazji, o samotności i miłości. Lubię wracać do mojego Miejsca początku.
46/52: Ewa Winnicka, Angole. Gorzka lektura. Książka o emigracji. O jej kosztach. Zbiór małych reportaży, żywoty polskich Angoli i prawdziwych Angoli, którzy spotkali Polaków. Dużo się dowiedziałem o charakterze Anglików i charakterze emigrujących Polaków. Świetne są te fragmenty, gdzie pokazane jest zderzenie naszych mentalności. Bardzo polecam!
47/52: Marian Adamus, Tajemnice sag i run. Moja ulubiona lektura w czasach licealnych. Prawie cały czas miałem ją wypożyczoną ze szkolnej biblioteki. A niedawno kupiłem ją za grosze na Allegro. I jestem pierwszym czytelnikiem tego egzemplarza (wiele stron nigdy wcześniej nie było otwieranych - prosto z drukarni, prosto z lat 70.!). Wielki zbiór wiedzy o mitologii skandynawskich Germanów, o sagach, o obyczajowości średniowiecznej na Północy. A do tego pasjonujący wykład o dziejach pisma runicznego, o runicznych szyfrach, o runach naukowych i runach pseudonaukowych, nazistowskich. Bardzo polecam. Ta książka pomaga mi się przygotować na wykłady o runach, które miewam co jakiś czas w muzeach i bibliotekach...
48/52: Barry Cunliffe, Britain Begins. Książka, którą kupiłem w Stonehenge. Wybitne dzieło na temat najdawniejszych mieszkańców Brytanii. Wielkim plusem są niezwykłe mapy, badania genetyczne, piękne zdjęcia stanowisk archeologicznych. Książka, do której się wraca.
49/52: Geoffrey of Monmouth, The History of the Kings of Britain. Geoffrey to taki angielski Kadłubek. Ale też to taki średniowieczny Tolkien. Znakomita kronika, w której więcej zmyśleń niż prawdy. A jednak to właśnie Geoffrey wpływa na wyobraźnię Anglików tak, jak za 500 lat będzie na nią wpływał być może Tolkien (?).
50/52: Bede, The Ecclesiastical History of the English People. Lubię średniowieczne kroniki. U Czcigodnego Bedy znalazłem mnóstwo informacji na temat Anglów, Sasów i ich utarczek z Brytami. Kronika, do której warto wracać. Bezcenna wiedza, która przydaje mi się podczas wycieczek do Anglii.